"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Jak na ironię, w niedzielny wieczór niemal o tym samym czasie mieliśmy jakże dwa różne mecze. Z jednej strony Polska grała z Albanią i muszę przyznać, że nie dało się tego oglądać. Wyłączyłam telewizję po 10 minutach, bo obecne poczynania Roberta Lewandowskiego i spółki pozostawiają wiele do życzenia.
Za to we Wrocławiu mieliśmy obrazki chwytające za serce. Trudno inaczej skomentować postawę ekipy Betard Sparty Wrocław, która otrzymywała cios za ciosem, a i tak awansowała do finału PGE Ekstraligi. Najpierw kontuzja Taia Woffindena, w trakcie meczu zespół stracił Macieja Janowskiego, a na końcu urazu nabawił się jeszcze Charles Wright.
Mecz we Wrocławiu był piękny. To było widowisko chwytające za serce, w przeciwieństwie do tego, co prezentowała reprezentacja Polski w Albanii. Chciałabym też zwrócić uwagę na osobisty dramat Janowskiego. Ledwie kilka tygodni wcześniej na tym samym stadionie dał naszej reprezentacji zwycięstwo w Drużynowym Pucharze Świata, a teraz wskutek awarii sprzętu nabawił się kontuzji, która eliminuje go z walki o złoty medal w PGE Ekstralidze. To tylko pokazuje piękno, ale i brutalność sportu.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Witkowski uderza w żużlowców. "Zarabiają za dużo, to są łatwe pieniądze"
Wrocławianie muszą się szykować do walki o Drużynowe Mistrzostwo Polski bez kontuzjowanych Woffindena i Janowskiego. W finale nie zobaczymy też Wrighta, który został ściągnięty po to, by zastąpić... Woffindena. To istne fatum i trudno wymienić inny zespół, który w ostatnich latach miałby takiego pecha.
Ktoś może powiedzieć, że sytuacja Betard Sparty jest tragiczna. Jednak w niedzielę też byli tacy, którzy przewidywali, że wrocławianie nie poradzą sobie z For Nature Solutions KS Apatorem Toruń w związku z licznymi kontuzjami. Zespół stanął jednak na wysokości zadania i nie mam wątpliwości, że zdobył serca wielu Polaków.
Półfinał z torunianami miał zresztą swoją dramaturgię. Gdy pod koniec meczu torunianie wygrali jeden z wyścigów podwójnie, to wydawało się, że mają rywala na widelcu i odrobią straty. Tymczasem chwilę później podwójne zwycięstwo odnieśli juniorzy Bartłomiej Kowalski i Kevin Małkiewicz, co wywołało euforię na Stadionie Olimpijskim. To najlepszy dowód na to, że w sporcie może zdarzyć się wszystko i skreślanie wrocławian przed finałem może być przedwczesne.
Czytaj także:
- "Trochę nieprzemyślane". Zaskakujące słowa bohatera Betard Sparty
- Janowski już po operacji. Kapitan Sparty przekazał najnowsze wieści