Tomasz Gapiński miał być solidnym filarem w kadrze H.Skrzydlewska Orła Łódź. I choć plany były ambitne, to dwie kontuzje skutecznie pokrzyżowały mu realizację zadań na ten rok.
Już w pierwszej fazie sezonu żużlowiec doznał urazu, którego leczenia nie dało się w żaden sposób przyśpieszyć. - Mam tę samą kontuzję, którą leczył niedawno Kacper Woryna. Mięśnie przy obojczyku mam zerwane. To jest bardzo bolesny uraz. Na dodatek nic z tym nie można zrobić - mówił Gapiński w rozmowie z WP SportoweFakty w połowie maja.
Kiedy udało mu się dojść do ładu ze zdrowiem i znów cieszyć się radością z jazdy w lewo, to niespełna miesiąc później zaliczył kolejny groźny upadek.
ZOBACZ WIDEO: Witkowski o kolejnym skandalu w żużlu. "Sytuacja jest nieakceptowalna"
Skutkiem kraksy na Moto Arenie było wieloodłamowe, przestawne złamanie nasady dalszej kości promieniowej lewej, złamanie wyrostka rylcowatego kości łokciowej lewej oraz wieloodłamowe złamanie podstawy i dolnej części trzonu V kości śródręcza prawego. Oprócz tego złamaniu uległo również siódme lewe żebro.
Brązowy medalista Indywidualnych Mistrzostw Polski z 2015 roku wierzył, że uda mu się wrócić na tor. Była opcja, by pomóc drużynie prowadzonej przez Marka Cieślaka w walce o utrzymanie w 1. Lidze, ale ostatecznie wtedy nie udało się dosiąść motocykla. Na powrót Gapiński czekał do 15 września.
"Po czterech miesiącach bez 5 dni. Było szybko" - napisał krótko Gapiński w mediach społecznościowych i załączając materiał wideo z treningu na torze w Pile.
Kontuzja Gapińskiego ani przez moment nie wywołała u niego myśli, by skończyć karierę. W sezonie 2024 nadal ma reprezentować barwy H. Skrzydlewska Orła Łódź. W tym roku Gapińskiemu udało się ostatecznie wystartować w siedmiu meczach, w których na torze prezentował się w 31 wyścigach. Zdobył 38 punktów i osiem bonusów.
Czytaj także:
- Ma konkretny cel na okienko transferowe
- Zadają sobie jedno ważne pytanie - "co dalej?"