Leon Madsen przed sezonem typowany był za najgroźniejszego rywala dla Bartosza Zmarzlika w walce o złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata. Sam Duńczyk również zapowiadał pełną koncentrację w walce o najważniejsze trofeum na świecie.
Tymczasem od początku sezonu w Grand Prix zmaga się z olbrzymimi problemami. W efekcie, zamiast walczyć o złoty medal teraz musi pracować nad tym, by utrzymać się w cyklu.
Dużo pomógł mu w tym kierunku sobotni występ w Vojens. 35-latek z Vejle wygrał przed własną publicznością.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Kowalski, Woryna, Zmora [CAŁY ODCINEK]
- Bardzo tego chciałem i mocno na to liczyłem, więc tym bardziej cieszę się, że dokonałem tego właśnie tutaj, na mojej ziemi i przed tymi fantastycznymi kibicami. Najważniejsza informacja tego wieczoru jest taka, że idę w dobrym kierunku ze swoimi silnikami. Dużo pracowałem nad sprzętem ze swoim tunerem Brianem Kargerem, by te jednostki lepiej spisywały się na torach twardych i śliskich - powiedział Madsen na antenie Eurosportu.
Madsen bardzo dobrze spisywał się w rundzie zasadniczej, bo po czterech seriach miał na swoim koncie dwa zwycięstwa i dwie drugie pozycje. W piątym wyścigu przytrafiło mu się zero. Czym było spowodowane? - Poszliśmy w złym kierunku z ustawieniami. To, co zrobiliśmy, nie zagrało tak, jakbyśmy tego oczekiwali, więc na półfinał wróciliśmy do poprzednich konfiguracji - dodał.
Dla Madsena był to dobry ruch, bo w półfinale dojechał do mety na drugim miejscu, a w finale okazał się najlepszy. Musiał się jednak trochę napracować, by kilka chwil później odsłuchać hymnu narodowego. - W Vojens mieliśmy bardzo twardy i śliski tor, więc tym bardziej cieszę się, że ten mój sprzęt spisał się tak dobrze - zakończył z uśmiechem na ustach, ale i z łzami w oczach.
Czytaj także:
Śladami Taia Woffindena - z australijskiego Perth do PGE Ekstraligi
Hans Nielsen menadżerem klubu z polskiej ligi!