Trzykrotny indywidualny mistrz świata w trakcie kwalifikacji do rundy Speedway Grand Prix w Vojens ubrał zły kombinezon i zamiast wystartować w tym dedykowanym na cykl, pojawił się na torze, w swoim indywidualnym kevlarze. To, po sporym zamieszaniu, spowodowało, że Polak nie został dopuszczony do przedostatniego tegorocznego turnieju.
Zaskoczenia nie kryli Jacek Ziółkowski oraz Krzysztof Cegielski, którzy w krytyczny sposób wypowiedzieli się w Magazynie PGE Ekstraligi emitowanym na WP SportoweFakty na temat całej sytuacji. Chociaż obaj wyrazili swoje opinie w trochę innym tonie. Szkoleniowiec Platinum Motoru Lublin stwierdził, że nasz kraj może być w pewnym sensie sam za to odpowiedzialny.
- Można powiedzieć, że krew człowieka zalewa. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać. To, ile my, jako kraj, dajemy na żużel, jak rozwijamy tę dyscyplinę, a jak jesteśmy traktowani, to woła o pomstę do nieba. Sami sobie ten bicz ukręciliśmy i kręcimy go dalej. Widocznie lubimy, jak jesteśmy tak traktowani - powiedział opiekun Koziołków.
ZOBACZ WIDEO: Kowalski wywołał wtedy skandal. "Lekcja została odrobiona"
Były żużlowiec z kolei zwracał uwagę na coś innego. Przede wszystkim podkreślił, że za takie wykroczenia nigdy nie stosowano takich kar. Jego zdaniem mogło dojść do dyskwalifikacji, jeśli chodziłoby o doping, czy bycie pod wpływem alkoholu, a nawet w przypadku, gdyby Bartosz Zmarzlik wcześniej źle się zachowywał i działał przeciwko organizatorom. Jednakże 28-latek jest pokorny, a nawet czasami za bardzo, ponieważ byłby w stanie wykorzystać swoją pozycję. Co więcej, to właśnie za to, że jest tak grzeczny, potraktowano go w ten sposób.
Nie ukrywa równocześnie, że wychowanek Stali Gorzów został ofiarą wojny środowiska międzynarodowego z polskimi władzami żużla. Przytoczył sytuację, gdy kilka lat temu przed GP we Wrocławiu w studio mierzył grubość opony. Wówczas Armando Castagna był bardzo zły. - Najchętniej fizycznie zrzuciłaby mnie z tego studia. W parkingu toczyły się dyskusje na temat tego, co my robimy. Ich opony oczywiście były nieregulaminowe, a zostały dopuszczone. Miały przez nich przyznaną licencję, a później musieli się z tej homologacji wycofywać - wspominał gość naszego programu.
- Mają problem chorobliwej zazdrości. Zazdroszczą nam wszystkiego, zaczynając od naszych lig żużlowych, bo nawet nasza 2. Liga Żużlowa jest lepiej zorganizowana, niż wszystkie zagraniczne rozgrywki. Zazdroszczą nam również sukcesów międzynarodowych i po to stworzyli Speedway of Nations. Nawet w tym Vojens, dzień wcześniej, nasi juniorzy zajęli całe podium. Oni po prostu nie mogą z tym żyć i mają z tym problem - dodał.
W jego opinii to była akurat kumulacja wszystkich spraw. Zresztą sami organizatorzy SGP mieli nie zauważyć błędu Zmarzlika, a zwrócić na to uwagę miał jeden z działaczy. - Wówczas nagle całe jury zaczęło się zachowywać jak dzieci otwierające prezent pod choinką. Dostali oni jakiegoś małpiego rozumu i żadne argumenty nie trafiały do nich po tym, jak zobaczyli, że mogą zastosować dyskwalifikację. To spadło im jak gwiazda z nieba. Baliby się to zrobić przed rundą w Toruniu, tak samo nie odważyliby się wykluczyć zawodników, którzy są sponsorowani przez tę samą firmę, co Grand Prix - przekazał szef Stowarzyszenia Żużlowców "Metanol"
Przyznał także, że osobiście lubi Armando Castagne oraz Phila Morrisa, ale mimo wszystko liczy, że dojdzie do sporych zmian. - Mam nadzieję po prostu, że ta sytuacja spowoduje coś dobrego i ktoś, kto się nie nadaje na te stanowiska, straci posadę i nie będziemy musieli się już z nimi mierzyć, bo przecież z niektórymi jest ciągle problem. Nawet stwierdziłem, że zaczynam trenować włoski, ponieważ Armando nie rozumie w innym języku, ale mam nadzieję, że nie będę musiał się go uczyć i wcześniej Włoch zakończy swoją misję - powiedział.
- Gdy Rene Schaefer jest dyrektorem w turniejach, to tory są lepiej przygotowane i nie ma zamieszania w parku maszyn. Jest spokojniej i wszystko jest lepiej zorganizowane. Gdy Morris zdziera kolejne pary butów, biegając w tę i z powrotem, robiąc dużo szumu i krzycząc na żużlowców, to tylko przynosi większy chaos. Zawodnicy nie raz mieli do niego o to pretensje. Niestety to nie jest osoba, która łączy - podsumował Krzysztof Cegielski.
Czytaj także:
- Żużel. Apator wycenił swojego wychowanka. Wymagania na razie odstraszają
- Żużel. Prezes Polonii Bydgoszcz potwierdza. Ten zawodnik zostaje w klubie!