Choć brzmi to zaskakująco, to obecny uczestnik cyklu Grand Prix jest w tym momencie najtańszym zawodnikiem na pierwszoligowym rynku. Mowa oczywiście o żużlowcach prezentujących wysoki poziom. Kim Nilsson wbrew zapowiedziom ekspertów udowodnił w tegorocznej 1. LŻ, że nadaje się na ten poziom (średnia 1,900 pkt/bieg), a nieźle idzie mu także w Grand Prix, gdzie potrafi wygrywać wyścigi z dużo lepszymi zawodnikami, a w klasyfikacji generalnej zajmuje 13. miejsce.
Ocenie Szwed jest bardzo aktywny na rynku transferowym i od kilku dni wysyła klubom oferty opiewające na 150 tysięcy złotych za podpis i 3 tysiące za każdy zdobyty punkt. Prezesi klubów reagują dużym zdziwieniem, bo takich stawek na rynku nie widziało już dawno, a już zwłaszcza u zawodników Grand Prix. Nilsson podchodzi jednak do sprawy na chłodno i zdaje sobie sprawę, że po wycofaniu się Trans MF Landshut Devils, nie będzie łatwo znaleźć mu klubu.
Różnica pomiędzy oczekiwaniami Nilssona, a jego konkurentów do walki o miejsce w I lidze jest znacząca, bo inni obcokrajowcy wyceniają się przynajmniej na 350-400 tysięcy złotych za podpis i 3-4 tysiące złotych za punkt. Wiadomo już jednak, że kto do tej pory nie znalazł sobie klubu, ten może już tylko pomarzyć o takich stawkach.
Bez pracy wciąż pozostaje bardzo wielu zawodników o porównywalnej klasie, a prezesi skupiają się już tylko na uzupełnieniu składów. Nikt więc nie będzie przepłacał. Na tym tle pozytywnie wyróżnia się Nilsson, którym zaczyna się interesować coraz więcej klubów.
Wiadomo, że zawodnik jest po rozmowach w Bydgoszczy i Rzeszowie, a każdy z klubów wyraził wstępne zainteresowanie. Teraz wszystko zależy od postawy innych zawodników. Nilsson nie jest nigdzie numerem jeden na liście życzeń, ale jeśli wcześniejsze wybory nie będą skłonne zejść z ceny, to możliwe, że to właśnie Szwed wskoczy w ich miejsce.
ZOBACZ WIDEO: Jest zaskoczony. Mówi o bierności Fogo Unii i ZOOleszcz GKM-u
Czytaj więcej:
Apator to klub na lata dla Sajfutdinowa?
Przełom w sprawie oświetlenia w Poznaniu