Stefan Smołka: Marzenie mas

Rybnik wraca do gry. Takie stwierdzenie, tylko hipotetyczne niestety - w temacie żużla - jest życzeniem wielu, jak zdążyłem się bez cienia wątpliwości zorientować. Dlaczego o tym nie mówić, skoro taka jest wola mas? Jak długo jeszcze owo pobożne życzenie pozostanie w sferze marzeń? Tego nie wie nikt.

Rybnik ma najwierniejszych kibiców w Polsce. To jest fenomen. Proszę mi pokazać gdzie indziej tylu ludzi na trybunach, nawet podczas treningów i sparingów, przy takiej nieposolonej mizerii, jaka oferowana jest w Rybniku. Od lat drużyna, czy też raczej kolejne, zmieniające się jej personalne składy, przegrywa wszystko co jest do wygrania. Stopniowo opada entuzjazm czynników bezpośrednio zaangażowanych w wyczyn, to jest oddanych dotąd działaczy, tzw. "miasta" - z przychylnym prezydentem na czele, sponsorów, trenera tego czy tamtego (nic tu nie dały głośne swego czasu transfery znanych szkoleniowców Jana Grabowskiego i Czesława Czernickiego, tak jak przed laty Stanisława Miedzińskiego), samych żużlowców, z ich mechanikami. A kibice?... No cóż, ci wciąż trwają, zwarci i gotowi. Oszaleli czy co? Nie na darmo zachodzi tu pewna sąsiedzka bliskość. Otóż Gliwicka w Rybniku od lat bardziej się kojarzy ze szpitalem psychiatrycznym, niż pobliskim vis a 'vis stadionem. Dom wariatów.

Odchodząc jednak od kabaretowej tonacji, trzeba powiedzieć sobie szczerą prawdę, że nic nie trwa wiecznie i ten główny atut speedwaya w rybnickim wydaniu, czyli kibice, też zniknie, ludzie powoli odejdą sobie "w siną dal", tak jak wielu już przedtem poszło. Ta fala wsiąknie w suchy, jałowy grunt. Bezpowrotnie? Jedni już dziś plują sobie w brodę, że nabyli drogi karnet na sezon 2008, a inni owszem wykupili karty wstępu na cały sezon, tyle że do... Częstochowy. Bo tam jakby bardziej chciało się chcieć. Ci ludzie to nie są żadne tam oszołomy, a wręcz przeciwnie: sami dokonując takiego wyboru przeżywają osobiste dramaty i to wcale nie z powodu odległości ponad stukilometrowej dzielącej oba kluczowe miasta Województwa Śląskiego. Dodać chciałbym, że mówiąc kibice, wcale nie mam na myśli wyłącznie tych wspaniale zorganizowanych zastępów SKiSRŻ ROW, czyli Stowarzyszenia Kibiców i Sympatyków Rybnickiego Żużla ROW, które dają niebywałe dowody miłości do żużla i poszanowania tradycji. Medal z mottem "tradycja zobowiązuje" na 75 lat żużla w Rybniku i ja miałem zaszczyt przyjąć, na co sobie nie zasłużyłem. Miałem też przyjemność poznać awangardę tej grupy i ogrzać się w cieple ich żarliwej pasji (niestety z mojej przyczyny tylko na bardzo krótko) w czasie pamiętnej lutowej soboty na hali w Rybniku-Boguszowicach, gdzie kibice żużlowi z całej Polski zmagali się w piłkarskim turnieju (wygrała Częstochowa, co jak sądzę niczego nie sugeruje). Żal mi jest najbardziej tych kibiców szarych, prostych, równie rozgoryczonych, a nie korzystających - dla zasady - z prawa głosu ("błogosławieni cisi..."). To z nich są największe profity, bo uczciwie płacąc za bilet, wracają po żużlu do domu i ogniwem się stają w tym swoistym łańcuchu pokoleń. Przekazują dzieciom, wnukom, sąsiadom przesłanie, aby żużel trwał wieki. Nigdy moc mediów (wszyscy przecież wiedzą, że "telewizja kłamie") nie dorówna sile osobistego przekazu, gdzie reguły są inne, gdzie nikt nie krępuje się swoją wadą wymowy, siarczystym przekleństwem (czego nie pochwalam), albo dosadnością gwarowych wiązanek:

– Piedrona kandego! Zajś dostali wklupane, te pierońskie mamlasy.

Rybnik jest głodny sukcesu i na sukces sportowy także zasługuje. Ale nie jest - nie łudźmy się - na sukces skazany. Jeśli jest próba wskrzeszenia piłki nożnej, to dobrze, bo tak duże miasto (wśród 25 największych w całej Polsce) bez solidnej piłkarskiej drużyny na centralnym szczeblu, to nie przystoi. Nie oszukujmy się jednak! To Wodzisław Śląski jest regionalną stolicą piłki, tak jak Jastrzębie siatkówki, Racibórz zapasów, a Radlin gimnastyki. Niech tak zostanie - szanujmy tradycje! A poza tym dobrze byłoby przeczekać, aż zostanie wyczyszczona ta stajnia Augiasza, aż przestanie tam (nie w Rybniku, lecz w wielkiej piłce) panoszyć się korupcja i hordy rozwydrzonych wyrostków - silnych tłumem. Podobnie z koszykówką, gdzie też swego czasu Rybnik miał się czym pochwalić. Ale to wszystko naprawdę znaczy niewiele przy fenomenie rybnickiego żużla. Trzeba by 50 lat międzynarodowych sukcesów w jakiejś innej dyscyplinie, aby powiedzieć, że żużel w Rybniku "musi jakoś sam sobie poradzić". Realne?... Nie! To żużel był, jest i wierzę, że nadal pozostanie dumą Rybnika i tego nie można profanować wrzucaniem do tego samego worka, także - a może przede wszystkim - przy podziale budżetowych dotacji. Można o to wprost zapytać rybniczan, raczej nie wtedy, gdy drużyna dołuje, ale też można obserwować dynamikę zjawisk. Tradycje żużlowe w Rybniku to jedno, ale poza wspomnieniami starszych, jest pęd młodych do tego sportu, i to po obu stronach żużlowej bandy. Gdy i to zostanie zmarnowane, to Rybnik podzieli los Świętochłowic albo Lublina, gdzie już ucichł warkot żużlowych maszyn. Młodzieży zostaną wtedy dyskoteki, piwo za piwem w pubie oraz rozrywka na wagarach w Focusie i Plazie. Tam jest tak ładnie i wszystko się błyszczy. "Kolorowe kłamstwo świata". O to chodzi? Mało kogo niestety zajmuje ambitna sztuka Mariana Bednarka, próbującego notorycznie odchamiać rybniczan w Klubie Energetyka przy "Elektrowni Rybnik". Quo vadis, zaplątany w sieci, Rybniku kochany!

Nie jest dobrze z rybnickim speedway'em. Panuje jakaś dziwna, niezrozumiała epidemia niemocy. Jest niby wszystko to, co powinno warunkować wynik sportowy: baza logistyczna - stadion, całkiem przyzwoity, choć między bajki włóżmy słowa: "najpiękniejszy stadion w Europie" (o jego brakach długo by dyskutować), dobrze zdrenowany, bezpieczny tor z dmuchanymi bandami, oświetlenie. Jest cały czas chętna do uprawiania żużla młodzież, co się rozkłada na "Rybki" i RKM. Nie wiem czy owa dwoistość nie jest szkodą dla całości pt. rybnicki żużel. Wszak w jedności siła. Jak jeszcze słyszę, że ma powstać nowy klub, to... przepraszam bardzo - zmilczę!

Kto jest winien, że rybnicki żużel jest, ale jakby go nie było. Ekstraliga bez Rybnika, finały IMP bez rybniczan, eliminacje MŚ - bez rybniczan. Są tacy, co się podniecają, że czasem jakiś rybnicki młodzieżowiec stanie gdzieś tam na podium juniorskich zawodów, czy też cały zespół młodych "rekinów". Miło, ale ta radość krótkotrwała opada jak poranna mgła zaraz po tym, gdy junior stanie się tak zwanym człowiekiem dorosłym. A to znaczy, że wynik osiągnięty za młodu był tylko bańką mydlaną, sztucznie nadmuchaną przez regulaminowe preferencje w lidze, szczodre gesty sponsorów, dla których młody żgol pokazywany czasem w TV, obklejony logiem darczyńcy, jest kosztem uzyskania o wiele niższym od żużlowca z "cyrku" Grand Prix. To jest pewnie jeden z powodów, że wciąż trwa (i dobrze się ma) nieżyciowa farsa z obowiązkowymi wyścigami z udziałem młodzieżowców. Nieuczciwy lobbing możnych w najczystszej postaci.

Kto więc jest winien? Nie odważę się wskazać winnych, bo to jest takie proste - rzucić kamieniem. Łatwo powiedzieć: - Prezes za wszystko ponosi winę, bo stoi na czele! Ale czy aby na pewno? Prezes czy jego zastępca mogą działać tylko w obrębie pewnych reguł, bacząc na budżet, którym dysponują. To ich ogranicza. Ważne, a nie zawsze cenione, że nie wpadają w totalne zadłużenie. Może ktoś potrafiłby zrobić to lepiej, poszukać ważnych, możnych i hojnych sponsorów? Ale kto?. Niech się ujawni, przekona nas wszystkich swoim entuzjazmem! Innym przed nimi też jakoś nie wyszło. Prezes i zarząd ogłosili, że na jesieni odchodzą, po co więc kopać leżącego? Trener jest winien? Martwi słaba postawa rdzennych wychowanków - to prawda, ale w dobie profesjonalizmu tak zwany trener może niewiele. Mirosław Korbel jest szkoleniowcem z jakimś dorobkiem, ale jako sternik pierwszej drużyny może powinien wystąpić ktoś inny, bo młodzież wymaga większej uwagi, innych umiejętności, niż prowadzenie zespołu ligowego. Tu nie warto oszczędzać.

Jeśli nie prezes i nie trener, to może zawodnicy są winni? To też chyba będzie duże uproszczenie, bo to są żywi ludzie z wszystkimi przypadłościami. Ludwik Draga - duma - ikona Rybnika, powiedział mi kiedyś (ze szpitalnego łóżka, pod kroplówką), gdy go zapytałem o przyczyny tak licznie zmarnowanych nadziei, takie oto święte słowa: "Bo oni nie potrafią rozmawiać z tymi chłopakami, proszę pana!". Komu wierzyć, jeśli nie legendzie rybnickiego żużla, współtwórcy jego największych sukcesów? Rzeczywiście szkoda, że tak zostały zmarnowane talenty następujących zawodników: Mariusz Węgrzyk, Roman Chromik, śp. Łukasz Romanek, Łukasz Szmid, Zbigniew Czerwiński, Rafał Szombierski. Oczywiście, nie z każdej małży musi wyskoczyć perła, ale gdyby dobrze poprowadzić tych młodych ludzi, dać im przyzwoity sprzęt, mądry motywacyjny system kar i nagród, a jako wzór do naśladowania jednego (tylko! – i nic więcej!) asa z czołówki Grand Prix, to kto wie czy Rybnik nie biłby się dziś o jeden z medali DMP. Wzorcowym przykładem jest tutaj Leszno z wychowankami i pomnikowym Leighem Adamsem. W takim miejscu wystarczy jeden wielki, a nie dziesiątki nie-Poważnych. Wychowankowie muszą mieć miejsce rozwoju, choć regulaminy lig wcale im niestety nie sprzyjają. Tam liczy się pieniądz i głośne nazwisko.

Napisałem się tyle i niczego nie wyjaśniłem. Co więc należałoby zrobić z rybnickim żużlem? Przede wszystkim nie wolno go zabić, unicestwić, bo "pokolenia tato" - jak mawia moja 9-letnia córka - nam tego nie wybaczą. Sam nie wiem co zrobić, ale chcę wywołać dyskusję.

Pragnę dodać, że nie lubię pisać o dzisiejszym speedway'u, bo go coraz mniej rozumiem. Znakomicie robią to zresztą zawodowi dziennikarze, a w Rybniku regionalne i branżowe media. Mnie interesuje historia. Także ta świeżej daty - wczorajsza. Powiem tylko, że aby w Rybniku nastąpił zwrot ku lepszemu, to trzeba nam zakochanego w żużlu prezesa na miarę Tadeusza Trawińskiego (Andrzej Skulski z Antonim Szymikiem z "Rybek"?), selekcjonera-stratega z autorytetem na wzór Jerzego Kubika (Andrzej Wyglenda, Andrzej Tkocz, Jerzy Gryt, Grzegorz Szczepanik, Piotr Pyszny, Bronisław Klimowicz, Jan Nowak, a może jeszcze całkiem ktoś inny?), trenera wychowawcy na miarę Józefa Wieczorka, Maja, Tkocza, Woryny, Wyglendy i Gryta (Mirosław Korbel, Antoni Skupień, Adam Pawliczek, "Egon" Skupień, Henryk Bem, a może po trosze wszyscy razem?). Spoiwem niech będzie omnibus Józef Cycuła. Warto bowiem wydobyć i zaktywizować pod jedną silną i sprawną ręką wszystko to, co Rybnik ma najlepszego w temacie sportu żużlowego. Mam kogoś na myśli - nazwisko wybitnego rybniczanina, którego jednak tym razem nie odważę się ujawnić. Gdyby ten człowiek stanął na czele żużla w Rybniku to: Leszno drżyj!

Niech się święci Pierwszy (ale także każdy następny dzień zbliżającego się) Maja!

Źródło artykułu: