"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
***
Zmiana przepisów spowodowało, że już wcześniej wiedzieliśmy, w jakich klubach w sezonie 2024 będą startować zawodnicy, co spowodowało, że okienko transferowe nie było już tak emocjonalne. Co prawda w poprzednich latach także coś było wiadomo i wszyscy się domyślali, ale mimo wszystko zawsze to były wiadomości spod lady. Dopiero w trakcie okienka transferowego mieliśmy potwierdzenia. Ten okres był bardzo ciekawy dla kibiców i wówczas upewniali się w pełni, kto i gdzie trafi.
Już od jakiegoś czasu część przynależności klubowych jest znana przed oficjalnymi prezentacjami. Wcześniej było to owiane dozą tajemniczości i niby poniektórzy się domyślali, co się wydarzy, ale nadal nie było nic pewnego. Niektórzy zawodnicy byli przymierzani do pięciu klubów na raz i później jedni byli zadowoleni, a drudzy zawiedzeni, jednak emocje cały czas rosły.
Jeszcze, gdy byłam prezeską w Stali Rzeszów, to okienko transferowe było gorącym okresem. Osobiście starałam się respektować pewne przepisy i raczej chciałam dogadywać się z żużlowcami dopiero wtedy, kiedy można było to robić. Oczywiście w przypadku przedłużenia kontraktów było trochę inaczej i pewne decyzje były podejmowane już wcześniej. Natomiast praca w takim czasie naprawdę była dość żmudna i trudna.
ZOBACZ WIDEO: Dominik Kubera z medalem w Grand Prix? Menedżer nie ma wątpliwości
Przy pozyskaniu zawodnika jest jej naprawdę dużo i czasami nie wystarcza energii oraz pomysłu na to, aby w jakiś ciekawy sposób "sprzedać" podpisanie kontraktu. W przeszłości oczywiście zdarzały się różne pomysły. Ich zresztą może być sporo i na pewno da się w interesujący sposób bawić, nawet razem z kibicami. Pamiętam, że żużlowcy Stali w przeszłości, jeszcze przed prezentacją, byli asystentami sprzedawców w sklepach sportowych, a odbiór był bardzo pozytywny.
Kluby często posiadają wielu pracowników, którzy muszą zajmować się sprawami formalnymi i obsługą zawodów. Jest też dużo osób funkcyjnych, których należy w jakiś sposób przyjąć na stadionie. Sam sezon również jest dość krótki. Dlatego utrzymywanie rozbudowanych zespołów marketingowych jest dość kosztowne. Gdy się zatrudni odpowiednich ludzi, to trzeba wypłacać im pensje przez cały rok i czasami może na to brakować finansów.
Moim zdaniem z uwagi na to, że żużel w Polsce jest bardzo popularny, chyba przyzwyczailiśmy się do tego, że nie za bardzo musimy coś robić, a wystarczą ciekawe widowiska i zwycięstwa. Trzeba jednak przyznać, że tak jest, ponieważ wraz z wygranymi, pojawiają się na trybunach kibice. Jeśli nam nie idzie, to nawet świetny marketing nie spowoduje zatrzymanie fanów na stadionie.
"Czarny sport" w Polsce jest w bardzo dobrej kondycji, gdyż posiada sporo kibiców. Jednakże w innych krajach już nie jest tak kolorowo. Kluby w Szwecji czy w Wielkiej Brytanii też na pewno znają się na marketingu, ale cały czas brakuje zawodników. W Polsce wydaje nam się, że żużel jest pępkiem świata, ale gdzieś indziej już tak nie jest. Wystarczy spojrzeć na Grand Prix w Cardiff i porównać trybuny sprzed lat z teraźniejszymi czasami.
To jest szerszy problem. Według mnie zabija nas krótkowzroczność i brak spojrzenia długofalowego z pewną strategią. Wówczas pewnie byłoby zupełnie inaczej. Osobiście miałem duże nadzieje w momencie zmiany promotora Speedway Grand Prix. Liczyłam, że żużel będzie pojawiał się coraz częściej poza Europą. Discovery potrafi robić naprawdę duże rzeczy. Dlaczego jednak nie zrobiło tego w żużlu?
Być może bardziej opłaca się wykorzystywać nasz kraj, bo przecież polskie miasta będą się biły i licytowały między sobą, aby zorganizować rundę GP, więc po co się wysilać. To jest oczywiście moja interpretacja, jednak nie wiem, jak jest w rzeczywistości. Mimo wszystko, coś w tej zmianie promotora nie wyszło. Nie widzę, aby ktoś był zainteresowany spojrzeniem na dyscyplinę długofalowo i zainwestowaniem w nią. To normalne, że najpierw trzeba włożyć pieniądze, żeby potem odcinać kupony. Jednak dominuje patrzenie tu i teraz, żeby tylko związać koniec z końcem.
W Polsce przecież żużel jest bardzo popularny i być może to ktoś z naszego kraju powinien dotrzeć do Discovery i przedstawić pewien pomysł. To mogłoby przynieść korzyści. Promotor z brakiem doświadczenia w tej dyscyplinie, ale z ogromnym budżetem, mógłby współpracować z ludźmi, którzy od lat w żużlu pracują. Być może w ten sposób powstałby produkt, który jest pożądany na całym świecie. Aczkolwiek, jeśli my mamy coraz mniej żużlowców, a dyscyplina staje się polsko-polska, to być może po prostu nie ma chętnych, aby popracować nad tą inwestycją.
Czytaj także:
- 26-latek został na lodzie. "Nie dostałem żadnej oferty. Jestem w szoku"
- Skandal z udziałem australijskiego mistrza. Władze ligi podjęły zaskakującą decyzję