Mirosław Jabłoński: Dywagacje zamiast kabaretów

Mirosław Jabłoński w sezonie 2009 po raz czwarty z rzędu reprezentował barwy macierzystego Startu Gniezno. "Jabłko" minione rozgrywki zakończył ze średnią biegopunktową równą 1.383.

- Jeśli chodzi o podsumowanie minionego sezonu, zacznijmy może od rzeczy przyjemniejszej, czyli podsumowania osiągnięć całej drużyny (śmiech) - mówi sympatyczny zawodnik. - Myślę, że przeszliśmy wszelkie oczekiwania, zajęliśmy wysokie czwarte miejsce. Sądzę, że gdyby ktoś dawał nam je przed sezonem, to "wzięlibyśmy w ciemno", bowiem liga była bardzo wyrównana. Bardzo się cieszę z tego miejsca, ponieważ jest to bardzo dobra pozycja wyjściowa dla klubu, by rozmawiać ze sponsorami. Jeśli chodzi o moje występy, cóż... każdy, kto chodził, ten widział, jak było. Nie był to sezon dobry w moim wykonaniu, żeby nie powiedzieć, że tragiczny. Na początku borykałem się z problemami sprzętowymi, gdy się z nimi uporałem, wszystko nie było już tak dobrze poukładane w głowie i nie wychodziło tak, jakbym chciał. Pojedyncze mecze, niektóre przebłyski wychodziły mi. Można powiedzieć, że zapominam o tym sezonie i staram się myśleć o następnym - dodaje.

O ile na polskich torach Jabłoński nie błyszczał, o tyle naprawdę dobrze szło mu w ligach zagranicznych. Jak się okazuje, żużlowiec będzie kontynuował zagraniczne wojaże także w sezonie 2010: - W Szwecji jestem już prawie dogadany z klubem, w którym startowałem w minionym roku (Griparna Nykoeping - dop. red.). Pojawiły się dwie propozycje z Elitserien, ale nie chcę ryzykować. Gdy nie wyjdą mi dwa mecze, mogę zostać odsunięty od składu, a ja tego nie chcę. W Danii na dziewięćdziesiąt procent jestem już dogadany z klubem z Outrup. W Czechach jestem blisko pozostania w zespole, z którym miałem umowę w minionym sezonie.

24-latek jest jednym z ulubieńców gnieźnieńskiej publiczności. Zapewne wielu kibiców widziałoby go nadal w składzie. - Tutaj trzeba jeszcze poczekać. Jak wszyscy wiedzą, wychowałem się w Gnieźnie, tutaj mam najwięcej sponsorów, ludzi, którzy chcą mi pomagać. Nie chciałbym się stąd ruszać, ale nie wiem, czy jestem przewidziany w wizji składu trenera Leona Kujawskiego. Miałem już dwuletnią przygodę z Gdańskiem, którą wspominam bardzo dobrze. Jednakże wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Teraz pojawiły się dwa telefony z klubów z Polski. Na konkrety trzeba jeszcze poczekać. Tak jak już mówiłem, wszystko zależy od tego, czy dogadamy się z klubem - twierdzi Jabłoński.

Wiele w ostatnim czasie mówi się o ewentualnym powrocie do Gniezna innego wychowanka Adriana Gomólskiego. W mediach nie brakuje także informacji o zainteresowaniu klubów różnymi zawodnikami. - Wszystkie dywagacje lubię poczytać na dobranoc zamiast kabaretów (śmiech). Do czasu aż zawodnik i klub oficjalnie nie potwierdzą, nie można być pewnym niczego. Co do Adriana, jest on moim dobrym kolegą. Nie mam nic przeciwko. Od strony marketingowej byłby to dobry ruch. Wychowanek w osobie Adriana przyciągnąłby na stadion więcej kibiców niż inny zawodnik. Jeśli chodzi o mojego faworyta, chyba najlepszym zawodnikiem, z którym mi się współpracowało, był Greg Hancock, ale wiem, że ma on zbyt wysokie wymagania finansowe - kończy.

Komentarze (0)