22 stycznia 1945 roku urodził się Henryk Gluecklich. Dzieciństwo spędził w Rybniku, czyli jedynym śląskim mieście, w którym żużel był bardziej popularny niż piłka nożna. I tak też było w przypadku bohatera tej historii. Zaledwie 100 metrów od jego rodzinnego domu mieszkał o cztery lata starszy Antoni Woryna. On był jego pierwszym wzorem do naśladowania.
Tajemnica przed ojcem
Wielu rybnickich młodzianów marzyło o tym, by zostać żużlowcem. Udawało się to nielicznym. Gluecklich to marzenie zrealizował, ale już na początku drogi miał duży problem. Musiał przekonać mamę do tego, by podpisała mu zgodę na rozpoczęcie treningów. Zrobiła to w tajemnicy przed ojcem nastoletniego Henryka, a gdy wszystko wyszło na jaw, to wyznał on, że sfałszował podpis mamy.
Wśród rybnickich nastolatków żużel był tematem numer jeden. Wielu z nich próbowało swoich sił na motocyklu, ale zawodnikami zostawali nieliczni. Jednym z nich był właśnie Glücklich, który wcześniej musiał uprosić mamę, by podpisała mu zgodę na rozpoczęcie treningów. Wszystko w tajemnicy przed ojcem, a gdy prawda wyszła na jaw, to młody żużlowiec wyznał, że sfałszował podpis mamy.
ZOBACZ WIDEO: Kulisy okienka transferowego. ZOOleszcz GKM miał więcej opcji
Miał talent, ale w Rybniku nie miał szans na jazdę. - Decydowały nie umiejętności, a układy. Tak w Rybniku było zawsze. Zniechęciło mnie to dalszych prób. To rybnickie "piekiełko" zaczynało mnie w coraz większym stopniu drażnić - w książce "Mały Wojownik" napisał Gluecklich.
Zmiana klubu za motocykl
Zainteresowała się nim Polonia Bydgoszcz, a pewnego lutowego popołudnia w 1963 roku przedstawiciele klubu przyjechali do jego domu. - Masz gości z milicji. Musiałeś nieźle narozrabiać, że się tobą interesuje milicja aż z Bydgoszczy. Oj, pójdziesz chyba siedzieć - mówiła jego matka.
Bydgoszczanie byli bardzo zdeterminowani, by sprowadzić ówczesnego 18-latka. Rybniccy działacze pozbyli się go bez żalu. Gluecklich zmagał się z kontuzją nogi, ale transfer dodał mu motywacji do leczenia. Ceną za młodego i utalentowanego żużlowca był warty 5 tysięcy złotych motocykl FIS.
W Bydgoszczy trafił pod opiekę legendarnego Mieczysława Połukarda. - Wiesz, ty masz smykałkę do żużla, tylko się musisz jeszcze dużo uczyć. Nie martw się, ja ci pomogę. Będziesz jeszcze dobrym zawodnikiem... Przede wszystkim nie możesz siedzieć na motocyklu. Jesteś na to za mały. Ty musisz w czasie jazdy stać - mówił mu legendarny Mieczysław Połukard. Tych rad posłuchał i nie żałował.
Szybko został jednym z liderów bydgoskiego zespołu i ulubieńców kibiców. Przez niski wzrost i waleczną postawę nazywano go "małym wojownikiem". Ten przydomek przylgnął do niego na zawsze. Szybko przedarł się do reprezentacji Polski. Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych zdobył pięć medali mistrzostw świata: jeden złoty i cztery brązowe.
Szczęścia nie miał do krajowych zawodów. W finałach Indywidualnych Mistrzostw Polski tylko raz zdobył medal: brąz w 1972 roku. Prawdopodobnie miałby złoto, ale w ostatnim biegu miał defekt motocykla i to jadąc na prowadzeniu. Dwukrotnie był drugi w cieszącym się wtedy dużym prestiżem złotym kasku. Z Polonią sięgnął za to w 1971 roku Drużynowe Mistrzostwo Polski.
Smutny koniec kariery
Karierę zakończył w 1981 roku. Już wcześniej nosił się z takim zamiarem. W sezonie 1979 skandalem zakończył się mecz Unii Leszno z Polonią. W swojej biografii Glücklich wyznał, że trener rywali - Marian Spychała - sugerował mu, żeby odpuścił spotkanie. W zamian miał mieć przywileje w kadrze. Zawodnik nie zgodził się, a po meczu przebadano jego silnik. Okazało się, że miał zbyt dużą pojemność. Żużlowiec Polonii został zawieszony do końca 1980 roku. Ostatecznie kara została anulowana.
We wrześniu pożegnał się z żużlem i kibicami w Bydgoszczy. Nie doczekał się turnieju, a przed jednym z meczów dostał tylko pamiątkowy puchar, kwiaty i uścisk dłoni. Liczył na więcej. - Było mi przykro, kiedy opuszczałem murawę stadionu, niosąc puchar pod pachą, że to już ma być wszystko za tyle lat startów na najwyższym krajowym i światowym poziomie - dodawał.
Musiał szukać nowego sposobu na życie. Został zwolniony z milicji, ale dostał rentę inwalidzką i mógł egzystować na minimalnym poziomie. Po kilku latach władze Motoru Lublin kusiły go, by odnowił licencję i wrócił na tor. Ostatecznie wniosek upadł po negatywnej opinii władz polskiego żużla. Tak prysły marzenia o powrocie.
W 1987 roku wyjechał do pracy do Niemiec. Gdy wracał do Polski, to startował w turniejach weteranów. Choć on miał za złe bydgoskim działaczom to, jak go potraktowano na koniec kariery, to kibice go kochali. Glücklich zmarł 23 września 2014 roku w Berlinie. To w stolicy Niemiec spędził ostatnie lata życia. Po śmierci upamiętniono go nawet w specjalny sposób. W 2017 roku został patronem jednego z tramwajów.
Czytaj także:
Po bandzie: Serce Świącika
Znowu oszukiwali z gaźnikami?! GKSŻ reaguje na plotki