Po bandzie: Serce Świącika [FELIETON]

- PGE Ekstraliga ma obecnie status koszykarskiej NBA i jest ziemią obiecaną dla każdego młodzieńca zakochanego w żużlu. Nie rozłożył jej nawet KSM - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Michał Świącik WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Michał Świącik
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Nie mogę się przekonać do pomysłu, by od sezonu 2025 kluby miały obowiązek wstawiania do składu przynajmniej jednego młodzieżowca będącego wychowankiem. No bo jak zostanie zdefiniowane pojęcie wychowanka? Kto nim jest? Ktoś, kto pojawił się w klubie w wieku lat dziesięciu, dwunastu czy może piętnastu, gdy został skaperowany tuż przed egzaminem na licencję?

Jakkolwiek tego nie ubierzemy w słowa, będzie to nieżyciowe i z pewnością zostawi pole do cwaniakowania. A sprawa, uważam, jest bardzo prosta - kto szkolenie ma we krwi, dalej będzie szkolił, kto ma we krwi kombinowanie, dalej będzie kombinował.

ZOBACZ WIDEO Jeden z najlepszych żużlowców na świecie był bliski zakończenia kariery! "Byłem poirytowany problemami"

Długo można rozprawiać na temat ułomności proponowanego przepisu, który niekoniecznie będzie promował najlepszych. Albo inaczej - po prostu będzie promował słabszych, lecz z zapewniającym pierwszeństwo statusem wychowanka. To z kolei sprawi, że znów nieco osłabimy ligowy produkt. A raz już to ostatnio zrobiliśmy, wprowadzając przepis o zawodniku do lat 24. Mało to było wyścigów w tzw. najlepszej lidze świata, gdy parę tworzyli przeciętny junior i wspomniany żużlowiec U-24? Wtedy zaczynało już nieco brakować jakości na torach PGE Ekstraligi.

Świetnie wiemy, kto w Polsce zajmuje się szkoleniem nie dlatego, że każą, lecz dlatego, że tak należy. Leszno, Ostrów... Akurat te kluby dostały ostatnio za to po głowie. I po kieszeni. Chciałbym jednak zwrócić też uwagę na ośrodek z Częstochowy, będący od kilku lat zagłębiem dzieci na małych motorkach. I jest to m.in. owoc działalności prezesa Michała Świącika, którego można lubić lub nie, lecz nie można mu odmówić serca oraz podejścia do kwestii szkoleniowych. Pojawia się na tych minitorach i dopieszcza temat pańskim okiem. Skądinąd wiem, że zagląda wtedy do każdego boksu, nie tylko swoich chłopaków, i każdemu podaje rękę. A znam też takich prezesów, co nie wiedzą, jak wyglądają młodzi, licencjonowani zawodnicy prowadzonych przez nich klubów. A gdy już się dowiedzą, to nie wpadną na pomysł, by uścisnąć dłoń i powitać w rodzinie, ewentualnie dorzucić jakieś krzepiące słowo na początek drogi.

Nie zamierzam jednak wchodzić w buty malkontenta czy też wieszcza głoszącego, że każda kolejna zmiana regulaminowa to milowy krok w stronę zagłady polskiego, a tym samym światowego speedwaya. Guzik prawda, PGE Ekstraliga ma obecnie status koszykarskiej NBA i jest ziemią obiecaną dla każdego młodzieńca zakochanego w żużlu. Nie rozłożył jej KSM, więc żadne inne drobne zmiany przepisów tym bardziej nie naruszą konstrukcji. Nie wiem, jaki kataklizm musiałby nas nawiedzić, by osłabić te fundamenty. Zresztą, jeszcze niedawno czytałem złowróżbne teksty, że gdy chodzi o nowy kontrakt telewizyjny, to lepiej już było. Że nie będzie żadnej rywalizacji nadawców, bo zgłosi się jeden i do rozgrywek znów zawita bieda. Aż tu nagle się okazuje, że jest już blisko nowa umowa, a zaraz się też okaże, że lepsza od obecnie obowiązującej. Co wcale nie powinno tak bardzo dziwić, bo kwoty rosną wszędzie, gdzie nie pójdę - u fryzjera, w sklepie i na jarmarku.

Najważniejsze, by tzw. martwy sezon dobiegł końca, bo odnoszę wrażenie, że żużlowcy są już na głodzie, ale na jeszcze większym my, dziennikarze. Zauważyłem, że już nasza druga żużlowa para została okrzyknięta w mediach polskimi Beckhamami, a że do inauguracji ligi jeszcze trochę czasu, strach pomyśleć, kim się okażą nasi kolejni żużlowi Beckhamowie.

Tymczasem żużel pozostaje rodzinnym i wyjątkowym sportem, w którym zawodnik Falubazu, Piotrek Pawlicki, szykuje się do sezonu z zawodnikiem Betard Sparty, Maciejem Janowskim i innymi spartanami. Pod okiem trenera WTS-u Mariusza Cieślińskiego. I nikomu to nie przeszkadza. Co w innych sportach byłoby w ogóle nie do pomyślenia, by Josue trenował przed sezonem ze Śląskiem, a Exposito - z Legią Warszawa. Ten Pawlicki w ogóle jakiś taki podobny do starszego kolegi z Wrocławia. Też chciał jeździć we Wrocławiu, też połowa ciała pokolorowana, też miał na kasku Red Bulla, a teraz - wzorem Janowskiego - też wraca do ligi angielskiej.

A już 12 kwietnia obaj pojawią się na Olimpijskim. W dwóch różnych parach i w różnych barwach. Jako zaprzeczenie teorii Nickiego Pedersena, że nie można być przyjacielem z kimś, z kim wchodzi się w łuk z prędkością 120 km/h.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Planują kolejną dużą zmianę. To będzie koniec podkupowania juniorów!
Ostatnia taka okazja w PGE Ekstralidze. Wiemy, ile musi wyłożyć ich nowy sponsor

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×