Michael Palm Toft swoją przygodę z czarnym sportem rozpoczynał od mini toru, choć jego życie już od dzieciaka nie było usłane różami (więcej o tym TUTAJ). Mimo wielu przeciwności Duńczyk nie zamierza mówić "pas" i odpuszczać z jazdą w lewo.
Lista urazów i złamanych kończyn u Palm Tofta jest naprawdę długa. Przez tyle lat uzbierało się tego bardzo dużo. Być może właśnie to ukształtowało też 33-latka z Odense. Nie tylko sportowo.
Doświadczony jeździec jest charakternym zawodnikiem. Nie da sobie wejść na głowę i często wplątuje się w konfliktowe sytuacje. Podobnie było w ubiegłym roku na Wyspach Brytyjskich, kiedy to wdał się w dyskusje z kierownikiem drużyny. Po chwili... pobił się z Lewisem Kerrem.
ZOBACZ WIDEO: Co z obowiązkowym wychowankiem? Szokujące słowa Piotra Barona
Sprawą zainteresowały się media. Nawet brytyjski dziennik "The Sun", który umieścił temat na pierwszych stronach gazety. - Lewis i ja dzięki temu zdobyliśmy dużo rozgłosu. Teraz możemy się z tego śmiać, bo uścisnęliśmy sobie dłonie. Na żużlu dzielę się naprawdę wiele, bez względu na wszystko. Potrzebujemy kontrowersji i nienawidzę określenia, że to "sport rodzinny". To nie jest dobre słowo, tym bardziej że wejście takiej osoby na mecz kosztuje 20 funtów. To sport motorowy, niebezpieczny. Wypadki się zdarzają i często będzie dochodziło do spięć - powiedział Palm Toft w rozmowie ze "Speedway Starem".
Duńczyk nie ukrywa, że często oglądając spoty reklamowe dotyczące czarnego sportu, spotyka się z nagraniami, które niekoniecznie dotyczą dobrego ścigania. - Kiedy w telewizji promuje się żużel, to często są pokazywane fragmenty tych walk, jak Scotta Nichollsa z Emilem Sajfutdinowem, czy kopnięcia Nickiego Pedersena. Tylko tego używają. To czemu mielibyśmy tego zakazywać? Moim zdaniem zła lub dobra reklama, to nadal reklama - dodał.
Czytaj także:
1. Utalentowany nastolatek pod okiem Micka Holdera
2. Młody Czech miał kilka opcji. To dlatego wybrał Falubaz