Przekroczył prędkość w lesie. Jedna decyzja i mogły paść strzały

WP SportoweFakty / Jakub Barański / Tomasz Fajfer
WP SportoweFakty / Jakub Barański / Tomasz Fajfer

Tomasz Fajfer na żużlu jeździł od 1986 do 2001 roku. W trakcie 15-letniej kariery nie brakowało wydarzeń, które mocno utkwiły mu w pamięci. Zapamiętał choćby jeden z wyjazdów na Łotwę.

Dziś Tomasz Fajfer jest menedżerem Ultrapur Startu Gniezno. Kiedyś natomiast z powodzeniem rywalizował na żużlowych torach. W latach 1986-2000 bronił barw klubu z pierwszej stolicy Polski, zaś w 2001 roku związał się z TŻ Opole. Po rocznym pobycie w tym ośrodku postanowił zakończyć karierę.

Okres jazdy na żużlu zagwarantował mu sporo wspomnień. Niektóre historie zapamiętał bardzo dokładnie. W głowie utkwił mu choćby jeden z wyjazdów na Łotwę.

W Dyneburgu wpadł w sidła policjantów. Przy okazji kontroli stracił prawo jazdy.

- Jechaliśmy ze Szczepanem Kulczakiem na turniej do Dyneburga, no i... straciłem prawo jazdy za szybkość. Trzeba było zapłacić mandat, ale też nas gonił czas, więc stwierdziłem, że poproszę o pomoc kolegę - Nikołaja Kokina. Zostawiłem mu ten świstek. Pojechał płacić, a wtedy okazało się, że tam nie ma poczty, tylko rozwalający się budynek - powiedział nam Tomasz Fajfer.

Policjanci przeprowadzający kontrolę byli solidnie uzbrojeni. Gdyby wychowanek Startu zlekceważył nakaz zatrzymania się, mógłby mieć spore kłopoty. Nikołaj Kokin (były żużlowiec, obecnie menedżer Lokomotivu Daugavpils) przekazał mu wtedy, że... mogli nawet otworzyć ogień!

- Straciłem prawo jazdy i już tego nie odzyskałem. Jechaliśmy wtedy taką szeroką drogą w lesie. W Polsce nawet bym się nie zatrzymał! Tam jednak się zatrzymałem. Okazało się, że policjanci tak byli uzbrojeni... Później Nikołaj mi powiedział, że gdybym nie stanął, to by do mnie zaczęli strzelać! - dodał Fajfer.

A ile wskazywał licznik jego samochodu? - Szybkość? Jechaliśmy około 100 km/h. Zagraniczne samochody zawsze jednak przywoziły im jednak jakieś "diengi" (pieniądze) i "suweniry" (pamiątki). To było dosyć spore przeżycie. Policjanci traktowali nas dość ostro, ale jakoś daliśmy radę - zaznaczył.

Brak paliwa w drodze do Tarnowa

Niegdyś odległe wyjazdy były dla żużlowców sporym wyzwaniem. - Kiedyś takie wyjazdy do Tarnowa czy Krosna to były prawdziwe wyprawy. Dawniej paliwo było na kartki... - wspomina Tomasz Fajfer.

Jedna z wypraw do Tarnowa okazała się sporym wyzwaniem. Fiat, którym przemieszczał się m.in. Fajfer, pochłaniał nadspodziewanie dużo paliwa. W pewnym momencie bak stał się pusty.

- Przy okazji wyjazdu do Tarnowa coś ten mój samochód zaczął dużo palić i tego paliwa zaczęło brakować. Uruchomiliśmy policję i z ledwością dojechaliśmy na zawody. Summa summarum okazało się, że w jednych i drugich stałem na podium. Wspominam to więc pozytywnie - podkreślił obecny menedżer Startu Gniezno.

A czym spowodowane były te problemy? Zagadkę szybko udało się rozwiązać.

- Odebraliśmy auto od mechanika i później okazało się, że czegoś nie dokręcił w gaźniku. Po prostu więcej paliwa wypływało na zewnątrz, niż było spalane - spostrzegł wychowanek czerwono-czarnych.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Czytaj także:
Po kontuzji nie ma już śladu. Anders Thomsen wrócił na tor
Wilki Krosno przedstawiły plan sparingów przed sezonem. "Zapowiadają się solidne przygotowania"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty