Kilka dni temu w rozmowie z Wojciechem Stępniewskim, prezesem PGE Ekstraligi, poruszono kilka tematów dotyczących przyszłości najlepszej żużlowej ligi świata. Pojawiły się również pomysły, jakie można byłoby wprowadzić. Są nimi: KSM, salary cap oraz płacenie za punkty wychowanków (więcej TUTAJ).
Jacek Gajewski najbardziej optowałby za tą ostatnią opcją. Jego zdaniem w Polsce robi się dużo w kierunku szkolenia i ludzie na świecie związani z żużlem patrzą na to z uznaniem. Jak zaznacza, pieniądze w "czarnym sporcie" nie mogą być konsumowane wyłącznie przez tych najlepszych, gdyż w takiej sytuacji dyscyplina nie ma szans na rozwój.
- Tylko to musi mieć sens. W procesie szkolenia nie chodzi o robienie czegoś na sztukę. Musi być jakość, aby ci chłopacy nie tylko potrafili poprawnie przejechać cztery okrążenia, ale też reagować na różne sytuacje torowe. Gdy momentami widziałem, co działo się na zawodach młodzieżowych, to aż strach było patrzeć. To nie może tak wyglądać. Trzeba to trochę pozmieniać - zwraca uwagę w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Być albo nie być. Sezon prawdy dla Przemysława Pawlickiego
Według niego wszystko zależy od pewnej filozofii. Trzeba wybrać pomiędzy karaniem i nagradzaniem. Jest on świadomy, że istnieje pewien fundusz, ale nie powinien on powstawać na bazie tego, co zabrało się jednym klubom, tylko po to, aby później dać innym. - Nie na tym to polega. Absolutnie jestem zwolennikiem, aby płacić za szkolenie. Tylko te pieniądze muszą trafiać na kolejnych adeptów, aby był to obieg zamknięty. One nie mogą uciekać z systemu szkolenia zawodników - mówi Gajewski.
Nie widzi za to możliwości wprowadzenia salary cap w obecnych warunkach w Polsce. Uważa on, że limit płac ma sens wyłącznie, jeśli istnieje pełna kontrola nad tym, ile zawodnicy zarabiają indywidualnie. Dla przykładu w Stanach Zjednoczonych sportowcy mają ogromne kontrakty sponsorskie, ale one w żaden sposób nie rzutują na ich pensje w drużynach, ponieważ na koszulce nie umieszczają swoich reklam.
- Niestety nie jesteśmy na takim poziomie profesjonalizacji jak NBA czy NFL, żeby pewne rzeczy robić jawnie. Z żużlowcami jest jeszcze ten problem, że mają oni osobistych sponsorów i często o niektórych umowach nie wiedzą zarówno kluby, jak i władze ligi. Możliwości omijania przepisów jest jeszcze zbyt dużo. Być może jest to kwestia kilku lat i pewnych regulacji - twierdzi były menedżer.
- Wiadomo, że będzie to rodziło opór zawodników, lecz nie chodzi też o to, aby prowadzić wojny z nimi. Trzeba tylko pamiętać, że oni czerpią ogromne korzyści z tego, jak żużel wygląda teraz w Polsce. To jest kwestia rozmów i wyjaśnienia pewnych rzeczy. Sam żużlowiec ze swoim kevlarem i motocyklem, nie startując w rozgrywkach ligowych, nie jest jakąś dużą wartością marketingową - dodaje.
KSM z kolei uważa za opcję ostateczną, która powinna zostać wprowadzona wyłącznie, gdy nie uda się znaleźć innych mechanizmów, pozwalających na uregulowanie kwestii finansowych. Jeśli kalkulowana średnia meczowa miałby powrócić, to tylko na zdecydowanych zasadach, które spowodują zabranie miejsc dla kilku gwiazd rozgrywek.
Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Bije rekordy. Są nowe wieści o zdrowiu Tomasza Golloba
- Żużel. Krakowianie szykują się do powrotu. Znamy połowę składu, który powalczy o Puchar Prezydenta