Sprzęt w lidze polskiej to siedemdziesiąt procent sukcesu - rozmowa z Matejem Kusem - zawodnikiem Unibaxu Toruń

Speedway Ekstraliga to dla każdego jeźdźca ogromne wyzwanie. Jeśli zawodnik ma dodatkowo tylko dwadzieścia lat i przeskakuje od razu z drugiej ligi do najwyższej klasy rozgrywkowej, to budzi tym większy szacunek. Takie koleje losu spotkały Mateja Kusa, który frycowe zapłacił, a mimo to nie żałuje przeprowadzki do grodu Kopernika.

Kamil Hynek: Jaki był ten sezon 2009 dla ciebie?

Matej Kus: Ciężki, naprawdę ciężki. Zapłaciłem w pewnym sensie frycowe. Nie dość, że zadebiutowałem w Ekstralidze, to od początku sezonu miałem problemy sprzętowe. Ze swojej strony liczyłem na lepsze zdobycze w barwach Unibaxu Toruń. Na dodatek bardzo się tymi niepowodzeniami denerwowałem, bo kompletnie nic mi nie chciało wychodzić. Jak się później okazało nerwy były zupełnie niepotrzebne ponieważ w drugiej części sezonu postanowiłem wrócić do sprawdzonego tunera - Bohumila Brhela. Pracujemy ze sobą w sumie już trzy lata, ufam mu bezgranicznie, a nasza współpraca układa się bardzo dobrze.

Mówisz, że twoja współpraca z Bohumilem Brhelem była bardzo dobra i masz zamiar ją kontynuować. Nie każdy jednak jest z jego silników zadowolony.

- Ja bynajmniej tego tunera nie mam zamiaru zmieniać i mogę wypowiadać się tylko za siebie. Nie dość, że jestem zadowolony z jego pracy, to oceniam go jako świetnego człowieka. Oczywiście jakieś głosy do mnie doszły, że nie każdy ceni sobie jego silniki, ale jest przecież tylko człowiekiem. Nikt nie każe tym, którzy narzekają powierzać swój sprzęt Brhelowi. Ja wiem, że on jest perfekcjonistą i potrafi zrobić szybki motor, a wyrozumiałość to też ważna cecha.

Na początku sezonu miałeś pewne miejsce w składzie Unibaxu, potem jednak pojawił się Darcy Ward. Wygryzł cię z podstawowej siódemki i miałeś trochę kłopotów z powrotem do meczowego zestawienia.

- Darcy jest niesamowicie szybki. Starty w lidze, w tak młodym wieku, to najlepsze co mogło go spotkać. Ja starałem się robić swoje i z nim walczyć. Wszystko było na zdrowych zasadach, dlatego gratuluję mu świetnych występów w naszej wspólnej drużynie.

Czy z perspektywy czasu uważasz, że dobrze zrobiłeś przeskakując od razu z drugiej do Speedway Ekstraligi, przechodząc z Równego do Torunia? Tam byłeś prawdziwą gwiazdą i jeździłeś w każdym spotkaniu po pięć, sześć wyścigów. Teraz masz kłopoty z dostaniem się do składu, a jak uda ci się wystartować, to dochodzi nieraz do sytuacji, że możesz pakować się już po nieudanym pierwszym biegu.

- W żadnym wypadku nie żałuję swojego wyboru. Toruń zaoferował mi świetne warunki do dalszego rozwoju. Speedway Równe to był zespół drugoligowy i tam generalnie trzeba było się tylko rozjeździć. W wielkim skrócie na tym to mniej więcej polegało.

Po tym sezonie masz już pewne rozeznanie w polskiej lidze. Jak więc na podstawie swoich doświadczeń porównasz obie klasy rozgrywkowe, w których miałeś okazję jeździć?

- Dla mnie siedemdziesiąt procent sukcesu w polskim żużlu to przygotowanie sprzętowe. W Anglii na przykład więcej zależy od samego zawodnika. W drugiej lidze jeśli potrafisz wystartować i mkniesz do mety po trzy punkty możesz swobodnie zrobić jakiś błąd w trakcie jazdy, a i tak dowieziesz zwycięstwo do mety. W Ekstralidze natomiast potkniesz się na dystansie i momentalnie spadasz na ostatnią pozycję.

Wciąż masz jeszcze ważny kontrakt w Toruniu, ale widząc, że większe szanse na stary ma Darcy Ward nie chciałbyś zdecydować się na wypożyczenie do innego klubu. Przed tobą już tylko jeden rok startów w gronie młodzieżowców, co może mieć kluczowe znaczenie dla twojej dalszej kariery?

- W tym momencie nie mogę na to pytanie odpowiedzieć. Oczywiście chciałbym zostać w toruńskim zespole, ale nie wiem jeszcze czy podobną wolę wykazują tamtejsi działacze. W następnym tygodniu czeka mnie wyjazd do Torunia i po tym spotkaniu będę mógł udzielić więcej informacji.

Unibax Toruń po pełnym kontrowersji dwumeczu z Falubazem Zielona Góra zdobył ostatecznie srebrny medal DMP. Traktujesz to w kategoriach sukcesu czy bardziej porażki?

- Przed sezonem nikt nie liczył, że znajdziemy się w finale. Teraz już na spokojnie analizując, to co się wydarzyło uważam, że jak już w tym finale wystąpiliśmy, to srebro jest jednak naszą porażką.

W Czechach jesteś najlepszym młodzieżowcem, a mimo to w Mistrzostwach Świata Juniorów nie możesz osiągnąć większego sukcesu. Czy eliminacje i trzy turnieje finałowe jakie będą w sezonie 2010, to w twojej opinii dobra decyzja?

- Moim głównym celem będzie dostanie się do finału, a co tam się wydarzy dopiero zobaczymy. W każdym biegu staram się dać z siebie maksimum i jechać jak najlepiej tylko potrafię. Czasami jest tak, że się wszystko psuje, tak jak w ostatnim półfinale w Miszkolcu. Po tych zawodach wszystko zaczęło iść pod górę. Postaram się wyeliminować to co było złe i spełnić swoje zamierzenia, wszak ostateczna rozgrywka będzie w moich rodzinnych Czechach na torze w Pardubicach. Opierając się więc na tym co było uważam, że nowe przepisy będą dobrym posunięciem.

W tym roku nie było okazji podziwiać cię na torach angielskich. Czy jest więc ta liga w twoich planach na sezon 2010?

- W Wielkiej Brytanii będę jeździł na sto procent. Skłaniam się raczej ku ekipom z Elite League. W tym momencie rozmowy z dwoma klubami, który nazw nie chcę zdradzać są bardzo zaawansowane. W tym sezonie faktycznie wyrzuciłem ze swojego terminarza Anglię, ale widzę, że muszę tam wrócić, aby stać się lepszym jeźdźcem. Jest to jeden z etapów eliminacji tegorocznych błędów.

W jakich więc jeszcze ligach będziesz chciał wystąpić w kolejnym sezonie?

- Na pewno planuję wystartować w Anglii, Polsce, Szwecji i Czechach. To są bezwzględne priorytety. Jeżeli znajdzie się czas i będzie okazja, to chciałbym "złapać" jakieś zawody w Niemczech lub Włoszech. W tym sezonie stawiałem przede wszystkim na jazdę w Polsce i Szwecji, co nie było najlepszym rozwiązaniem, bo wyniki były powiedzmy sobie otwarcie bardzo średnie. W Toruniu odjechałem około dziesięciu meczów notując średnią 5,5 punktu na mecz. Zważywszy na to, że miałem słaby początek, koniec nie wyszedł już tak tragicznie.

Do niedawna mówiło się o tobie jako największej nadziei czeskiego speedwaya. Teraz według czeskich fachowców pałeczkę przejął Vaclav Milik junior. Czy podzielasz to zdanie?

- Venda Milík junior to naprawdę fajny chłopak. Na pierwszy rzut oka widać, że ściganie ma we krwi po swoim ojcu. Chciałbym, aby udało mu się osiągnąć duży sukces nie tylko wśród juniorów. Między innymi dlatego często z nim rozmawiam, co miałby zmienić w przyszłości, żeby nie powielać moich błędów. Wszystko jednak z zachowaniem pewnej granicy, przecież to dalej mój rywal. Uważam, że my ze swojej strony także musimy pomóc ludziom, którzy tworzą czeski żużel. Szczerze mówiąc poza Vaclavem Milikiem juniorem nie widzę na ten moment kolejnych przyszłościowych zawodników w moim kraju.

Komentarze (0)