Za konferencyjnym stołem zasiedli najważniejsi przedstawiciele Zarządu WSM Chełmiec, w osobach prezesa - Pawła Isańskiego oraz rzecznika prasowego - Piotra Filipka. Delegatem Głównej Komisji Sportu Żużlowego był Piotr Trąbski, na co dzień sprawujący pieczę nad krajowym miniżużlem. Niespodzianką był udział w konferencji Marka Latacza, znanego działacza z Częstochowy, obecnie sekretarza miniżużlowego UŚKS Speedway Częstochowa. Z ramienia miasta pojawił się przedstawiciel prezydenta Piotra Kruczkowskiego z Biura Promocji Miasta oraz działacze wałbrzyskiego OSiR-u. Sam pan prezydent już dzień wcześniej spotkał się z żużlowymi zapaleńcami i podtrzymał swoje poparcie dla całej inicjatywy.
Przełamać stereotypy
Sobięcin nie ma najlepszej renomy. To taki wałbrzyski "Trójkąt", przykładając miarę wrocławską, czy Praga, że sięgniemy do analogii stołecznej. Kiedyś dumny niemiecki Hermsdorf, za PRL-u tętniąca życiem robotnicza dzielnica z pracującymi pełną parą kopalniami i koksownią "Victoria" na czele, po przemianach ustrojowych otrzymał bardzo ciężkie ciosy. Kopalnie upadły, ludzie stracili pracę, a wraz z nią nadzieję. Część się nie załamała i wbrew zakazom, kolegiom i karom fedrowała dalej. Tak narodziły się legendarne już wałbrzyskie "biedaszyby". Robić żużel w takim miejscu?! Szalony pomysł... - Niekoniecznie - przekonuje prezes WSM Paweł Isański. - Nie robimy tego dla siebie. Rozmawiamy z mieszkańcami. Oni sami towarzyszą nam, przychodzą w sobotę, niedzielę po obiadku, kiedy trenujemy, i są bardzo zadowoleni, że coś tutaj się dzieje. W pewnym sensie darzą nas szacunkiem, że udało nam się już coś zrobić i robimy to akurat u nich. Zostawiamy po naszych treningach na stadionie różne sprzęty, pachołki, taśmy... Nic nie znika. To jest pewnego rodzaju ewenement, bo wiadomo jak to jest na Sobięcinie.
Bliskość toru żużlowego z reguły nie jest jednak mile widzianym przez mieszkańców sąsiedztwem. Wiadomo, hałas wytwarzany przez żużlowe maszyny budzi opory. Ekolodzy także mogliby dodać swoje trzy grosze, tym bardziej, że działacze WSM nie kryją, iż zajęcia crossowe mają być integralną częścią szkolenia adeptów "czarnego sportu". Wałbrzyski obiekt ma jednak w tej materii sporo szczęścia. Ulica Sportowa przy której jest położony to taka "droga do nikąd". Sąsiadem zza miedzy są…Pracownicze Ogródki Działkowe, a do najbliższego większego osiedla jest spory kawałek. - Chcemy współpracować z Nadleśnictwem - deklaruje prezes Isański. - Niechęć do sportów motocyklowych bierze się w dużej mierze z nienormowanego użytkowania motocykli i quadów, a opinię tę zawdzięczamy ludziom jeżdżącym po lasach. My chcemy od początku unormować tę kwestię. Jeśli stworzymy obiekt, na którym wałbrzyszanie będą mogli jeździć, na pewno nie będą jeździć po lasach. Odnośnie jazd terenowych poprosimy nadleśnictwo, aby wyznaczyło nam ścieżki po których możemy się poruszać i tego będziemy się trzymać. Chcielibyśmy również za każdego jeżdżącego zrzeszonego w naszym klubie motocyklistę przekazywać Nadleśnictwu pewną opłatę. Służyłaby ona na pokrycie ewentualnych szkód, powstałych podczas treningów.
Pierwsi w Polsce na "pięćdziesiątkach"
Co na żużlu zyskać może Sobięcin, to już wiemy. Co zyskać może cała żużlowa Polska? - Inicjatywa wałbrzyska jest pierwszą w kraju, jeżeli chodzi o szkółkę żużlową ukierunkowaną na motocykle o pojemności 50 ccm - mówi rzecznik WSM Piotr Filipek. - Wcześniej szkółki powstawały m.in. w: Częstochowie, Wawrowie, Rybniku czy Gdańsku, ale w rzeczonym temacie, szkółki dla dzieci 6-13 lat, jesteśmy pionierami. Wzorujemy się na duńskim modelu szkolenia, ponieważ chcemy korzystać z najlepszych wzorców.
Nieprzypadkowo pojawił się w Wałbrzychu pan Marak Latacz, który o miniżużlu wie wszystko. Okazuje się, że działacze z Częstochowy oprócz deklaracji poparcia przywieźli wałbrzyszanom coś więcej - kompletne plany budowy minitoru, takiego samego jak ten w Częstochowie. Jaki więc harmonogram najbliższych prac? - Na wiosnę planujemy już wybudowanie minitoru według regulaminów FIM-u, który pozwoli nam uzyskać homologację i możliwość organizowania zawodów, także tych międzynarodowych - zdradza ambitne plany rzecznik. - Chcemy stworzyć również filię we Wrocławiu. Nadarza się dla nas niepowtarzalna okazja, bowiem miasto Wrocław potwierdziło już plany modernizacji tego stadionu, a co za tym idzie stworzenie przy okazji minitoru pozwoliłoby znacznie zredukować koszty. Sjenit ze starego toru WTS-u, spokojnie starczyłby na pokrycie minitoru, a kto wie czy nie starczyłoby go również na minitor w Wałbrzychu. Na marginesie, nasz wałbrzyski tor ma mieć docelowo ok. 180 m., czynimy tak po to, aby zawodników oswoić z torami na jakich przyjdzie im walczyć w Skandynawii.
Co w dalszej perspektywie? 2010 - budowa minitoru i rozwój szkółek (6-9 lat - motocykle 50 ccm, 9-14 lat - motocykle 80/125 ccm). Chłopcy z Wałbrzycha, którzy w wieku 15 lat przesiądą się na motocykle 500 ccm. mają w przyszłości zasilać klub Victoria Wałbrzych. Plan jest taki, żeby w 2013 r. wystawić ten klub, oparty w stu procentach na własnych wychowankach, w rozgrywkach II ligi. Adepci z Wrocławia natomiast, w ramach porozumienia, mieliby możliwość przejścia do wrocławskiego WTS-u, a później ewentualnie do innych klubów.
Szukając kolejnych Janowskich
Za plecami prelegentów, co jakiś czas rozjaśniany błyskającym fleszem, wisiał dumnie reprezentacyjny kevlar Macieja Janowskiego. Samego zawodnika nie mogło być wśród zebranych, odpoczywa teraz od żużla goszcząc u swojego mentora Grega Hancocka, jednak ten piękny kevlar z orłem na piersi zdawał się wskazywać ambitny - choć jakże odległy - cel, przyświecający całemu przedsięwzięciu. - Maciek Janowski jako dzieciak zaczynał właśnie na minitorze w Pawłowicach, do dzisiaj jeździ także na crossie w sezonie zimowym. To pokazuje, że wszechstronność i oswajanie się z motocyklem od najmłodszych lat skutkuje takim talentem, jakim jest Maciek Janowski. Mamy taką nadzieję, że i z Wałbrzycha, i z Wrocławia stworzymy zagłębie przyszłych czołowych zawodników Polski - zdradza ambitny plan Piotr Filipek.
Nie kreacja a reaktywacja
Mało kto wie o tym, że kiedyś, choć bardzo dawno temu, sport żużlowy istniał już w Wałbrzychu. Działacze WSM także i o tym pamiętają i nawiązali już kontakt z jedynymi żyjącymi obecnie członkami dawnego klubu motorowego. To piękny gest i zasługuje na wzmiankę. Obecny pomysł jest zatem w pewnym sensie nawiązaniem do dzieła sprzed bez mała półwiecza. - W latach 50-tych, dokładnie w 1959 r. drużyna "Zjednoczeni" Wałbrzych walczyła o drużynowe mistrzostwo okręgu dolnośląskiego. Do dzisiaj z całej tej drużyny żyje dwóch członków i mamy z nimi kontakt. Chcemy przygotować wystawę "Żużel w Wałbrzychu wczoraj i dziś" i pokazać, że żużel tutaj kiedyś już istniał, a to co robimy nie jest czymś zupełnie nowym.
GKSŻ daje zielone światło
- Obejrzeliśmy wczoraj obiekt, byliśmy na spotkaniu z prezydentem miasta i po tym co koledzy mówią, ja jestem pełen optymizmu - przyznaje delegat GKSŻ Piotr Trąbski. - Mam nadzieję, że władze Wałbrzycha jak zobaczą, że ten klub już działa, włączą się dalej. My ze strony PZM-u jeśli chodzi o sprawy techniczne, przeszkolenie sędziów i pewne sprawy organizacyjne, również taką pomoc zapewnimy. Chcieliśmy, aby nastąpiła już integracja między klubami miniżużlowymi, których nie ma w naszym kraju wiele. Stąd obecność tutaj sekretarza UŚKS Speedway Częstochowa, pana Marka Latacza.
Zareagowaliśmy jako GKSŻ już na pierwszą wzmiankę jaka o Wałbrzychu pojawiła się na SportoweFakty.pl. To bardzo dobra inicjatywa, bo dojdzie kolejne miasto na żużlowej mapie Polski. Jako PZM nie obiecujemy jednak żadnych złotych gór. Myśmy odpowiedzieli na pierwsze wezwanie, bo wiemy z autopsji, że na początku trudno jest się przebić. Niektórzy nazywają to szaleństwem, ale ja sam siebie określałem wtedy podobnie. Teraz trudne chwile przed prezesem WSM, wszyscy, a zwłaszcza media, będą czyhały na niepowodzenia, ale nie można rezygnować - apeluje działacz żużlowej centrali.
Konkrety panowie, konkrety - czyli na czym pojadą?
Żużel jest szalenie kosztownym sportem. Truizmem przypominać, ale miniżużel również. Jak w mieście do dzisiaj określanym jako "Polska C" poradzić sobie z kwestiami finansowymi. Same motocykle to ogromny wydatek. Na czym jeździć będzie żużlowy narybek z Wałbrzycha? - Od zeszłego roku wprowadziliśmy pojemność 125 ccm - informuje Piotr Trąbski. - Dlaczego 125 ccm? Tu wszystko rozbija się o koszty. Paweł Zmarzlik (ojciec młodzieżowca Stali Gorzów - dop. J. H.) skonstruował taki miniżużlowy motocykl z silnikiem chińskiej produkcji. Jest to maszyna czterosuwowa, jak najbardziej nadająca się do uprawiania tego sportu, a jej koszt oscylować będzie wokół 4 tys. zł. Próbowaliśmy również 110-tek, ale w testach okazały się za słabe.
80-tki czy 125-tki, kosztować będą niemało. Skąd pozyskać środki? - Miasto wierzymy, że się nie wycofa. Są pewne możliwości pozyskania środków z programu współpracy transgranicznej, liczymy też bardzo na prywatny lokalny biznes. Już te pierwsze prace porządkowe, które niedawno wykonaliśmy na torze pokazały, że jest to realny kierunek poszukiwań - dodał przedstawiciel wałbrzyskiego OSiR-u. Już 28 listopada na Sobięcinie odbędzie się pierwsza motocyklowa impreza - zawody "Speedcross" i one również w zamyśle mają pokazać lokalnemu środowisku, że warto "wejść" w powstający speedway.
O zbliżającej się imprezie, a także o dalszych losach wałbrzyskiego przedsięwzięcia, które wspieramy od początku, będziemy naszych Czytelników informować na bieżąco.
Za konferencyjnym stołem. Od lewej: przedstawiciel Biura Promocji Wałbrzycha, Paweł Isański - prezes WSM, Piotr Filipek - rzecznik prasowy WSM, Piotr Trąbski - członek GKSŻ, Marek Latacz - sekretarz UŚKS Speedway Częstochowa
Najmłodszy narybek - Kuba Isański prezentuje zebranym ekwipunek miniżużlowca
Tekst i zdjęcia: Jakub Horbaczewski