Kacper Woryna wydawał się jednym z pozytywnych zaskoczeń początku tego sezonu. Rybniczanin imponował dyspozycją w finale Złotego Kasku, Memoriale Edwarda Jancarza oraz w Memoriale im. Bronisława Idzikowskiego i Marka Czernego.
Dobre występy sprawiały, że brak powołania na finał Drużynowych Mistrzostw Europy kibice uznali za błąd Rafała Dobruckiego. Niestety dla Tauron Włókniarza Częstochowa, kiedy przyszedł pierwszy mecz ligowy, to Woryna już tak wybornie nie jechał.
Jeden z dwóch krajowych seniorów w kadrze Janusza Ślączki zaczął bardzo źle, bo od jednego punktu w dwóch biegach. Później był już nieco lepiej. Ostatecznie z Leszna wywoził sześć oczek z dwoma bonusami.
ZOBACZ WIDEO: Brutalna opinia o finale Złotego Kasku. Co się stało w Opolu?
- Myślałem, że jestem przygotowany do każdych warunków, jednak co serię, to ten tor mnie zaskakiwał. Tak naprawdę całe zawody szukałem optymalnej prędkości, żeby jakieś punkty z tego były. Cóż, czekamy na prawdziwie żużlową pogodę, żeby jakoś nam to pomogło - powiedział po meczu Woryna w Ekstraliga Media Center.
Woryna podkreślił, że warunki torowe były takie same dla każdego zawodnika, więc fakt, że ten mecz nie poszedł Tauron Włókniarzowi po myśli daje im sporo do myślenia. A szybko wnioski wyciągnąć trzeba, bo w drugiej rundzie do Częstochowy przyjedzie Betard Sparta Wrocław.
- Mecz w Lesznie na pewno był fajny dla kibica, a i widowisko i dramaturgia były na plus. Gdyby nie uciekł nam ten początek, to mogłoby tego nie być. Sezon jest jednak długi i walczymy dalej - dodał.
Czytaj także:
1. Dołomisiewicz wrócił do żużla. Związał się z zawodnikiem z PGE Ekstraligi
2. Nowa klasa pojemnościowa stała się faktem