Mam nadzieję, że odwołania zostaną przyjęte - rozmowa z Piotrem Trąbskim, członkiem GKSŻ

O pracy Głównej Komisji Sportu Żuzlowego, o problemie licencji dla Atlasu i Włókniarza oraz o sytuacji miniżużla w Polsce rozmawialiśmy z jednym z członków zarządzającego polskim żużlem gremium - Piotrem Trąbskim.

W tym artykule dowiesz się o:

Jakub Horbaczewski: Jak Główna Komisja Sportu Żużlowego, którą pan reprezentuje, zareagowała w pierwszej chwili na sam pomysł wskrzeszenia żużla w Wałbrzychu?

Piotr Trąbski: W Głównej Komisji Sportu Żużlowego każdy jest za coś odpowiedzialny, chociaż oczywiście decyzje podejmujemy wspólnie. Tutaj jeszcze żadnej decyzji nie podjęliśmy. Decyzja była taka tylko z mojej strony, i rozmawiałem o tym z przewodniczącym, że ja po prostu tutaj przyjadę. I powiedziałem o tym, zresztą już dla SportoweFakty.pl w Rawiczu, że uznałem, iż to, co zaczyna się dziać w Wałbrzychu trzeba wesprzeć, pomóc i pokazać. Tak, żeby nie otwierać już otwartych drzwi.

Jak na chwilę obecną wygląda całe przedsięwzięcie od strony formalnej?

- Tutaj jest jeszcze sporo przed nimi. Od tej formalnej strony stowarzyszenie nie jest jeszcze do końca zarejestrowane w Polskim Związku Motorowym. Tu musi być tak, że Zarząd Okręgowy przyjmuje ich wniosek, składają papiery i wtedy stają się członkiem rzeczywistym PZMot. I wtedy obowiązują ich wszelkie przepisy, które wynikają z regulaminów, czy to motocrossowych, czy to sportu żużlowego. A Główna Komisja Sportu Żużlowego i wszyscy jej członkowie są otwarci na tego typu sprawy. Nikt nie przeszkadza. My patrzymy, a jeśli jest możliwość to pomagamy. Czy to osobiście, czy poprzez sprawy regulaminowe lub podpowiedzi, bo to też są ważne sprawy. Nie zawsze pieniądze załatwiają każdą kwestię.

Mamy w kraju najsilniejszą żużlową ligę świata, jednak tych miniżużlowych ośrodków jest jak na lekarstwo. To swego rodzaju kuriozum. Jaka według pana jest przyczyna takiego stanu rzeczy?

- Wie pan... Kiedyś była mowa o tym, że w każdym klubie ekstraligowym musi być drużyna miniżużlowa. Swego czasu było to nawet na etapie zadekretowania w przepisach, ale cóż z tego. Te przepisy się bardzo szybko zmieniają. Powstała spółka Ekstraliga Żużlowa...

Przepraszam, że wejdę w słowo, ale czy nie należałoby do tego wrócić?

- Ja ze swej strony powiem, że tak, ale kto kogo zmusi? I w jaki sposób? To są sponsorzy, to są potężne pieniądze, to są wymagania... Tym niemniej ja uważam, że ta szkółka, to "przedszkole żużlowe", jak ja je nazywam, powinno być. Stawiajmy na swoich. Tylko tak będzie ich więcej jeździć. Ale widocznie to jest pytanie naprawdę nie do mnie, a do prezesów klubów naszej Ekstraligi, ich przede wszystkim.

Dostrzega pan zatem, że to właśnie te "na górze" podejmowane decyzje kreują później sytuację w tych najmniejszych ośrodkach, a częstokroć niestety uderzają właśnie w tych najsłabszych

- Ale co my nazwiemy decyzjami "na górze"? Uściślijmy pytanie. Co to jest ten najwyższy szczebel? W Ekstralidze jest to zebranie wspólników...

Dobrze, więc inaczej. Niechajby zadekretowano na przykład - mniejsza o nomenklaturę ciała decyzyjnego - określoną, większą liczbę startów polskich młodzieżowców, które ci musieliby odjechać w meczu ligowym

- No, to jest. Muszę panu powiedzieć, że jako GKSŻ już teraz w I i II lidze - bo Ekstraliga, wiadomo, to odrębna sprawa - jesteśmy w trakcie ustalania regulaminu na rok przyszły i na pewno bieg juniorski nie będzie pierwszy. Będzie drugi. Jest to już w fazie dogadywania i najwyraźniej tak właśnie będzie.

Chodziło o to, żeby ci najmłodsi, często nieopierzeni juniorzy nie szli na pierwszy ogień, na niekiedy trudny i nieznany tor?

- Taka była po prostu propozycja środowiska. Jest stowarzyszenie żużlowców "Metanol", które reprezentuje Krzysiu Cegielski, i z ich strony taka padła propozycja. Kiedyś, pamiętamy, tym biegiem juniorskim były wyścigi pierwszy i ósmy, a teraz będzie drugi.

To z pewnością kibiców zainteresuje. Jakieś jeszcze nowości?

- W tej chwili chcemy powołać także kwalifikatorów na mecze. Może nie na wszystkie, bo wiadomo - to są niemałe koszty. Jeszcze nie wiemy do końca jak to będzie wyglądać, ale chcemy ten pomysł wcielić w życie. Oprócz stowarzyszenia zawodników jest też stowarzyszenie sędziowskie i z nim też współpracujemy.

Obecnie uwagę kibiców absorbuje sprawa licencji. Nie otrzymała jej między innymi Częstochowa, z którą pan jest związany. Jako członek GKSŻ na pewno ma pan swoje zdanie w tej kwestii.

- Ale chwileczkę. Po raz "enty" poproszę o to, żeby nasze media słuchały tego, co się do nich mówi i wiedziały co piszą. Komisja Licencyjna jest powoływana przez Zarząd Główny uchwałą. Główna Komisja Sportu Żużlowego daje tylko jednego przedstawiciela, który jest w osobie przewodniczącego. I to jest wszystko. To nie zależy od Głównej Komisji Sportu Żużlowego. To zależy od uchwał Zarządu Głównego.

Zgoda, to wiemy. Jednak kibice chcieliby poznać opinię działacza - członka tego, nawet niewiele mogącego ciała

- Zarząd Główny w swojej uchwale powiedział, że do 31 października przede wszystkim mają być uregulowane zaległości wobec zawodników. Takimi zaległościami wykazał się, raz - Włókniarz, dwa - Wrocław. Jest jeszcze tak zwana procedura odwoławcza, bo po to ją stworzono najwyraźniej, do 22 listopada. Mam nadzieję, że te odwołania zostaną przyjęte. Chociaż, powiedzmy sobie inaczej, u nas większość wszelkich przepisów, uchwał, regulaminów - każdy patrzy jak to obejść, a nie jak się do tego zastosować.

Czyli decyzja byłaby na "tak", pomimo, iż Wrocław oraz Częstochowa ewidentnie przepisy naruszyły?

- Ale pamiętajmy o tym, że my nie mamy mocy decyzyjnej. Jest Komisja Licencyjna, ona przyznaje licencje. Jest jeszcze sporo innych przepisów - przecież klub musi mieć załatwiony obiekt, uregulowany ZUS, spłaconych zawodników. To wszystko trzeba rozpatrzyć. Nie jest jednak to żaden organ GKSŻ, Komisja nie ma na to wpływu. Wszystko jest w gestii Zarządu Głównego i tak to trzeba postrzegać.

Komentarze (0)