Dominik Kubera przynajmniej na razie nie polubi się z PGE Narodowym w Warszawie. W ubiegłym sezonie zaliczył na nim groźny upadek, który przypłacił kontuzją i długą pauzą. W tym roku znów zapoznał się z nawierzchnią toru w stolicy naszego kraju.
Czy to miało wpływ na jego sobotni występ? - Upadek jak upadek, to była moja wina i wiedziałem, co zrobiłem źle - powiedział Kubera na antenie TTV.
Kubera jedyne punkty w Warszawie wywalczył w szesnastym biegu, kiedy to reprezentant Polski wystartował z korzystnego w sobotę czwartego pola startowego. Pokonał wtedy Jana Kvecha i Taia Woffindena.
- Byłem bezradny. Nie miałem koncepcji na to, jak jechać. Posłuchałem ludzi w parku maszyn, którzy mówili po kwalifikacjach, że jak jest źle, to żeby pozmieniać i to zrobiłem. I przez trzy biegi nie łapałem się na szprycę. Dopiero na czwarty wyścig, kiedy zrobiłem to tak, jak chciałem, to było lepiej - dodał żużlowiec.
Zawodnik nie ukrywał, że w Warszawie zabrakło mu doświadczenia na torach czasowych. - Stawka jest wybitna, więc starałem się coś znaleźć, co sprawi, że będzie w porządku. Jednak to się nie udawało, ciągle byłem spóźniony z ustawieniami. Szkoda, bo chciałem pojechać dobre zawody na świetnie przygotowanym torze - zakończył Kubera, który po dwóch rundach Speedway Grand Prix będzie miał jedenaście punktów.
Czytaj także:
1. Mocne słowa Jasona Doyle'a. "Ludzie z małymi mózgami"
2. Słaby początek sezonu Włókniarza. Jest reakcja zarządu klubu
ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice