Żużel. Koniec niekorzystnej serii Doyle'a. Aż trudno uwierzyć, jak długo musiał czekać!

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle na podium w Warszawie
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle na podium w Warszawie

Jason Doyle w sobotni wieczór na PGE Narodowym w Warszawie przerwał blisko siedmioletnią posuchę, jeśli mowa o ponownym zwycięstwie w cyklu Grand Prix. Licznik Australijczyka zatrzymał się na 60 turniejach. Nikt nie czekał dłużej od niego.

Nie pozostawił wątpliwości w sobotni wieczór w Grand Prix Polski. Wygrał sześć z siedmiu biegów, w tym ten półfinałowy i finałowy. Jasona Doyle'a pokonał tylko Fredrik Lindgren, ale na dłuższym dystansie to reprezentant Australii był najlepszym zawodnikiem drugiej rundy tegorocznych Indywidualnych Mistrzostw Świata. W decydujących momentach 38-latek nie popełniał błędów i tak naprawdę rozgrywał przeciwników, jak tylko chciał.

Sukces Doyle'a musi smakować mu wyjątkowo. W końcu triumfował w najbardziej prestiżowym turnieju w corocznym kalendarzu, bo też żaden inny niż ten w Warszawie nie gromadzi na trybunach tak wielu zakochanych w żużlu kibiców i nie ma tak prestiżowej otoczki. W finale doświadczony zawodnik nie ugiął się pod presją gnającego za nim Bartosza Zmarzlika, którego bardzo głośno dopingował niemalże cały PGE Narodowy.

Przede wszystkim jednak Australijczyk zrzucił z siebie właśnie niemały ciężar. Otóż poprzednie zwycięstwo w pojedynczej rundzie GP zanotował on... w październiku 2017 roku. Miało to miejsce na jego ziemi w Melbourne, gdzie zapewnił sobie zarazem swój jedyny tytuł indywidualnego mistrza świata. Od tamtej pory Doyle nie tylko nie zdobył już żadnego medalu w cyklu, ale też nie potrafił w nim wygrać ani razu zawodów.

W Warszawie licznik zatrzymał się na 60 turniejach. Przez te blisko siedem lat australijski żużlowiec rzecz jasna meldował się w finałach (14 razy), stawał na podium (7 razy), ale nie potrafił wskoczyć na ten najwyższy stopień. Od wiktorii na Etihad Stadium do tej na PGE Narodowym minęło dokładnie 2387 dni. Warto wspomnieć, że po takim samym czasie Doyle powrócił także na fotel lidera klasyfikacji GP. Od czasu wywalczenia miana najlepszego na świecie nigdy później nawet przez chwilę nie przewodził tabeli punktowej.

Wobec tego Doyle przebił więc Emila Sajfutdinowa, który dotąd był tym, który musiał czekać najdłużej na ponowny triumf w GP. Ówczesny reprezentant Rosji w sezonie 2019 po ponad sześciu latach (tj. 2226 dniach) wygrał w szwedzkim Hallstavik, ale po drodze miał też przerwę od startów w IMŚ, dlatego miał za sobą o wiele mniej niezwycięskich imprez.

Najdłużej oczekiwali na ponowne zwycięstwo w zawodach Grand Prix:

Ile dni?Ile turniejów*ZawodnikOdDo
2387 60 Jason Doyle (Australia) Melbourne 2017 Warszawa 2024
2226 29 Emil Sajfutdinow (Rosja) Cardiff 2013 Hallstavik 2019
1813 44 Fredrik Lindgren (Szwecja) Goeteborg 2012 Warszawa 2017
1771 17 Martin Vaculik (Słowacja) Gorzów 2012 Krsko 2017
1519 42 Chris Holder (Australia) Cardiff 2012 Melbourne 2016
1442 37 Leon Madsen (Dania) Toruń 2019 Vojens 2023
1372 31 Martin Vaculik (Słowacja) Gorzów 2018 Praga 2022
1372 18 Antonio Lindbaeck (Szwecja) Toruń 2012 Cardiff 2016
1365 21 Patryk Dudek (Polska) Krsko 2018 Teterow 2022
1323 18 Billy Hamill (USA) Vojens 1996 Praga 2000

*liczba niewygranych turniejów z rzędu

CZYTAJ WIĘCEJ:
Czekał na ten dzień siedem lat. Tego się obawiał Doyle w ostatnim czasie
Zmarzlik nie odczarował PGE Narodowego. Tak skomentował sobotni występ
  
ZOBACZ WIDEO: Wierzył w Przedpełskiego. "Zdecydowanie nie miałem racji"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty