Plusy według Łukasza Kuczery
+ Jason Doyle zasłużył na wyróżnienie, bo wygrana w GP Polski na PGE Narodowym to dla każdego żużlowca wyjątkowy moment. Jako kraj staliśmy się motorem napędowym dyscypliny, a otoczka wokół zawodów w stolicy jest niepowtarzalna. Australijczyk na triumf w SGP czekał niemal siedem lat, a gdy już w końcu stanął na najwyższym stopniu podium, to nie dość, że właśnie na najpiękniejszej arenie mistrzostw, to na dodatek został liderem mistrzowskiego cyklu.
Na razie jest za wcześnie, by oceniać, czy jesteśmy świadkami powrotu Doyle'a z sezonów 2016 i 2017, kiedy to przeżywał najlepszy okres w swojej karierze i zdobył tytuł mistrza świata. Konkurencja jednak wie, że Australijczyk nie bierze jeńców i powinna uważać na zmotywowanego 38-latka.
+ Szymon Woźniak miał być "chłopcem do bicia" w cyklu Grand Prix, a na razie prezentuje się dość dobrze w mistrzostwach świata. Na inaugurację zmagań była jedenasta pozycja w Gorican, a teraz szóste miejsce w Warszawie. Oby tak dalej i kto wie, może wychowanek bydgoskiej Polonii będzie jednym z kandydatów do stałej "dzikiej karty" albo też... sam zapewni sobie pozostanie w cyklu na sezon 2025.
ZOBACZ WIDEO: Szalony dzień zawodnika Grand Prix. O tym mogą nie wiedzieć kibice
+ Gleb Czugunow okazał się ojcem zwycięstwa ostrowskiej ekipy nad rzeszowskimi "Żurawiami". Rosjanin z polskim paszportem zgarnął 16 punktów i uciszył krytyków, którzy nie wystawiali mu najlepszych not po wykonaniu kroku w tył w karierze i postawieniu na starty w Metalkas 2. Ekstralidze.
Minusy według Mateusza Puki
- Leon Madsen na konferencji prasowej przed Grand Prix przyznał, że "ostatnich kilka dni było dla niego trudnych". Tajemniczej myśli nie chciał rozwinąć, ale w sobotę wszyscy kibice żużla mogli się przekonać, że wyznanie jednego z najlepszych żużlowców świata nie było tylko zasłoną dymną. Choć zawodnik mówił o walce o tytuł mistrza świata, to już w drugim tegorocznym turnieju bardzo mocno zmniejszył swoje szanse na takie osiągnięcie.
Duńczyk do lidera cyklu Jasona Doyle'a traci już 22 punkty, a do Bartosza Zmarzlika i Jacka Holdera - 16. Przedstawiciele Krono-Plast Włókniarza Częstochowa zapewniają, że nie wiedzą nic o niespodziewanych trudnościach w życiu swojego lidera i są pewni, że na niedzielne spotkanie z KS Apatorem Toruń wszystko wróci do normy. Jeśli niedyspozycja się przedłuży, to i częstochowianie będą mieli gigantyczne problemy.
- Sędzia Rafał Kobak stał się negatywnym bohaterem meczu Arged Malesa Ostrów z Texom Stalą Rzeszów, a jego decyzje o mało co nie spowodowały największej tegorocznej sensacji na torach Metalkas 2. Ekstraligi. Choć w tym roku nie było żadnych uwag odnośnie przygotowania toru w Ostrowie Wlkp., to arbiter po przejęciu kontroli nad torem po komisarzu Michale Wojaczku, zdecydował się na rewolucję.
Z relacji trenera Mariusza Staszewskiego wynika, że arbiter uznał, że nawierzchnia przy krawężniku jest zbyt mocno polana i zalecił gruntowne ubijanie toru. Na antenie Canal+ Patryk Malitowski pokazał wszystkim, że efektem jego prac była nawierzchnia przypominająca betonową. Zachodzi podejrzenie, że sędzia swoim zachowaniem zbyt mocno zaingerował w sposób przygotowania toru przez gospodarzy.
- Anders Thomsen zachwyca w PGE Ekstralidze, ale podczas SEC Challenge miał problemy ze sprzętem i nie zdołał samodzielnie zakwalifikować się do udziału w tegorocznych mistrzostwach Europy. Teraz musi liczyć na pomoc organizatorów, którzy zapewne przyznają mu "dziką kartę". Niesmak po słabszym występie jednak pozostanie. Zawodnik miał udowodnić, że niezasłużenie wypadł z Grand Prix, a zamiast pokazu siły musi teraz liczyć na działaczy międzynarodowej federacji.
- Dominik Kubera i Mateusz Cierniak mają szczęście, że w sobotę na PGE Narodowym dobrze spisali się Bartosz Zmarzlik i Szymon Woźniak, bo w przeciwnym razie ich sportowa klęska stałaby się głównym tematem rozmów. Choć najpopularniejsza polska runda powinna być miejscem dominacji naszych zawodników, to od lat nasi zawodnicy mają problem ze zdobywaniem punktów przed 50-tysięcznym tłumem.
Kubera i Cierniak w sobotę zdobyli w sumie... pięć punktów. Na tle innych uczestników mistrzostw świata wyglądali jak adepci rozpoczynający swoją przygodę z żużlem. Kibicom, którzy w sobotę po raz pierwszy pojawili się na żużlu trudno byłoby wytłumaczyć, że jeden z nich jest drużynowym mistrzem świata, a drugi mistrzem świata juniorów.
Czytaj więcej:
Janowski najlepszy w SEC Challenge
Ostra jazda mistrza świata. "Kolegów to on już nie ma"