Jarosław Kalinowski: Second half racing

Nie od dziś wiadomo, że szkolenie młodzieży w Polsce jest dalekie od ideału. Jeśli klub już prowadzi szkółkę żużlową, to później z powodu braku regularnych startów ich talent nie rozwija się.

Wielkie brawa należą się działaczom, za organizowanie lig i turniejów w ramach regionu, jednak nawet te dodatkowe kilkanaście biegów to ciągle mało aby mówić o dużej częstotliwości startów.

Zawody z cyklu: Ligi Juniorów, MDMP, MMPPK to imprezy głęboko deficytowe. Garstka kibiców kupujących bilety, nie jest w stanie pokryć kosztów opieki medycznej czy samej obsługi stadionu. Dokładnie tak samo jest w wypadkach innych młodzieżowych zawodów.

Jakie rozwiązania stosowane są w Wielkiej Brytanii, aby dać możliwość młodym do jak największej ilości startów? Otóż rozwiązanie jest wprost banalne w swojej prostocie i z pewnością przy naprawdę odrobinie dobrej woli dałoby się przenieść nad Wisłę a nazywa się "second half racing". O co chodzi? O to, że młodzi adepci czarnego sportu rozgrywają dodatkowe miniturnieje po głównym meczu. Prawda, że proste?

Takie "second-half racing" ma nie więcej niż 5-8 biegów i rozgrywane są w bardzo szybkim tempie. Każdy ze startujących młodych zawodników ma nie więcej niż 4 starty, ale z pewnością lepsze to niż jazda samemu na treningu. Programy takich zawodów są czasami po prostu skserowaną kartką dołączaną do programu zawodów. Wszystko jest organizowane tak, aby koszty były jak najniższe, czyli młodzi nawet rzadko kiedy startują na nowych oponach. To taki trening z udziałem kolegów z innych miast.

Karetka, polewaczka, wirażowi, kierownik startu, sędzia i cała reszta istotnego personelu przecież już jest na stadionie! Z pewnością nie mieliby nic przeciwko, aby zostać na przykład 20-30 minut dłużej po głównym spotkaniu. Jestem pewien, że krótkie wydłużenie obecności personelu i sprzętu nie byłoby zbyt kosztowne.

Jakie korzyści z tego płyną? Dla kibica to oczywiście nieco więcej speedwaya za tą samą cenę biletu, śledzący co się dzieje w klubie widzą jakie postępy robi żużlowy narybek. Poza tym takie miniturnieje pomagają rozładować tłok przy bramach wyjściowych i pomeczowe korki dookoła stadionu. Nie każdy przecież zostaje na tych zawodach.

Dla młodych zawodników korzyści z dodatkowych jazd na różnych torach są oczywiste. Dodatkowo mają okazję obserwować w trakcie głównych zawodów swoich starszych kolegów z toru i być może czegoś nauczyć się w kwestii organizacji. Krótkie przerwy pomiędzy biegami wymagają od młodzieży pracy nad własną kondycją oraz szybkiego wyciągania wniosków. Natomiast pojawianie się na torze przy widzach na trybunach może im pomagać w opanowaniu stresu.

Klub natomiast daje okazję swoim wychowankom do rozwoju przy naprawdę minimalnych kosztach.

Jestem więcej niż przekonany, że takie dodatkowe ściganie mogłoby się pojawić na polskich torach już w nadchodzącym roku 2010. Nietrudno przecież, aby prezes X zatelefonował do prezesa Y i zaproponował, żeby tamten poza swoimi najcięższymi armatami, na spotkanie zabrał 2,3 młodych nieopierzonych adeptów sportu żużlowego, aby ci po głównym spotkaniu szlifowali swoje umiejętności. Ideą jest rozwój speedwaya więc całkowicie nie powinny mieć znaczenia animozje pomiędzy klubami. Nie są też potrzebne odgórne regulacje czy tworzenie dodatkowych terminów. Potrzeba jedynie odrobiny dobrej woli.

Młodzi zawodnicy na Wyspach chętnie garną się do takich startów i czasami nawet zdarza się, gdy klub nie ma wystarczającej ilości juniorów we własnym klubie posiłkuje się zawodnikami z zewnątrz. Czy coś stoi na przeszkodzie, aby takie ściganie pojawiło się w Polsce?

Autor: Jarek Kalinowski (żużlowy sędzia w Wielkiej Brytanii)

Komentarze (0)