Żużel. W Częstochowie odetchnęli z ulgą. "Taki mecz był nam potrzebny"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Leon Madsen
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Leon Madsen
zdjęcie autora artykułu

Spory kamień spadł z serca zawodników i sztabu szkoleniowego Krono-Plast Włókniarza, który odniósł pierwsze w tym roku zwycięstwo. Nic dziwnego, że na twarzach biało-zielonych pojawiły się w końcu uśmiechy.

Bardzo długo Krono-Plast Włókniarz Częstochowa kazał czekać swoim kibicom na pierwsze zwycięstwo. Te udało się odnieść dopiero 28 maja podczas domowej konfrontacji z KS Apatorem Toruń. I choć dwa punkty wpadły na konto zawodników z północy województwa śląskiego, to niektórzy czują niedosyt faktem, że podopieczni Janusza Ślączki mocno się męczyli na własnym owalu.

Czy wczesnopopołudniowy mocny opad miał wpływ na przygotowanie toru przy ulicy Olsztyńskiej? - Nic nam to nie skomplikowało, a jedynie przestaliśmy lać później wodę, bo i niebo było bardzo ciemne. W każdej chwili mógł nastąpić opad, więc wiadomo, że robiliśmy te prace torowe w miarę rozsądku. Wiadomo, że nie było idealnie i mówiłem zawodnikom, co może być inaczej, niż w poprzednich meczach. Szukaliśmy dobrych ustawień i udało nam się to - powiedział po meczu Ślączka w rozmowie z WP SportoweFakty.

Przed biegami nominowanymi częstochowianie mieli tylko cztery punkty zaliczki nad KS Apatorem. Fani obawiali się, aby nie doszło do powtórki z meczu z Betard Spartą, kiedy to goście w końcówce wyrwali remis.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Holloway i Cegielski

- Nie można niczego przewidzieć i trzeba jechać do końca. Była mobilizacja, skupienie, a wiadomo, że trzeba było dowieźć te punkty. Zdawaliśmy sobie sprawę, o co jedziemy. Na szczęście ten czternasty wyścig ułożył się po naszej myśli. Zależało nam też na dobrym wyniku w 15. biegu, by mieć zaliczkę przed rewanżem - dodał Ślączka w Ekstraliga Media Center.

Krono-Plast Włókniarz mimo zwycięstwa nadal pozostaje na ostatnim miejscu w tabeli. Mimo wszystko w Częstochowie odetchnęli ze sporą ulgą. - Taki mecz był nam potrzebny, bo od wiosny nam się nie układało. Zawodnicy mają duży potencjał, ale musi też działać sprzęt. Treningi, próby i przerzucanie silników było, ale brakowało efektów - dodawał.

Zaledwie cztery punkty w piątkowym meczu wywalczył Mikkel Michelsen. Duńczyk zaczął od zwycięstwa, ale w kolejnych wyścigach był bezbarwny. W czym był problem? - Na pewno po jednym wyścigu motocykl ot tak nie przestaje jechać, to musi być jakaś awaria. Chłopaki muszą rozebrać motocykl i posprawdzać, bo to może kwestia prądu czy czegoś podobnego. Chociaż silnik jest prosty, to przyczyn może być wiele - skomentował Ślączka.

W piątek do Częstochowy zawita ZOOleszcz GKM Grudziądz, w którym to ostatnie lata pracował Janusz Ślączka. Sentymentów nie będzie. - Trener musi robić wszystko, aby jego drużyna jechała, jak najlepiej - zakończył nasz rozmówca.

Czytaj także: 1. Zarząd Włókniarza docenił wsparcie i oddanie kibiców 2. Emil Sajfutdinow podważył decyzję sędziego

Źródło artykułu: WP SportoweFakty