Damian Ratajczak z jazdą w lidze duńskiej wiązał bardzo duże nadzieje. Wierzył, że ściganie na trudnych technicznie torach pozwoli mu nabrać cennego doświadczenia i przygotuje go do walki o mistrzostwo świata do 21. roku życia. Niestety, ale pierwszy występ w kraju Hamleta zakończył upadkiem, a konsekwencją kraksy było złamania lewego uda.
Reprezentant Polski nie ukrywa, że pierwsze dni w szpitalu były dla niego bardzo trudne i czuł, jakby świat się zawalił, bo został przykuty do łóżka i nie mógł z tym nic zrobić. Kibice zastanawiali się, czy jeździec Fogo Unii Leszno zdoła jeszcze w tym roku wrócić do ścigania w lewo.
I niewykluczone, że tak się stanie! - Jeśli trafiasz w dobre ręce i poważnie traktujesz rehabilitację, to wszystko jest możliwe. Jasne, że da się jeszcze szybciej, ale nie można też przesadzić z jakąkolwiek presją, bo wtedy może być więcej szkody niż pożytku z takiego powrotu, a nie o to tu chodzi. Wszędzie musi być zdrowy rozsądek - przyznał Ratajczak w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym".
Zawodnik nie zamierza się zrażać do dalszych występów w SpeedwayLigaen. - Mam tego świadomość i trzeba się z tym liczyć za każdym razem, jak wyjeżdżam na tor. Równie dobrze to się mogło stać, jak każdy z nas wychodzi na spacer. Stało się i tyle. To jest po prostu ciemna strona tego sportu - dodał.
Czytaj także:
- Przysłał zwolnienie i... pojechał na zawody. Spotkała go kara
- Kuriozalne wykluczenie w PGE Ekstralidze
ZOBACZ WIDEO: Piotr Baron mówi wprost. "Strasznie ciężko tym chłopakom pomóc"