Do upadku Łotysza doszło w dwunastym wyścigu meczu ebut.pl Stali z Fogo Unią. Na drugim wirażu pierwszego okrążenia Oskar Fajfer ostro przyciął do krawężnika i wjechał w Andrzeja Lebiediewa. Obaj z impetem uderzyli o tor. Po chwili reprezentant gospodarzy wstał i wrócił do parku maszyn. Zawodnik gości doznał złamania żeber i czego go przerwa w startach.
Fajfer za swój atak otrzymał tylko żółtą kartkę. Decyzji sędziego nie rozumie trener Marek Cieślak. - Odnoszę wrażenie, że trzeba kogoś zastrzelić, by otrzymać czerwoną kartkę. A tak zupełnie poważnie, to mamy przykłady, kiedy prosiło się o zdecydowanie ruchy ze strony sędziów. Niedawno Brady Kurtz doprowadził do kontuzji Dimitriego Berge. Teraz mamy atak Oskara Fajfera na Andrzeja Lebiediewa. Oba przypadki były dla mnie ewidentne - mówi ekspert Canal+ i były trener kadry.
Cieślak jest również zniesmaczony tłumaczeniami osób, które biorą w obronę faulujących zawodników. - Nie pojmuję tej narracji, że ktoś nie chciał lub że go pociągnęło. Dajmy z tym spokój. Skoro ktoś nie panuje nad motocyklem, to niech nie jeździ na żużlu. Przecież to jest błąd jeździecki, a my ciągle używamy tego argumentu. Tak może tłumaczyć się szkółkowicz, ale nie żużlowcy takiej klasy. To jest wina zawodnika. Niektórzy ludzie chodzą na żużel po 50 lat, a nadal nic nie rozumieją - zaznacza Cieślak.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Cook, Kvech, Baron i Majewski gośćmi Puki
Były trener kadry ma nadzieję, że już wkrótce sędziowie zaczną reagować w bardziej zdecydowany sposób na ewidentne faule. - Wszystko zawsze zależy od sędziego. Jedni są lepsi, inni gorsi. Ja w obu tych sytuacjach bez wahania dałbym czerwoną kartkę. Raz, że się należała, a dwa, że to byłoby ostrzeżenie dla innych. Nie mogę tego wszystkiego pojąć, bo walczymy z torami, żeby było bezpiecznie, a później jedzie jeden z drugim i kasuje rywala. I nic się nie dzieje. Uważam, że szef sędziów powinien zareagować. Powinien jakoś spotkać się z arbitrami i powiedzieć im, że to nie może zmierzać w tym kierunku. Zaszło to za daleko - przekonuje.
Cieślak uważa również, że potrzebne są zmiany w regulaminie. - Pierwsza czerwona kartka nic nie znaczy. Ktoś może dostać ją pod koniec zawodów, kiedy zostaje mu bieg czy dwa. Konsekwencje powinny być poważniejsze. Żużlowiec, który dostanie czerwoną kartkę, nie powinien jechać w następnym meczu. Wtedy cierpi jego klub, bo jest osłabiony, a także on, bo nie zarabia. To jest realna kara, która boli i która może odstraszać - uważa.
Przeciwnicy zmian regulaminowych zwracają jednak uwagę, że tak poważne sankcje wynikające z czerwonych kartek mogą zbyt mocno wpłynąć na przebieg rywalizacji, jeśli dojdzie do pomyłki sędziowskiej. Cieślaka ten argument jednak niespecjalnie przekonuje.
- Zgadza się, że można łatwo przegiąć i wpłynąć na wynik jednego czy drugiego spotkania. Z drugiej strony tyle opowiadamy, że mamy najlepszych arbitrów na świecie, więc może należy od nich wymagać fachowej oceny takich sytuacji. Myślę, że musimy im zaufać, bo nie może być tak, że ktoś wjeżdża prostym motocyklem na wejściu w łuk i eliminuje rywala - podsumowuje Cieślak.
Zobacz także:
Gollob miał trudniej niż Zmarzlik
W Toruniu zdiagnozowali problem