Żużel. Sajfutdinow wrócił do zwyczaju sprzed trzech lat. To zły sygnał

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow

Emil Sajfutdinow znakomicie rozpoczął tegoroczny sezon, ale z każdym tygodniem spisuje się coraz gorzej, a kryzys formy jest już coraz bardziej widoczny. Ostatnie sygnały wskazują, że może być trudniej niż przypuszczano jeszcze chwilę wcześniej.

Rosjanin z polskim paszportem wyraźnie wrócił bowiem do zwyczajów z 2021 roku, czyli najmniej udanego roku w jego karierze. Żużlowiec miał wtedy gigantyczny kryzys sprzętowy po tym, jak rozstał się ze swoim podstawowym tunerem Ashley'em Holloway'em. W tamtym czasie Sajfutdinow co chwilę zmieniał dostawców sprzętu i testował zupełnie nowe rozwiązania. Poszukiwania nowego dostawcy sprzętu zakończyły się najsłabszym sezonem w dorosłej karierze i średnią 1,954 pkt/bieg.

Dzisiaj jeśli chodzi o wyniki jest tylko niewiele lepiej, ale jeszcze bardziej niepokojące jest coś innego. Uważni obserwatorzy zauważyli, że Emil Sajfutdinow coraz częściej zaczyna żonglować swoim sprzętem i nie ufa już tak mocno tunerowi Bertowi van Essenowi. Holenderski inżynier jest objawieniem dwóch ostatnich sezonów, a zawodnicy, którym udało się dołączyć do grona jego klientów byli uznawani za szczęśliwców. W ostatnich latach nie było przypadku, by ktoś dobrowolnie zrezygnował z jazdy na tych silnikach. Znakomite wyniki uzyskiwali na tym sprzęcie Fredrik Lindgren, Kai Huckenbeck, czy Jason Doyle, a także właśnie Sajfutdinow.

W środowisku pojawiły się nawet informacje o rzekomym zakończeniu współpracy pomiędzy Bertem van Essenem, a Sajfutdinowem. Menedżer żużlowca wyraźnie jednak zaprzeczył, by coś takiego się stało i dodał, że niedługo otrzymają oni kolejne silniki po serwisie w Holandii.

ZOBACZ WIDEO: Ostre opinie Mirosława Jabłońskiego. Były szef o jego zachowaniu

W tym roku coś się jednak zmieniło, bo żużlowiec już kilka razy był widziany na innych silnikach. W środowisku otwarcie mówi się, że jego team także cały czas pracuje nad rozwiązaniem problemów sprzętowych, a wynikiem tych zabiegów są właśnie silniki tworzone przez jego mechaników wspólnie z tunerem Witoldem Gromowskim.

Ten specjalista znany jest jako "podwykonawca" sprzętu Ryszarda Kowalskiego i dość rzadko decyduje się na tworzenie własnych silników od zera. W przypadku Sajfutdinowa zdecydował się jednak na pomoc i realizuje plan założony przed najbliższych doradców żużlowca. Efekt na razie nie jest idealny, ale pracę nad nowymi silnikami wciąż trwają.

Częste zmiany silników to jednak nie jest dobry sygnał dla działaczy i kibiców KS Apatora Toruń, bo tylko potwierdzają to, że kryzys jest poważniejszy niż może się to wydawać. Żaden z żużlowców nie lubi częstych zmian sprzętu, a idealną sytuacją jest korzystanie z jednostek napędowych od jednego dostawcy. Na razie jednak Sajfutdinow po prostu nie może pozwolić sobie na taki luksus. W klubie pokładają w nim duże nadzieje, a on musi robić wszystko, by jak najszybciej odzyskać odpowiednią prędkość. Przez ostatnie dwa miesiące żużlowiec tylko w przypadku dwóch z sześciu meczów kończył zawody z więcej niż 10 punktami na koncie. Bez lidera w dobrej formie torunianie nie mają co marzyć o medalu, a dodatkowo grozi im zakończenie rundy zasadniczej na szóstym miejscu i jazdę w ćwierćfinale z Orlen Oil Motor Lublin. Tego chciałby uniknąć wszystkie kluby.

Czytaj więcej:
Wimbledon: Bardzo trudne zadanie Świątek
"Wtopa" na oczach świata. Cyrk, co się stało w czwartek w Łodzi

Źródło artykułu: WP SportoweFakty