Żużel. Marek Cieślak zaskakuje. Niedzielny skandal wpłynie pozytywnie na Włókniarz?

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Marek Cieślak
zdjęcie autora artykułu

- W jakimkolwiek klubie za atmosferę odpowiada trener. Jeżeli wszyscy wchodzą w to z gumiakami, to jej nigdy nie będzie, ewentualnie taka sztuczna - mówi nam Marek Cieślak. Podkreśla jednak, że niedzielne zdarzenie może przynieść korzyści.

Do niemałego skandalu doszło tuż po 15. biegu meczu pomiędzy KS Apatorem Toruń a Krono-Plast Włókniarzem Częstochowa (49:41 - dop.red.). W parku maszyn powstało spore zamieszanie, w którym udział brali Leon Madsen, Mikkel Michelsen oraz ich teamy, a także pracownicy klubu.

- To nie była sprzeczka, to była regularna bójka z uszkodzeniami i pięściami. Obaj Duńczycy rzucili się do siebie niemal od razu, jak zjechali do parkingu. Wyskoczyli z motocykli i rzucili się na siebie, tak samo ich teamy. Widziałem na ostatnim kółku, że Michelsen kiwał głową i miał pretensje do Madsena, ale to była regularna, bokserska walka - przekazał Łukasz Benz na antenie Canal+ Sport 5.

Według Marka Cieślaka niedzielne zdarzenie wcale nie musi przynieść złych konsekwencji, a wbrew pozorom może wpłynąć mobilizująco na drużynę, ponieważ będzie chciała ona zatrzeć złe wrażenie, która zrobiła na całej Polsce. - Zawodnicy nie wywieszą białej flagi. Nawet jeśli ktoś wie, że odejdzie, to będzie chciał to zrobić z przytupem, aby żałowano, że zmienia barwy. Do tego każdy walczy o pieniądze - twierdzi w rozmowie z WP SportoweFakty wieloletni szkoleniowiec.

ZOBACZ WIDEO: Działacz Apatora zapowiada transfery. "Dwa, trzy głośne nazwiska zmienią kluby"

O nie najlepszych relacjach w zespole spod Jasnej Góry mówi się od samego początku obecnego sezonu, choć tak naprawdę ten problem pojawiał się już przecież wcześniej. Żużlowcy oraz klub z prezesem Michałem Świącikiem na czele, najczęściej zaprzeczają wszystkiemu i zapewniają, że z tym elementem nie ma żadnego problemu.

- W jakimkolwiek klubie za atmosferę odpowiada trener. Jeżeli wszyscy wchodzą w to z gumiakami, to jej nigdy nie będzie, ewentualnie taka sztuczna. Na obiad każdy chętnie pójdzie i powie "dziękuję", ale to nie załatwi sprawy. Dobrą atmosferę buduje się w treningach, meczach, zagraniami taktycznymi czy poprzez pomoc żużlowcom - podkreśla nasz rozmówca.

Włókniarz w poniedziałkowym oświadczeniu zaprzeczył temu, co powiedział reporter telewizyjny. Częstochowianie podkreślają, że żużlowcy nie dopuścili się żadnych aktów przemocy wobec siebie, a całe zamieszanie wynikło z tego, że mechanik Mikkela Michelsena miał zaatakować Leona Madsena poprzez uderzenie go ręką w kask.

Marek Cieślak zaznacza, że teraz będzie już bardzo trudno zweryfikować, kto mówi prawdę, gdyż większość kibiców oraz osób obserwujących spotkanie nie widziała całego zamieszania.  - Aczkolwiek nie jest tajemnicą, że obaj zawodnicy żyją w konflikcie. Zresztą Duńczycy między sobą nie przepadają, a ci dwaj już szczególnie - podsumowuje.

Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: - Żużel. Ogromne pretensje Drabika do Przedpełskiego. Torunianin z kartką - Skandal w Toruniu! Zawodnicy jednej drużyny pobili się!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty