Żużel. "Obraz nędzy i rozpaczy." Ostre słowa Cieślaka o Włókniarzu i Madsenie

WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Leon Madsen
WP SportoweFakty / Krzysztof Konieczny / Na zdjęciu: Leon Madsen

Marek Cieślak powiedział wprost, że miniona niedziela to jedna z najczarniejszych dat w historii Włókniarza. - Tutaj jest klepanie wszystkich po tyłeczku. Żużlowiec to nie jest miłość do klubu i prezesa, a do kasy i wyniku - nie ukrywał.

Krono-Plast Włókniarz Częstochowa przegrał w niedzielę wyjazdowe spotkanie z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz 30:60, tracąc przy tym punkt bonusowy. Jednocześnie zespół spod Jasnej Góry wypadł z najlepszej szóstki PGE Ekstraligi, co oznacza, że zakończył on sezon 2024 bez awansu do fazy play-off.

"Zlepek lepszych i gorszych nazwisk"

- Obraz nędzy i rozpaczy. Ten dzień trzeba zapisać, jako jedna z najczarniejszych dat w historii klubu. Jeżeli drużyna naszpikowana dobrymi zawodnikami nie wchodzi do sześciozespołowych play-offów, to o czym my możemy mówić? - powiedział podczas Magazynu PGE Ekstraligi, emitowanego na Canal+ Sport Marek Cieślak.

Legendarny szkoleniowiec nie krył rozczarowania z wyników Włókniarza, z którym jest przecież mocno związany. - Stawiałem tę ekipę wysoko. Nie było kontuzji czy innych nieszczęść, a zespołu nie ma. Jest zlepek lepszych i gorszych nazwisk. To powinno grać i nie wiem, dlaczego tak nie jest - przyznał.

ZOBACZ WIDEO: Kibice wywiesili baner. Prezes klubu miał się tłumaczyć

W jego opinii musi zostać wykonana analiza, ale ją powinien zrobić ktoś, kto wszystko obserwował z boku. Jeśli będzie inaczej i zajmą się tym osoby z klubu, nic z tego nie wyjdzie. 74-latek razem z pozostałymi uczestnikami programu starali się jej powierzchownie dokonać. Cieślak podkreślił, że drużyna przede wszystkim musi wiedzieć, że jest dobra.

Leon Madsen winnym?

Nie da się ukryć, że często za winnego gorszych rezultatów Włókniarza wskazuje się Leona Madsena. Oczywiście nie chodzi o jego indywidualny wynik, gdyż ten jest przecież znakomity. Duńczyk ze średnią 2,416 był drugim najskuteczniejszym żużlowcem najlepszej żużlowej ligi świata w rundzie zasadniczej. Problemem jest jednakże jego trudny charakter. Co ciekawe, zdaniem utytułowanego trenera, 35-latek nie pojechał w wyścigu nominowanym w Grudziądzu, ponieważ po prostu już nie chciał tego robić i nie miało to nic wspólnego z silnikiem.

- Kiedyś powiedziałem Michałowi Świącikowi, że zawodnicy są jego pracownikami, a nie kolegami. A tutaj jest klepanie wszystkich po tyłeczku, buźka, niedźwiedzie i inne takie. Żużlowiec to nie jest miłość do klubu i prezesa, a do kasy i wyniku - powiedział były selekcjoner reprezentacji Polski.

Warto przypomnieć, że Madsena do Polski tak naprawdę sprowadził właśnie Marek Cieślak, który traktuje byłego wicemistrza świata, jak swojego wychowanka. Gdy ponad 15 lat temu obecny zawodnik Włókniarza przychodził do klubu z Wrocławia, miał posiadać bardzo słabej jakości sprzęt i dopiero Andrzej Rusko zapewnił mu odpowiednie jednostki oraz pozostałe części.

Szkoleniowiec przyznał, że Duńczyk szybko robił postępy i dał się skusić Unii Tarnów, gdzie jednak nie pojechał zbyt wielu meczów. Dopiero gdy on sam zaczął pracować w klubie, to urodzony w 1988 roku żużlowiec mógł liczyć na więcej startów. - Wówczas zaczął naprawdę dobrze jeździć, zdobyliśmy mistrzostwo Polski i można było z nim porozmawiać oraz zwrócić mu uwagę - zdradził.

Aczkolwiek nie ukrywał, że to właśnie od Madsena zaczęły się jego późniejsze problemy we Włókniarzu. Konkretnie chodziło o numer startowy. Trener chciał mu przyznać "13", lecz zawodnik wolał "dziewiątkę". Mimo wszystko gość niedzielnego programu dążył do przekonania swojego podopiecznego, wyjaśniając mu, że w ten sposób wystąpi w najważniejszych biegach, gdyż jest najlepszy.

- Jego ojciec zaczął pisać do mnie, że mam mu dać to, co chce. Od tego zaczął się konflikt i gadanie prezesowi na mój temat różnych bzdur. Tak to się skończyło. On mnie nie wyrzucił, ponieważ sam odszedłem, lecz wygrał - podsumował Marek Cieślak.

Co z Drabikiem?

Inną istotną postacią jest Maksym Drabik, którego dołączenie do częstochowskiej drużyny wiązało się z odejściem z klubu jego ojca. Ten był trenerem młodzieży we Włókniarzu, która od momentu jego rezygnacji nie radzi sobie już tak dobrze. - Sławomir Drabik jest ikoną w Częstochowie. Nawet nie musi dużo mówić, ale żeby był i kogoś, chociażby zmotywował - tłumaczył 74-latek.

- Nie zrozumiałe są te stosunki między tatą i synem. To sprawy rodzinne, ale nie powinno tak być. Sławek jednak nauczył Maksa jeździć na żużlu. To jest dwukrotny indywidualny mistrz świata juniorów, który świetnie się spisywał. Obecnie nikt nad nim nie panuje - zakończył.

Czytaj także:
- Żużel. Najpierw kapitalna walka, a potem nieładne zachowanie. Zaiskrzyło pomiędzy Zmarzlikiem i Łagutą
- Żużel. Ten klub chciał zagranicznego juniora. I to od sezonu 2025

Źródło artykułu: WP SportoweFakty