Marki Monster Energy fanom czarnego sportu przedstawiać nie trzeba. Logo z charakterystyczną zieloną literą "M" można często zauważyć podczas zawodów żużlowych, bowiem amerykańskie przedsiębiorstwo zajmujące się produkcją napojów od lat wspiera sportowców na całym świecie, a w tym gronie są także m.in. Patryk Dudek, Paweł Przedpełski, Jack i Chris Holderowie czy Tai Woffinden. To tylko część nazwisk.
Jakiś czas temu Joe Parsons, przedstawiciel marki w mediach społecznościowych opublikował zdjęcia Szymona Ludwiczaka, a konkretniej kasku, który miał na głowie z informacją, że zawodnik Krono-Plast Włókniarza Częstochowa nie reprezentuje stajni amerykańskiego giganta i posługuje się podrobionym logotypem.
Czyn juniora miał zostać skierowany do działu prawnego, a rybniczaninowi groził nawet pozew za naruszenie praw. Sprawę udało się jednak załagodzić. - W marcu albo w kwietniu napisałem wiadomość do pana Parsonsa, który odpowiedział mi dopiero po dwóch miesiącach, kiedy tej jazdy było naprawdę sporo. Okazało się, że nie mogę mieć żadnych znaków firmowych tej marki. Nie miałem kiedy dokonać zmiany, bo to też nie jest takie łatwe. Jednak kiedy tylko mieliśmy luźniejszą chwilę, to niezwłocznie zajęliśmy się sprawą. Z panem Parsonsem udało nam się dojść do porozumienia i sprawa jest załatwiona - powiedział Ludwiczak w rozmowie z WP SportoweFakty.
ZOBACZ WIDEO: Kibice wywiesili baner. Prezes klubu miał się tłumaczyć
Junior w kasku z logotypem marki Monster ścigał się już od wielu lat, bowiem kasku odkupił od jednego z żużlowców, będąc jeszcze adeptem Rybek Rybnik w klasie 80-140cc.
Dla Szymona Ludwiczaka sezon 2024 był debiutem w PGE Ekstralidze. Junior pierwotnie miał być numerem trzy w formacji młodzieżowej Janusza Ślączki, a tymczasem skończył jako jej lider. 16-latek w najlepszej lidze świata, wykręcił średnią 0,720. Złożyło się na to 16 punktów i 2 bonusy w 25 wyścigach. Dwukrotnie udało mu się indywidualnie wygrać.
- Ciężko pracuję i widać lekkie efekty. Dodatkowo doszliśmy do ładu ze sprzętem, więc to wszystko zagrało. Przede mną jeszcze kilka spotkań w tym roku i trzeba będzie przygotowywać się do nowego sezonu - dodał nasz rozmówca.
Niewykluczone, że te statystyki byłyby dla Ludwiczaka okazalsze, gdyby nie pauza spowodowana kontuzją. Kibice zastanawiali się, co właściwie dolegało młodzieżowcowi, bowiem próżno było szukać jakichkolwiek komunikatów ws. stanu zdrowia.
- Po upadku w Rybniku doznałem naderwania mięśnia nadgrzebieniowego. Niecałe trzy tygodnie przerwy i udało mi się wrócić. Czuję jeszcze lekki ból w lewym barku, bo to jest tuż obok. Myślę, że wkrótce wszystko będzie dobrze - wytłumaczył nam Ludwiczak.
- Gdybym się drugi raz uderzył w ot samo miejsce, to nie byłoby dobrze. Mam nadzieję, że nie będę już notował upadków, a przynajmniej tak poważnych - dodał.
Zawodnik w żaden sposób nie skracał terminu, co do powrotu na tor, ale ciężko pracował nad tym, by ten czas był możliwie, jak najkrótszy. - Dwa razy byłem na treningach, ale ból był tak ciężki, że nie szło jeździć. Jednak jak rozmawialiśmy z fizjoterapeutami i lekarzami, to udało się i tka szybko wsiąść na motocykl - mówił nam Ludwiczak.
Przynajmniej do kwietnia Ludwiczak musi poczekać na kolejne występy w PGE Ekstralidze. - Na pewno nikt się tego nie spodziewał, że zakończymy sezon tak wcześnie. Zarówno my, jak i kibice oczekiwaliśmy czegoś większego. Tak się jednak nie stało, musimy przełknąć tę gorycz i za rok powalczyć o play-offy - zakończył w rozmowie z WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Kibice Włókniarza mają dość! Wywiesili transparenty i do akcji ruszyła ochrona!
- Szczere wyznanie prezesa Włókniarza. "Psychika siada. To jest najgorsze, co może być"
6 dr. odjedzie po 18 meczy a dwie 16 meczy.
Nikt nie skończy sezonu na początku sierpnia. NARESZCIE.