Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Rozmawiamy świeżo po tym, jak zostałeś Młodzieżowym Indywidualnym Mistrzem Polski, a jeszcze kilka tygodni temu pewnie słyszałeś lub czytałeś o sobie opinie niektórych ekspertów, że jesteś jednym z rozczarowań czy transferowych niewypałów w PGE Ekstralidze. Coś się nagle diametralnie zmieniło?
Jakub Krawczyk, żużlowiec Betard Sparty Wrocław, Młodzieżowy Indywidualny Mistrz Polski: Czy jestem jednym z rozczarowań? Myślę, że tego nie mogę o sobie powiedzieć. Wielu kibiców pewnie patrzyło na moje wyniki przez pryzmat tego, co robiłem pod koniec zeszłego sezonu w ówczesnej 1. Lidze, a używając obecnej nazwy Metalkas 2. Ekstralidze. Zdobywałem wówczas dwucyfrówki i pewnie niektórzy oczekiwali, że podobne wyniki będę notował w PGE Ekstralidze. Tak się po prostu nie da. Najlepsza żużlowa liga świata zaskakuje poziomem, zaskakuje sprzętem, a początek tego sezonu w moim wykonaniu był, jaki był, bo nie zdawałem sobie sprawy, jak drużynowy wicemistrz Polski jest bardzo dokładny, profesjonalny i ile rzeczy ja muszę w sobie zmienić, żeby temu poziomowi dorównać. Betard Sparta Wrocław zawsze walczy o najwyższe cele i niezwykle skrupulatnie podchodzi do każdego szczegółu. Można z tego klubu brać przykład, jeśli chodzi o profesjonalizm i uczyć się. Ja przekonałem się od tym od samego początku.
To w twoim przypadku było inne zderzenie z PGE Ekstraligą niż to, z którym miałeś do czynienia w 2022 roku w macierzystym klubie?
Dokładnie. To było całkiem inne zderzenie z PGE Ekstraligą, inny poziom profesjonalizmu. Wszystko było inne. Musiałem zacząć się na szybko tego uczyć po kolei. Dokupiłem jeszcze więcej sprzętu. Przed sezonem w życiu bym nie pomyślał, że aż tyle tego będzie potrzebne.
Masz na myśli silniki?
Też, ale nie tylko. Dokupowałem praktycznie wszystko, zarówno jednostki jak i nowinki technologiczne. W PGE Ekstralidze nie ma, że wychodzi coś nowego i czekasz, aż to będzie dostępne na rynku, tylko starasz się to zdobyć za każde pieniądze, by właśnie mieć tę część i sprawdzić, czy działa i czy robi różnicę. Chodzi o to, by być krok z przodu przed innymi.
Te nowinki, to wiedza, know-how, które ma Betard Sparta Wrocław, jej mechanicy i otoczenie?
Na pewno we wrocławskim klubie bardzo szybko wiedzą o każdej nowince, a przede wszystkim mają bardzo szybki dostęp do tych rozwiązań. Z pewnością inne kluby ekstraligowe też posiadają te informacje. Różnicę robi właśnie to, kto ma ją jako pierwszy. Żużlowcy z PGE Ekstraligi inwestują naprawdę ogromne pieniądze, by technologicznie być z przodu. Inaczej nie punktują i nie zarabiają.
Rozumiem, że nie zostałeś sam z tą ekstraligową rzeczywistością, z którą jak sam mówisz, zderzyłeś się, tylko mogłeś liczyć na pomoc wrocławskiego klubu, pomimo że jesteś na zawodowym kontrakcie?
Oczywiście. Klub sam zauważył, że ja czy mój team, zderzyliśmy się na początku sezonu z tą ekstraligową rzeczywistością. Faktycznie to pierwsze moje skonfrontowanie z PGE Ekstraligą nie było w Ostrowie, a we Wrocławiu. Mogę otwarcie teraz powiedzieć, że to było bardzo mocne zderzenie. Myśleliśmy, że coś wiemy, a tak naprawdę nie wiedzieliśmy.
Na jaką pomoc ze strony klubu mogłeś liczyć?
Bardzo szeroką. W Betard Sparcie Wrocław jak jest problem, to obowiązuje hasło, wszystkie ręce na pokład. W pomoc zaangażował się każdy łącznie z prezesem, trenerami i mechanikami. Czułem, że wszyscy chcą mnie uratować, bo miałem problem. Za tę pomoc serdecznie dziękuję. Naprawdę bardzo dużo mi pomogli i wiele zawdzięczam temu klubowi.
Czyli te problemy wynikały ze sprzętu, a jak motocykle nie jadą, to i forma i głowa nie funkcjonuje, ponieważ to są naczynia połączone…
Owszem. Jak nie ma sprzętu, to się głowisz, czemu tak się dzieje. Jak sprzęt nie jedzie, nie punktujesz, a co za tym nie zarabiasz. Jak nie zarabiasz, to się martwisz o utrzymanie teamu, bo przecież koszty są stałe. Żeby inwestować w nowinki, trzeba trochę tych punktów przywozić do mety. Moja forma spadła, z dwa, może trzy mecze były na zero. Zaczęło się robić nieciekawie.
Obawiałeś się o miejsce w składzie? Pojawiły się nawet spekulacje, że powinieneś zostać odstawiony…
Wiadomo, że jak junior przywozi w meczu zero punktów, to klub nie ma nic do stracenia i może dać szansę komuś innemu. Ludzie we Wrocławiu wykazali się dużym szacunkiem i zaufaniem do mojej osoby. Nie tylko mnie nie odstawiono od składu, ale także dalej mi pomagano, by ten wynik był coraz lepszy i bym w końcu jechał na swoim poziomie.
A z czego wynikało to, że jechałeś dobrze np. w Srebrnym Kasku czy kwalifikacjach do SGP 2, a na PGE Ekstraligę to się nie przekładało?
Myślę, że problemu, który mogłem jasno stwierdzić, skąd tak się działo, nie było. Podchodziliśmy do tych zawodów tak samo. Przygotowanie było identyczne. Może faktycznie, presja ekstraligowa, oczekiwania kibiców, nieświadomie wywoływały we mnie jakiś stres, ponieważ ja go nie czułem. Podchodziłem do tych meczów, jak do każdych zawodów bez stresu, a i tak to do końca nie wychodziło. Zacząłem mocno pracować z psychologiem. Na tyle mocno, że tak naprawdę obecnie rozmawiam z nim trzy razy w tygodniu.
To był twój pierwszy kontakt z psychologiem czy wcześniej też pracowałeś z takim fachowcem?
Wcześniej już pracowałem, ale na pewno nie tak intensywnie jak teraz. Wydaje mi się, że trzy lekcje w tygodniu, to jest bardzo dużo. Czasem nawet w busie, w trasie na trening czy zawody, próbujemy porozmawiać, ot tak po prostu. Ja jasno nie powiedziałem psychologowi, co jest moim problem. On starał się go wyszukać we mnie. Pewne rzeczy zostały zdiagnozowane. Mamy teraz na to swoje "recepty". Myślę, że widać postępy.
To bez dwóch zdań, bo te postępy nie objawiły się tylko złotym medalem MIMP, ale przede wszystkim jazdą, do jakiej przyzwyczaiłeś swoich kibiców. Wszyscy pamiętamy cię z tych najlepszych momentów, kiedy Jakub Krawczyk miał szybki, spasowany sprzęt, rozpędzał się po zewnętrznej i wyprzedzał rywali. Taki właśnie byłeś w Krośnie…
Dokładnie. Dużo osób mówi mi, że widać postępy i że w końcu na motocyklu jadę ja jako ja, a nie ktoś inny. Na początku sezonu właśnie tak wyglądało, jakby na moich motocyklach jeździł ktoś inny. Teraz widać już ewidentnie, że to Jakub Krawczyk, który się ściga, wyprzedza, walczy i nie odpuszcza do samego końca.
Trener Mariusz Staszewski, gdy pytałem go o twoje problemy z początku sezonu, podkreślał, że jechałeś sztywno, że brakowało ci luzu. Podzielasz diagnozę trenera, który cię nauczył jazdy na żużlu?
Bez dwóch zdań. Tak właśnie było. Wpłynęła na to podświadoma presja. Po prostu bardzo chciałem dobrze jeździć, mocno punktować, bo wiedziałem, że na to mnie stać. To mnie zgubiło. Sam narzuciłem sobie zbyt dużą presję.
Analizowałeś, z czego wynika fakt, że praktycznie kolejny sezon z rzędu bardzo przeciętnie zaczynasz, a jak już łapiesz luz i formę, to dopiero w drugiej części pokazujesz swoje prawdziwe oblicze?
Tak naprawdę tak jest od początku mojej kariery. Do tego sezonu bywało tak, że z reguły do maja, początku czerwca, wszystko puszczało i później było w porządku. W tym roku trwało to znacznie dłużej. Nie ukrywam, że dużo to analizowałem. Doszedłem do wniosku, że przedłużenie tego mojego nie w pełni dobrego sezonu było pokłosiem zmiany klubu, a przede wszystkim faktu, że zmieniłem pierwszy raz w życiu tunera. Miało to wpływ na moją formę i dlatego też tak długo to trwało, żebym w końcu się odnalazł i zaczął jechać swoje.
Przesiadka na silniki od Ashleya Hollowaya dla młodego chłopaka, jeszcze niedoświadczonego to pewnie niełatwa sprawa?
Zgadza się. Nie spodziewałem się, że aż tak długo nam to zajmie. Naprawdę dosyć niedawno dopiero się połapaliśmy, a przecież do dzisiaj jeszcze wszystkiego nie wiemy i cały czas się uczymy i będziemy to robić nadal.
Zadowolony jesteś ze współpracy z tym tunerem?
Jak najbardziej. Absolutnie nie żałuję tej decyzji o zmianach, mimo gorszych momentów w tym sezonie. Współpraca z Ashleyem Hollowayem jest na bardzo wysokim poziomie. On bardzo chce mi pomóc, ja też bardzo chcę być szybki na jego silnikach. Nie ważne, o której godzinie do niego zadzwonię, zawsze jest w gotowości. Kiedy potrzeba zrobić serwis, jedziemy w poniedziałek, on robi swoje i jeszcze tego samego dnia, wracamy z silnikiem gotowi, by we wtorek go sprawdzić.
Za chwilę zaczną się play-offy w PGE Ekstralidze, a pewnie zdajesz sobie sprawę, że również od twojej postawy zależy, gdzie na koniec sezonu wyląduje Betard Sparta Wrocław. Czujesz z tym związaną jakąś presję?
Nie. Nikt na mnie absolutnie presji nie wywiera. Oczywiście, ambicje są, ale my nic nie musimy. Pojedziemy swoje, podchodząc do tych meczów, jak do każdych innych i pokażemy, na co stać naszą rodzinę Spartańską.
Zwycięstwo nad mistrzem Polski z Lublina na swoim torze pokazało, że stać was na więcej niż niektórzy może sądzą?
Myślę, że ta wygrana na pewno nas podbudowała. Nie tylko mi, ale innym chłopakom z drużyny dało większą wiarę w siebie, że możemy.
Możecie również wygrać U-24 Ekstraligę, choć macie bardzo młody, a jednocześnie bardzo mocny skład…
Dużo jest jeszcze tych medali do zgarnięcia w tym sezonie. Możemy wygrać U-24 Ekstraligę. Jesteśmy w finale MMPPK, chcemy pojechać w finale DMPJ. Ja mam jeszcze przed sobą dwie rudny SGP2, a przede wszystkim jest PGE Ekstraliga. Mam już w tym roku dwa złote medale za SoN2 i MIMP, a pięć kolejnych jest do zdobycia.
Nie sposób, rozmawiając z Młodzieżowym Indywidualnym Mistrzem Polski, nie zapytać o zagranicznego juniora, który ma wrócić do PGE Ekstraligi w 2026 roku. Ciebie to nie będzie dotyczyć, bo wówczas przejdziesz już w wiek seniora, ale jak tak patrzysz na swoich młodszych kolegów, to trochę im współczujesz, że za chwilę będą konkurować o miejsce w składzie z zagranicznymi juniorami?
Myślę, że polska młodzież jest na tyle mocna, że ten zagraniczny junior im nie zagrozi, aczkolwiek problem się zrobi. Trochę szkoda, że najpierw było parcie na szkolenie w klubach, na które nakładano ogromne kary za jego brak zgodnie z wymogami regulaminu, a teraz kiedy kluby już wychowały sobie po kilku zawodników, pojawiła się informacja o zagranicznym młodzieżowcu od 2026 roku. Szkoda ludzi, którzy przyłożyli się do tego, by wyszkolić dobrych polskich żużlowców. Myślę, że niestety część polskich zawodników straci miejsce w składzie. Niektórzy sobie poradzą, a inni pewnie będą schodzić do niższych lig. Koniec końców, ci nieco słabsi mogą nie mieć gdzie jeździć. Zagraniczni juniorzy też nie będą mieli łatwo, bo aż tylu dobrych nie ma, by zapełnić wszystkie trzy ligi w Polsce.
Ale pewnie ośmiu na PGE Ekstraligę się znajdzie i oni wygryzą ośmiu polskich młodzieżowców…
Zgadza się. Ośmiu pewnie się znajdzie i w PGE Ekstralidze będzie ciasno, jeśli chodzi o pozycje juniorskie. Myślę jednak, że będą też kluby, tak jak Ostrów, które bez względu na dopuszczenie zagranicznych juniorów, pojadą swoimi wychowankami.
Jak już wspomniałeś Ostrów, to co dalej z twoją przyszłością?
Mam do dojechania przede wszystkim ten sezon do końca. Skupiam się, żeby pojechać go jak najlepiej i zaznaczyć, że jestem dobrym zawodnikiem, który dużo już potrafi. Co będzie w przyszłym roku? Na razie nic nie mówię. Zostawiam te sprawy na koniec sezonu.
Czytaj także:
Decyzja Zmarzlika wywołała dużą sensację
Żużlowcy wspierają Patryka Dudka