Daniel od samego początku chciał odejść - rozmowa z Krystyną Kloc, prokurentką WTS S.A.

"Jeleń story" we Wrocławiu trwa. Dyskusja na linii klub-zawodnik toczy się ostatnio nie w zaciszu klubowego gabinetu, a na łamach SportoweFakty.pl. W czwartek głos zabrał sam zawodnik, w piątek swoje stanowisko przedstawiła prezes Krystyna Kloc.

Jakub Horbaczewski: Pani prezes, wczoraj Daniel Jeleniewski zdecydował się zdradzić nam swoje stanowisko w sprawie, którą można już nazwać konfliktem. Padły dość mocne słowa. Jak się pani do tego ustosunkuje?

Krystyna Kloc: Przede wszystkim ja konfliktu z Danielem nie mam, bo ja z nim nie rozmawiam! A tym bardziej nie dyskutuję w ogóle na temat jego poziomu sportowego. Daniel udzielił wywiadu, ale ze mną nie rozmawiał, proszę to zrozumieć. Co innego, gdyby do nas przyszedł i zaczął mówić. Dostał od nas trzy propozycje: A, B i C. Gdyby przyszedł i powiedział otwarcie: pani prezes, żadna z tych propozycji mi nie odpowiada, chcę odejść. Albo, jeśli dostał lepsze oferty, to zadzwoniłby i powiedział: szanowni państwo, wprawdzie włożyliście sporo w mój rozwój w minionym czasie, ale dostałem propozycję z innego klubu. Jak jest oferta, to jest i kontroferta. Natomiast jeżeli druga strona w ogóle nie rozmawia na temat finansów, tylko cały czas uspakaja nas, że oczywiście, że poczekajmy, że do grudnia, że jak tylko dostaniemy licencję... I to tak samo w stosunku do trenera, jak i do mnie. Dlatego byłam spokojna. Uważałam bowiem, że propozycja finansowa "górna", która znacznie przekraczała nie 30, a 50 procent jego tegorocznego kontraktu - oczywiście, obwarowana ilością zdobyczy punktowej, bo nie może być tak, że zawodnik przywozi 100 punktów w sezonie i oczekuje nie wiadomo czego - upoważniała mnie do tego. Propozycja "dolna" również była wyższa od tego, co dawał mu kontrakt tegoroczny. Uważałam więc, że on sobie spokojnie te trzy propozycje przeczyta, przeanalizuje i zastanowi się. Oczywiście rozumiem, że chciał poczekać i zobaczyć jaki będzie skład. Tym niemniej byłam bardzo spokojna i w ogóle mi do głowy nie przyszło, że Daniel coś kombinuje.

Tutaj mogę potwierdzić, bo pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy w połowie listopada, jeszcze zanim cała sprawa wypłynęła, zagadnąłem panią o Jeleniewskiego i z przekonaniem w głosie uspokajała pani, że "z Danielem nie ma żadnego problemu".

- Tak, zorientowałam się w tzw. międzyczasie. Kiedy zaczęło się wypisywanie pism, zorientowałam się, że tak naprawdę tu nie chodzi o kontrakt, nie chodzi o skład, nie chodzi o to, czy my dostaniemy licencję, czy nie... bo dla znawców tego sportu wiadomym było, że ją dostaniemy. Przecież PZM nie zależy na tym, żeby pogrążać kluby. Zwłaszcza kiedy miały uporządkowane swoje sprawy, a w tym roku, proszę mi wierzyć, to nie było łatwe dla nikogo. Naprawdę więc nie za bardzo rozumiem te argumenty i myślę, że dzisiaj powinniśmy sobie powiedzieć tak: Daniel Jeleniewski od samego początku chciał odejść. Prawdopodobnie dogadywał się już w trakcie sezonu, takie odnoszę wrażenie. Nie chcę go osądzać, ale tak to wygląda.

Ano właśnie, zapytać można: to jak to? Crump się nie bał związać z klubem, Bjerre się nie bał, nawet Maciek się nie bał, tylko Daniel Jeleniewski się bał?

- Dokładnie, tak jak pan powiedział. Bjerre zaczął z nami rozmowy na temat kontraktu zaraz po ogłoszeniu decyzji, że Wrocław nie bierze udziału w barażach. To znaczy - żeby była jasność - decyzji, że jest odwołany mecz w Daugavpils. Przysłał do nas pismo z propozycjami, bardzo szybko omówiliśmy warunki finansowe, napisaliśmy do siebie, że czekamy na otwarcie okienka transferowego - i koniec dyskusji. I tak samo było z innymi zawodnikami. Jedynie Daniel... tak, dobrze pan powiedział: Jason się nie bał, Bjerre się nie bał, inni się nie bali, tylko Daniel Jeleniewski się bał. Daniel, który jeszcze dwa lata temu był w II lidze.

Ja tylko nie bardzo sobie wyobrażam jak Daniel chce swoją sytuację rozwiązać bez rozmowy z panią i bez zgody macierzystego klubu? Przecież nie da się tego zrobić z pominięciem WTS-u.

- Ale on próbuje rozwiązać kontrakt nie z nami, bo przecież sprawy o rozwiązanie umowy nie rozpoczął z nami, tylko wysłał pisma do PZM i Ekstraligi. On ze mną o tym nie rozmawiał. Ja się o całej sprawie dowiedziałam z korespondencji, która została wysłana "do wiadomości" z instytucji zwierzchniej. Nie od niego.

Czytając słowa zawodnika, aż cisnęło się na usta pytanie, dlaczego nie usiądziecie wspólnie do stołu i nie porozmawiacie? Bo ze strony Daniela wyraźnie dało się wywnioskować, że coś się zmieniło, że on tego Wrocławia nie skreśla. Teraz, w świetle pani słów, można wysnuć wniosek, że zmieniło się, ale raczej na linii Daniel-inne kluby...

- Ponieważ on sobie wymyślił taki oto scenariusz, że nie rozmawiając w ogóle z klubem, podda w wątpliwość wiążący nas dwuletni kontrakt i ten kontrakt po prostu rozwiąże, bo tak sobie zinterpretował jego zapisy. I koniec kropka. Odejdzie bez żadnej zgody kogokolwiek. Może w którymś momencie zdał sobie sprawę, że tak to po prostu nie będzie. Więcej nawet, Daniel zadzwonił do trenera, bo ten w pewnym momencie zdenerwował się na niego i powiedział wprost: "chłopie, tak po męsku: o co ci chodzi?!" Na co Daniel odpowiedział, że przecież on we wtorek jedzie do pani prezes. Nie umówił się ze mną na żaden wtorek. Ale dobrze, ja wysłałam wiadomość do trenera, że skoro Daniel przyjeżdża, to proszę, żeby był przy tej rozmowie. Trener przyjeżdża we wtorek, a Daniela nie ma. Ani telefonu od Daniela.

Czyli trochę niepoważne zachowanie jak na 26-letniego żużlowca?

- Ja nie jestem na księżycu, żeby mnie nie znaleźć. Owszem, jestem bardzo zapracowaną osobą, bo klub nie jest moją pracą zawodową. To jest moja społeczna działalność. Na co dzień zajmuję się biznesem i nie mam czasu 24 godziny na dobę zajmować się żużlem. Poświęcam mu tyle czasu ile mogę, i tak znacznie ponad to, co powinnam. Ale to w tej chwili nie ma znaczenia. Powiem szczerze, że chciałabym już zakończyć ten temat, bo uważam, że nie służy to dobrze dyscyplinie. Natomiast oczywiście stoję na stanowisku, że nie pozwolę żadnemu zawodnikowi, obojętnie jakie nazwisko by za nim nie stało, na lekceważenie klubu i zapisów w umowach nas wiążących. Tak jak wspomniałam, każdą umowę można rozwiązać za porozumieniem stron, ale należy się porozumiewać.

Wielu kibiców autentycznie się przestraszyło, że Atlas zostanie "na lodzie". Bo tak: Jeleniewski mówi, co mówi, z Miśkowiakiem jeszcze nie podpisaliście, Świderski zaczyna się rakiem wycofywać...

- Świderski się wycofuje? Jakieś bzdury! Może Piotrek mówi tak, bo go państwo atakujecie. Piotr ma warunki finansowe omówione i wstępnie uzgodnione. Uczynił to przed wyjazdem na urlop. Potem wyjechał i umówiliśmy się, że w grudniu przyjedzie. Jak pan wie, nie można podpisywać kontraktów w terminach niedozwolonych.

Już grudzień, można.

- No tak, ale Świderskiego jeszcze nie ma. Jest na urlopie i przyjeżdża niebawem. W poniedziałek melduje się ze swoim menadżerem u nas.

W tym sensie to jasne. A Miśkowiak? Zastanowił się już?

- Ustaliliśmy warunki w obecności Marka Cieślaka. Myślę, że "Misiu" czeka na nasz ruch odnośnie Daniela Jeleniewskiego. Pamiętajmy o tym, że jest trzech krajowców, wchodzi "ZZ-tka" za "czwórkę" i "piątkę" - to daje zawodnikom krajowym jasny sygnał, że trudno będzie się przebić z rezerwy.

Zatem Miśkowiak, Świderski oraz Maciek i jedziecie tym składem?

- Oczywiście. Ja tak naprawdę absolutnie tej drużyny nie skazuję. Wręcz odwrotnie, wraz z trenerem poważnie rozmawialiśmy nad "niewolnikiem Jeleniewskim". Mogę już powiedzieć, że bez względu na to, jaka będzie decyzja Ekstraligi, zarząd klubu wraz z trenerem poważnie zastanawiał nad tym, żeby go gdzieś "puścić", skoro nie chce u nas jeździć. Dwa lata temu bardzo chciał. Trener Cieślak był dla niego niemal bogiem, a dzisiaj nic mu nie pasuje. Ale to już pomińmy.

Szkoda, że tak to się kończy. Daniel miał tu naprawdę wielu oddanych kibiców.

- Wie pan, kibice są wierni, ale bezwzględni. Jeżeli ktoś ich zdradza, to oni zachowują się tak samo.

A propos kibiców... Widziała pani prezes ile zebrali już podpisów pod akcją "Tylko Sparta"? Właśnie dobijają do czwartego tysiąca.

- Fajnie, bardzo się cieszę. Może to nam pomoże w przezwyciężeniu wszystkich kwestii formalnych. Ja ciągle powtarzam, że pobożne życzenia to jedno, a możliwości prawne to drugie. My nie mamy prawa ani do nazwy "Sparta", ani do logo, bo to jest własność stowarzyszenia, które funkcjonuje przy Okręgowym Związku Motorowym.

Ale to jest właśnie to stowarzyszenie, w którym działa pan Lucjan Korszek. Według słów kibiców, z którymi niedawno rozmawiałem, zgodził się już jakiś czas temu.

- Ale nie na wyłączność dla nas. Czyli pod tym szyldem nadal działałoby w takiej sytuacji kilka różnych klubików zrzeszonych w stowarzyszeniu. My na takie coś absolutnie się nie godzimy. Jeżeli dostajemy znak na wyłączność i firmujemy ten znak oraz wszystkie pozytywy, jak i negatywy wynikające z tego później, to na takie coś się zgadzamy. Natomiast jeżeli to ma być związane z działalnością jakichś stowarzyszeń działających na podstawie swoich statutów, to my czegoś takiego reprezentować i firmować nie możemy. I proszę nas zrozumieć.

Być może jednak ta aktywność kibiców i będące jej pokłosiem zebrane podpisy pomogą wyjść z tego impasu?

- Ale my o tym rozmawiamy. I to nie od dziś. Od trzech-czterech lat trwa dyskusja na ten temat. Kiedyś, proszę sobie przypomnieć, nazywaliśmy się "Sparta Polsat". Było tak. Ale było też tak, że szaliki, gadżety, wszystkie rzeczy produkowali sobie różni ludzie i zarabiali na tym pieniądze, a my mieliśmy zbudować skład, odpowiadać za dyscyplinę i stworzyć budżet. Przyzna pan, to jest niedopuszczalne. Jeśli ktoś ma prawo do znaku, to bierze za to odpowiedzialność.

Komentarze (0)