Witold Skrzydlewski i Tadeusz Zdunek od dawna działają w polskim środowisku żużlowym. Ten pierwszy od dwóch dekad z własnych środków utrzymuje drużynę H.Skrzydlewska Orła Łódź, drugi - wyciągnął Energa Wybrzeże Gdańsk z finansowej zapaści i sprawił, że nad morzem w ostatnich latach funkcjonowała ligowa drużyna na zadowalającym poziomie.
Skrzydlewski i Zdunek nie mogą narzekać na brak pieniędzy. Łódzki biznesmen rozwinął sieć kwiaciarni i zakładów pogrzebowych. Gdańszczanin zaczynał od warsztatu samochodowego, aż stał się jednym z największych sprzedawców pojazdów w Polsce. Od większości żużlowych prezesów różni ich to, że wykładają na klub własne pieniądze, nie inkasując milionów z miasta.
Milionerzy odwracają się od polskiego żużla
- Bardzo cenię Witka Skrzydlewskiego i być może on ma rację? Może trzeba przerwać wszystkie chore układy i przestać wydawać pieniądze na - przepraszam za to słowo - nieudaczników, którzy nie znają słowa ambicja. Trzeba zastanowić czy warto, czy zamiast kłaść na żużel kupy pieniędzy, kupić dom wnuczce - powiedział nam Zdunek, gdy stało się jasne, że jego Energa Wybrzeże Gdańsk spada na II-ligowy szczebel rozgrywek.
ZOBACZ WIDEO: Nazywają go następcą Bartosza Zmarzlika. Niektórzy mówią o zbyt małym progresie
W tej chwili nie wiadomo, jak będzie wyglądać przyszłość gdańskiego żużla. Spory znak zapytania dotyczy też "czarnego sportu" w Łodzi, bo Skrzydlewski zapowiedział wycofanie się ze sponsoringu drużyny po sezonie 2024. Biorąc pod uwagę, że co roku łodzianin dorzucał do budżetu kilka milionów złotych, bez jego wsparcia oznacza to koniec speedwaya w centrum Polski.
- Ja i moja rodzina nie zasłużyliśmy na to, aby nami pomiatać. Dołożyliśmy kilkadziesiąt milionów złotych, a w tym roku będzie to kolejnych 5,6 lub 5,8 miliona, w zależności ile jeszcze meczów pojedziemy. A widać, ilu kibiców jest na stadionie i czy drużyna jedzie, czy też nie - narzekał Skrzydlewski w Canal+ Sport po ostatnim meczu ligowym w Łodzi.
Łódzki biznesmen nigdy nie gryzł się w język. Gdy Jakub Jamróg postanowił odejść z Orła, ocenił go w ostrych słowach. - Traktował mnie jak bankomat - powiedział.
Skrzydlewski nie owija też w bawełnę. Sierpniowy mecz z Energa Wybrzeżem Gdańsk podsumował pod względem finansowym w mediach społecznościowych. Ujawnił, że zawodnicy tylko w jednym spotkaniu zarobili niemal 300 tys. zł, zaś wpływy z biletów przekroczyły ledwo 75 tys. zł. "Różnicę musiał kolejny raz ponieść znienawidzony przez kibiców prezes Witold Skrzydlewski" - podkreślono.
Żużel ma problem
Dziś czołowe kluby na I-ligowym poziomie dysponują budżetem w wysokości ok. 10 mln zł, podczas gdy jeszcze kilka lat temu można było zbudować drużynę mającą ekstraligowe aspiracje za połowę tej kwoty. Najlepsi jeźdźcy jeszcze przed sezonem inkasują ok. 0,5 mln zł za sam podpis pod kontraktem. Zarabiają też ok. 5 tys. zł za każdy zdobyty punkt w meczu.
Coraz więcej wydają też kluby z PGE Ekstraligi. Budżety w niektórych ośrodkach sięgają już 25 mln zł. - To jest jakaś epidemia. Fakt, że tacy ludzie jak Skrzydlewski czy Zdunek są zmęczeni żużlem i chcą się z niego wycofać, to sygnał ostrzegawczy. Spółki Skarbu Państwa zepsuły rynek - uważa w rozmowie z WP SportoweFakty Marta Półtorak, była prezes Stali Rzeszów, która sama przez kilka lat utrzymywała żużel w stolicy Podkarpacia.
Jako przykład może w tym przypadku posłużyć Orlen Oil Motoru Lublin, który w czasach rządów PiS zyskał przychylność kilku państwowych spółek i stał się ligowym potentatem. Na jego budżet w pewnym momencie zaczęły się zrzucać Orlen, Grupa Azoty, Lotto, PKO BP i kopalnia Bogdanka. - Firmy zaczęły kłaść na żużel, bo taka była decyzja polityczna PiS - dodaje Półtorak.
Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na pewien trend. Władze polskiego żużla niekoniecznie chcą słuchać innych i narzucają swoją wolę działaczom. Z tego powodu przed laty z finansowania KS Apatora Toruń zrezygnował miliarder Roman Karkosik i ostatecznie sprzedał klub. To też przyczyniło się do odejścia Marty Półtorak z rzeszowskiej Stali.
- Skoro jakieś osoby odniosły sukces w biznesie, rozwinęły prywatne firmy, to powinno się je słuchać, bo najwidoczniej posiadają jakieś zdolności menedżerskie. Przecież prowadzenie klubu jest swego rodzaju biznesem, to podobny poziom trudności jak w przypadku firmy - ocenia Półtorak.
- Dlaczego mnie zniechęcono do żużla? Zauważyłam, że różnie traktuje się niemal identyczne przypadki. Brakowało obiektywnej oceny sytuacji. Karano mój klub, bo uważano, że przecież mam z czego zapłacić. Miałam też szereg uwag, zgłaszałam swoje pomysły, ale po czasie uznałam, że trudno walczyć z wiatrakami - kończy ekspert WP SportoweFakty.
Senator apeluje do Skrzydlewskiego
Obawy, co do przyszłości żużla w niektórych ośrodkach ma też senator Władysław Komarnicki. Były prezes Stali Gorzów jeszcze za rządów PiS zwracał uwagę na to, że państwowe pieniądze trafiają do wybranych klubów i psują rynek. Polityk Koalicji Obywatelskiej chciał wprowadzenia systemu, w myśl którego SSP mogłyby finansować ligę, a nie poszczególne drużyny.
- Pomału wraca normalność w Polsce. Chodziło o to, aby wszystko usystematyzować - powiedział nam Komarnicki w marcu, gdy okazało się, że Enea i Grupa Azoty w związku z problemami finansowymi zakręcają kurek z pieniędzmi dla żużla. Wtedy w ciągu kilku dni z polskiego speedwaya "wyparowało" 7,5 mln zł.
Senator wierzy, że ciągły wzrost budżetów i kosztów w żużlu uda się zatrzymać, a to nakłoni polskich biznesmenów do przemyślenia swoich decyzji. - Apeluję z tego miejsca do pana Skrzydlewskiego, którego bardzo szanuję, aby nie wycofywał się z Orła Łódź. Niech się nie poddaje. Też miałem takie stany, gdy jako prezes Stali Gorzów chciałem to wszystko rzucić w cholerę - mówi nam Komarnicki.
- Słyszę głosy, że jakiś pomocnik mechanika chce przejąć Orła, ale gdy takie osoby kręcą się wokół klubu, to mam obawy, że byłby to koniec żużla w Łodzi. Bo skąd taki pan ma załatwić parę milionów złotych rocznie? Dlatego proszę pana Skrzydlewskiego, by przemyślał swoją decyzję - kończy senator KO.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Adrian Miedziński wyprzedaje sprzęt. Czy to koniec kariery?
- "Zwykły duński najemnik". Marcin Najman zaatakował Leona Madsena