W piątek Jakub Krawczyk rozpoczął walkę o medal mistrzostw świata juniorów w SGP2. Niestety, wskutek upadku spowodowanego przez Bartosza Bańbora zawodnik Betard Sparty Wrocław nabawił się nieprzyjemnej kontuzji i musiał zapomnieć o "krążku". Na domiar złego uraz przytrafił się w momencie, gdy jego klub czekał na rozpoczęcie finałowej batalii w PGE Ekstralidze z Orlen Oil Motorem Lublin.
Upadek doprowadził do kilku rozcięć na ciele Krawczyka, a zawodnikowi Betard Sparty założono łącznie 30 szwów. Nie przeszkodziło mu to jednak, aby w niedzielny wieczór wystartować w finale PGE Ekstraligi.
W pierwszym wyścigu 20-latek pokazał się ze świetnej strony. Po ataku po zewnętrznej wydarł wygraną Bańborowi i zapisał przy swoim nazwisku trzy punkty. Później było gorzej, bo kontuzja dała o sobie znać. Krawczyk miał problemy zaraz po starcie do kolejnego biegu i zjechał z toru. Więcej w tym meczu go nie oglądaliśmy.
ZOBACZ WIDEO: Buczkowski nie przeszedł do PGE Ekstraligi. Czy obecnie jest mu zbyt wygodnie?
"Jak pewnie wiecie w piątek na SGP2 uległem nieprzyjemnemu wypadkowi, w którym moja skóra na odcinku biodrowym została mocno poszarpana i założono mi parędziesiąt szwów" - napisał w mediach społecznościowych Krawczyk, który wraz z fizjoterapeutą i lekarzem robił wszystko, aby w niedzielę wystąpić na Stadionie Olimpijskim. W udostępnionym wpisie pokazał też, jak wyglądały jego rany zaraz po wypadku.
"Ponad 8 godzin rehabilitacji w tak krótkim czasie, to naprawdę nie lada wyczyn. Niestety, ale robiłem, co mogłem podczas meczu. Ból tym razem wygrał, lecz nie poddajemy się! Będziemy cały tydzień pracować, żeby jak najlepiej przygotować się na sobotni finał w Lublinie" - zapowiedział młodzieżowiec Betard Sparty Wrocław.
Niedzielny mecz zakończył się porażką Betard Sparty Wrocław 43:47. Oznacza to, że Orlen Oil Motor Lublin jest na dobrej drodze, by wywalczyć kolejne mistrzostwo Polski.