Chorwaci są zdeterminowani, by w najbliższych miesiącach doprowadzić sprawę do końca i umożliwić dwóm Rosjanom z polskim paszportem udział w kolejnych edycjach mistrzostw świata. Co ciekawe, mówimy nie tylko o wizji, ale realnym planie, który jest już wdrażany w życie. O wszystkim wiedzą już sami zainteresowani i mają ponoć właśnie sprawdzać, czy nie popsuje im to sytuacji w PGE Ekstralidze.
- Jako kibice zasługujemy na to, by ta dwójka wróciła do ścigania o mistrzostwo świata. W moim odczuciu nie zrobili nic, by dostać aż tak surową sankcję. Chciałbym znów zobaczyć ich w Grand Prix, a cieszę się, że dostrzega to coraz więcej osób. Ostatnio w podobnym tonie wypowiedzieli się choćby legendarny zawodnik Tony Rickardsson, czy dyrektor cyklu Phil Morris. To pokazuje, że przełom jest coraz bliżej - przyznaje Darija Pavlic, która jest bardzo wpływową działaczką FIM.
Plan okazuje się zaskakująco prosty. Artiom Łaguta i Emil Sajfutdinow mieliby otrzymać w najbliższym czasie licencję chorwacką i to właśnie przez tę federację zostaliby zgłoszeni do przyszłorocznych eliminacji Grand Prix. Podczas zawodów i tak reprezentowaliby barwy Polski, bo to tego kraju mają obywatelstwa.
ZOBACZ WIDEO: Woźniak o swoim udziale w walkowerze. Stanowcza reakcja zawodnika
Taka konstrukcja wydaje się dziwna, ale przed laty skorzystał z tego choćby Krzysztof Cegielski, który podczas konfliktu z polską federacją startował w zawodach międzynarodowych dzięki brytyjskiej licencji, ale wciąż jako Polak. Teraz z podobnej możliwości mogliby skorzystać Łaguta i Sajfutdinow. Polscy działacze nie mieliby w takim przypadku nic do powiedzenia.
- Rozmawiałam już o tym z zawodnikami i mają się zastanowić nad tym rozwiązaniem. Kluczowe jest to, czy takie rozwiązanie nie utrudni im kariery w PGE Ekstralidze, oni muszą najpierw sprawdzić prawne możliwości i dopiero wtedy podejmą ostateczną decyzję. Z mojej strony sprawa jest otwarta i czekam na sygnał od żużlowców. Nie dziwię się, że są ostrożni i nie chcą stracić pracy w PGE Ekstralidze. Moim zdaniem prawnie nic nie stoi na przeszkodzie, by zrealizować taki scenariusz - dodaje działaczka z chorwackiego Gorican, w którym wielokrotnie organizowała rundy Grand Prix.
Polacy po zakończeniu sezonu mistrzostw świata żyją nie tylko przyszłością Łaguty i Sajfutdinowa, ale także skandalem z brakiem choćby jednej dzikiej karty dla reprezentanta Polski. Z perspektywy FIM sprawa wygląda nieco inaczej, niż przedstawiają to polscy działacze.
- Rozumiem, że Polacy mogą być wściekli, ale to można było przewidzieć i skoro tak zależało Polakom na trzecim reprezentancie w Grand Prix, to trzeba było działać nieco wcześniej. To nie jest przecież tak, że o dzikiej karcie decyduje tysiąc osób, a do końca trudno przewidzieć, co się zdarzy. Decyzje podejmuje kilka osób i wystarczy do nich dotrzeć, by przekonać ich do swojej wizji. Teraz skład GP jest już znany i niewiele da się zrobić. Czy Janowski, czy Dudek zasłużyli na dziką kartę? Pewnie tak, ale jednocześnie nie będę podważała umiejętności żadnego innego żużlowca. Zresztą obecnie taka dyskusja nie ma już sensu - dodaje Pavlic.