Granica absurdu przekroczona. Polski milioner w roli głównej

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski

- Jak się wk****ę, to je odkręcę i zabiorę, bo są moje - powiedział Witold Skrzydlewski na temat krzesełek na loży na stadionie Orła. Niestety, spotkanie z łódzkimi kibicami, zamiast merytorycznej dyskusji, zawierało krzyki, obelgi oraz przekleństwa.

Czegoś takiego żużlowa Polska dawno nie widziała. Spotkania działaczy z kibicami nie są niczym nowym, w wielu klubach organizuje się tego typu wydarzenia, aby fani mogli zadać swoje pytania i uzyskać na nie odpowiedzi. W Łodzi jednak poszli o krok dalej i chyba przekroczyli granice absurdu.

Na trybunach jednego z najnowocześniejszych, jeśli nawet nie najnowocześniejszego i najpiękniejszego stadionu w naszym kraju zasiadła grupka 50 osób. Naprzeciwko nich na torze, a konkretnie na polewaczce, która została zaparkowana na owalu stali za to ludzie odpowiedzialni za funkcjonowanie H.Skrzydlewska Orła na czele z Witoldem Skrzydlewskim.

72-latek od dawna jest głównym sponsorem łódzkiego żużla, w którego zainwestował już kilkadziesiąt milionów złotych. To prawdziwy hegemon branży pogrzebowej. Posiada przedsiębiorstwo, do którego należy największa sieć kwiaciarni oraz zakładów pogrzebowych w województwie. Ma też dwa krematoria. Firma powstała w 1937 roku, założyła ją mama działacza - Helena. Po katastrofie smoleńskiej jego chrysler z kryształową podłogą wiózł na Wawel trumnę z ciałem Marii Kaczyńskiej.

"Jestem Witold Skrzydlewski"

Gdy spotkanie jeszcze tak naprawdę na dobre się nie zaczęło, już zrobiło się bardzo interesująco, choć chyba nie do końca w ten sposób, jaki wszyscy by oczekiwali. Na początek przemówił prezes i właściciel klubu, który chciał się przedstawić oraz wygłosić kilka zdań od siebie. Nie odbyło się jednak bez przekleństw i obelg.

ZOBACZ WIDEO: Holder zawodził przez kilka meczów. Nadal był wierny jednej osobie

- Jestem Witold Skrzydlewski, syn Adama i Heleny. Dla niektórych jestem trumniarz, c**j, gruba świnia, knur i jeszcze wiele innych rzeczy moglibyśmy mówić, ale ja się tym nie przejmuję. Kłaniam się tu szczególnie wobec pana, który uciął mi głowę, założył świński ryj, lecz powinien dojrzeć, że ja zawsze chodzę ogolony i nie jestem zarośnięty jak ta świnia. Myślę, że temu panu doprawimy głowę psa. Nie rasowego, tylko lichego kundla i dołożymy mu kulę, o którą się opiera. Wiemy, kto to jest i powinien być bohaterem. Żadne związki zawodowe mu nie pomogą, wręcz je ośmiesza - powiedział przedsiębiorca.

- Jest też pani, która wypisywała głupoty, że mamy pięć milionów długu. Myślę, że ta pani sztukę czytania posiada, skoro pisze na komputerze i czyta. Aczkolwiek jednej rzeczy nie napisała, że ma mózg wielkości strusia, a struś ma mózg wielkości oka. Niewielka grupa ludzi potrafiła zniszczyć klub. 19 lat temu, jak był słynny TŻ i były wielkie problemy, to myśmy założyli nowy klub od zera. Tym, którzy tak pyszczą, że źle rządzimy i robimy, dlaczego nie założą klubu? Pytam się dlaczego? Dlaczego niszczą wszystko? - dodał.

Tyle pieniędzy wydał Skrzydlewski

Witold Skrzydlewski przedstawił także rozliczenie za sezon 2024. Według tych informacji Orzeł wydał ok. 8,650 mln zł, w tym ok. 5,6 mln zł na wynagrodzenia dla zawodników drużyny. Koszty organizacyjne wyniosły z kolei niespełna 2,7 mln. Jeśli chodzi o wpływy, to sponsorzy przekazali niecałe 3,2 mln zł. Do tego doszło 874 tys. ze sprzedaży biletów. Koniec końców klub wyszedł ponad 4,5 mln zł na minusie. Tę kwotę pokryła rodzina Skrzydlewskich.

- Aczkolwiek zrobiła to po raz ostatni. Nie ma możliwości, aby wyłożyła ją jeszcze raz. Wydając przez 19 lat pieniądze, oczekujemy jakiegoś szacunku. Ci, który krzyczą i pyskują, niech założą klub. Ktoś powie, że byli chętni. Każdy z nich zakładał, ile my dołożymy do tego interesu. Natomiast ja oraz moja rodzina już tego nie zrobi, ponieważ każdy myślący człowiek uważa, że uciekłem z jednego lub drugiego szpitala. Mała grupa ludzi, według mnie nieudaczników, która nic w życiu nie osiągnęła, zniszczyła cały ten klub - skomentował działacz.

"Pana do sądu k***a podam"

Później przyszedł czas na zadawanie pytań przez zgromadzone osoby. Chociaż lepiej byłoby to nazwać przekrzykiwaniem się czy po prostu kłótnią. Na pewno nie merytoryczną dyskusją. Kibice mieli pretensje, przede wszystkim do działu marketingu o zbyt małą promocję meczów, choć nie brakowało tematu braku szkółki czy obrażania zawodników. Jeden z nich w odpowiedzi usłyszał, że wyleczył z żużla Witolda Skrzydlewskiego i jest "żałosnym gościem".

- Niech pan to przedstawi, bo pana do sądu k***a podam, bo kłamie pan - zagroził przedsiębiorca kibicowi, który z kolei zarzucił prezesowi niechęć do potencjalnych sponsorów, którzy mieli być chętni wesprzeć drużynę swoimi środkami finansowymi. Nie wszyscy mieli jednakże pretensje oraz zarzuty do Witolda Skrzydlewski. Znalazł się również fan, który chciał podziękować biznesmenowi za wieloletnie zaangażowanie w łódzki żużel.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czemu tak naprawdę służyło to spotkanie. Łatwo można było dostrzec, że zgromadzonym emocjom dali się ponieść zarówno kibice, jak i Witold Skrzydlewski. To smutny obraz w trakcie, być może ostatnich miesięcy Orła, który przecież jeszcze nie tak dawno mógł jeździć w PGE Ekstralidze i miał perspektywy na coś wielkiego.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty