W sobotę odbyło się wyjątkowe spotkanie Witolda Skrzydlewskiego z kibicami H.Skrzydlewska Orła Łódź. Wyjątkowe, gdyż najpewniej nikt nie spodziewał się takiego przebiegu. Zamiast merytorycznej dyskusji, pojawiły się krzyki, obelgi oraz przekleństwa.
- Jak się wk****ę, to je odkręcę i zabiorę, bo są moje - powiedział przedsiębiorca na temat krzesełek na loży na stadionie Orła. - Niech pan to przedstawi, bo pana do sądu k***a podam, bo kłamie pan - zagroził za to fanowi, który zarzucił prezesowi niechęć do potencjalnych sponsorów (więcej TUTAJ).
Jacek Frątczak w rozmowie z WP SportoweFakty przyznaje, że posiada bardzo dużo szacunku do Witolda Skrzydlewskiego za to, ile własnych środków włożył w klub. Jednakże jednocześnie nie ukrywa, że czegoś takiego, jak sobotnie spotkanie z kibicami, w żużlu jeszcze nie widział i nie ma pojęcia, w jakim celu w ogóle zostało one zorganizowane.
ZOBACZ WIDEO: Holder zawodził przez kilka meczów. Nadal był wierny jednej osobie
- Uważam, że pan Witold mógł się wycofać i zamknąć temat dużo wcześniej. Teraz pojawiają się same komplikacje. Jeżeli oczekiwał od tego spotkania czegoś innego, to trzeba było zakończyć ten projekt dwa lub trzy lata temu. Wówczas nie byłoby tak spektakularnie negatywnie, jak teraz - twierdzi nasz rozmówca.
Skrzydlewski już kilka miesięcy temu zapowiedział wycofanie się z żużla i sprzedaż Orła za złotówkę. Potencjalny kupiec miał czas do końca września, jednak ostatecznie nie doszło do transakcji. W związku z tym termin na składanie ofert został wydłużony, a sam biznesmen podtrzymuje, że nie przeznaczy już pieniędzy na żużel. - Jest barwną postacią i za kilka lat odczujemy jego brak - podsumowuje Jacek Frątczak.
Jego osiągnięcia wprowadziły go do rady Zielonej Góry? Wybrał politykę i niech tam zostanie!
Idzie ścieżką Dowhana?