Napisać o Piotrze Świderskim, że jest wrocławianinem byłoby grubą przesadą. Gostyń, gdzie się urodził, Pawłowice i Rawicz, gdzie trenował, wreszcie Sowiny, gdzie mieszka - z tymi leżącymi na pograniczu historycznego Śląska oraz Wielkopolski miejscowościami pan Piotr jest związany nierozerwalnymi nićmi. Są tacy, którzy do dziś twierdzą, że cóż to za wychowanek, który do klubu przyszedł z własnym motorem, mając w dodatku już opanowaną sztukę jazdy kontrolowanym uślizgiem na pełnym gazie. Może i racja. Fakt faktem, że to właśnie do Wrocławia Świderski trafił jeszcze jako dziecko i właśnie tutaj na poważnie rozpoczął swoją żużlową karierę.
Debiutować przyszło mu w towarzyskim pojedynku przeciwko "swojemu" Kolejarzowi Rawicz. Nieszczęśliwy był to debiut, okupiony poważną kontuzją, ale jak historia pokazała, później "Niedźwiadek" na plastronie stał się bardzo zawodnikowi bliski. Rawicki klub nie raz już "przygarniał" niechcianych żużlowców, by oddać ich polskiemu speedwayowi odbudowanych i chcących coś udowodnić. Czyż nie podobnie mogło być niedawno z innym wrocławianinem, Andrzejem Zieją? Świderski tymczasem powrócił do Atlasu w 2004 roku i z marszu stał się jednym z filarów drużyny, którą w stolicy Dolnego Śląska wspominają z łezką w oku do dzisiaj. Nie zdobyła ta ekipa złota, jak kilka innych, nie była naszpikowana gwiazdami, ale miała w sobie to trudno definiowalne "coś", co trudno zwerbalizować, ale co powodowało, że kibice identyfikowali się z tymi chłopakami. Mistrzowska drużyna z 2006 była... mistrzowska. Tyle. Kiedy znowu na trybuny Olimpijskiego powróci ten piękny duch Anno Domini 2004? Przydałoby się jak najszybciej, bo pięć lat czekania to wystarczająco długo.
Rok 2005 był jeszcze niezły. Wywalczone miejsce w składzie Atlasu oraz start w elitarnym gronie szesnastu najlepszych żużlowców kraju były tego najlepszym potwierdzeniem. Rok później personalnie Atlas był już dużo silniejszy, ale dla Świderskiego oznaczało to kłopoty. Z jednej strony starty w jednej drużynie z Crumpem, Bjerre, Andersenem, Hampelem czy Gapińskim dawały możliwość podglądania na bieżąco najlepszych, ale z drugiej strony przebić się w takiej ekipie było niezmiernie trudno. We Wrocławiu bywało jeszcze nieźle, choć więcej startów pan Piotr dostawał tylko z najsłabszymi w lidze. W meczu z rozsypującą się Unią Tarnów zdobył nawet z bonusami 13 punktów, a z Rybnikiem 10. Na wyjazdach, dla odmiany, bywało, że w ogóle nie dostawał szansy, a jeśli już, to były to dwa-trzy biegi. Nic dziwnego, że nie zaspokajało to ambicji walecznego zawodnika.
RKM Rybnik, Ipswich Witches i Unia Tarnów – pozornie nic nie łączy tych drużyn. Były one jednak dla Świderskiego miejscem ważnym. W plastronach z "Rekinem" i "Wiedźmą" powrócił bowiem do pewności siebie i dyspozycji umożliwiającej ponowne podjęcie walki z najlepszymi w kraju. Ostatni sezon w barwach Unii Tarnów był już rewelacyjny. Czwarte miejsce wśród najlepiej punktujących jeźdźców I ligi, a zwłaszcza domowa średnia - 2,800 budzą wielki szacunek. Czy należało już wcześniej spróbować sił w elicie? We Wrocławiu mówiło się po cichu, że Świderskiemu jakoś nie po drodze z WTS-em. - To nieprawda. Piotr Świderski co roku prowadził ze mną rozmowy na temat powrotu do Wrocławia. Rozmawiał ze mną w zeszłym roku, jak i również dwa lata temu - wyjaśnia dla SportoweFakty prezes wrocławian Krystyna Kloc.
Czas na powrót przyszedł jednak dopiero po zakończeniu minionego sezonu. Trochę niespodziewanie dla uszczęśliwionych udanym szturmem do bram Ekstraligi fanów "Jaskółek" doszło do wymiany pomiędzy obydwoma klubami: Tomasz Jędrzejak za Świderskiego. Kto na niej zyskał, a kto stracił? Ciężko na dzień dzisiejszy wyrokować. Piotr Świderski możliwości ma na pewno wielkie i wielu kibiców z Tarnowa żałuje, że odszedł, ale z drugiej strony Jędrzejak na ekstraligowych torach zjadł już zęby. Czy sezon 2010 będzie przełomowym dla nowego-starego zawodnika drużyny Marka Cieślaka? Wszak Crump i Bjerre znowu tutaj są, a trzeciego lidera pary Atlas potrzebuje jak kania dżdżu. Dojdzie jednak presja, która w Ekstralidze niejednego potrafiła zniszczyć.
Trener Cieślak o Świderskim powiedział nam krótko:- Mam o nim jak najlepsze zdanie. Skoro "Narodowy" nie ma wątpliwości, że zawodnik ma szansę w nowym sezonie stać się ważną postacią w Ekstralidze, to wiele znaczy. Pełna nadziei w tej materii, zaznaczmy, że jeszcze przed ostateczną finalizacją kontraktu, była również prezes Kloc: - To, że Piotr porozumiał się z nami znaczy dla mnie tyle, że dorósł do tego, żeby jeździć w Ekstralidze. Jeżeli bowiem zawodnik nie jest przekonany o tym, gdzie powinien jeździć, zawsze robi sobie pewien rachunek: za i przeciw. W zeszłym roku więcej było za I ligą, niż za Ekstraligą. W tym roku, sądzę, że jest mu już bliżej do Ekstraligi. Nie mam żadnych wątpliwości, że sobie w niej poradzi - optymistycznie zakończyła sterniczka wrocławian.