Zmiana w przepisach wydawała się przesądzona. Aktualnie jednak - jak ustalił portal WP SportoweFakty - blokuje ją Polski Związek Motorowy. Nie wiadomo więc, jak potoczą się losy przepisu o zagranicznym młodzieżowcu (czytaj więcej >>>).
Tymczasem Marcin Majewski, były szef żużlowej redakcji Canal+, w rozmowie z WP SportoweFakty otwarcie wyznał, że jest przeciwnikiem tego rozwiązania. - Miał wchodzić zagraniczny junior, a słyszę, że tak się nie stanie. Szczerze mówiąc, to mam poczucie, że to jest beznadziejny pomysł. Uważam, że nie po to robi się piramidę szkolenia, żeby nagle ci chłopcy nie mieli gdzie jeździć - podkreślił.
- Rozumiem troskę o to, żeby inne kraje miały zawodników, natomiast np. takim Australijczykom nie są potrzebne specjalne przepisy, by dostać się do polskiej ligi. Dobrymi przykładami są tutaj Brady Kurtz, Jaimon Lidsey czy Jason Doyle - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Janowski, Hampel i Cieślak
I nawiązał od razu do przypadku Darcy'ego Warda. - Ktoś może powiedzieć, że Darcy Ward wypromował się wtedy, gdy mieliśmy zagranicznego juniora. Moim zdaniem jednak on i bez tego dałby radę się wybić. Taka jest prawda - ocenił.
- Uważam, że nie po to pakuje się w szkolenie bardzo duże pieniądze, by później wprowadzać takie przepisy. Oczywiście te środki są wydawane zupełnie słusznie. Moim zdaniem nowy pomysł jest chybiony. Na papierze możemy ratować żużel w innych krajach, ale prawda jest taka, że jeśli ktoś chce się przebić do naszej ligi, to on to zrobi - kontynuował Majewski.
A na koniec wyraził jeszcze swój pogląd dotyczący przepisu U24.
- Być może zostawiłbym przepis U24. Jest wielu przeciwników tego rozwiązania, a ja jednak uważam, że ono mimo wszystko trochę wydłuża życie i daje szansę zawodnikom, którym nie do końca udało się w wieku juniorskim. Nie jest złym pomysłem, że wydłużamy okres możliwości pokazania się - podsumował żużlowy ekspert.