Piotr Rachwał: Dlaczego akurat wybrałeś Rzeszów, zamieniając ekstraligę na jej zaplecze?
Lee Richardson: Oferta z Rzeszowa była bardzo dobra. Miałem także propozycję z Częstochowy, jednak zeszłoroczne zawirowania finansowe sprawiły, że chciałem jeździć w klubie stabilnym pod względem finansowym, gdzie nie musiałbym się martwić o pieniądze. Toteż przemyślałem całą sytuację i wybrałem zespół z Rzeszowa. Zagwarantowano mi tutaj bardzo dobre warunki, dlatego długo nie trzeba było się zastanawiać.
O Twoim transferze spekulowano już dużo wcześniej, Ty jednak długo nie chciałeś potwierdzić informacji, że odchodzisz spod Jasnej Góry.
- Po pierwsze oficjalne rozmowy z zawodnikami można prowadzić było dopiero od 1 grudnia, a po drugie potrzebowałem czasu, aby rozważyć otrzymane propozycje. Owszem nie będę na co dzień rywalizował z najlepszymi zawodnikami na świecie, ale sądzę, że w I lidze też można się rozwijać.
Odszedłeś po kilku latach jazdy dla "Lwów". Chciałbyś kiedyś wrócić do Częstochowy?
- Częstochowa pozwoliła mi poniekąd dojść do bardzo dobrej dyspozycji, by następnie taką formę utrzymywać. Wciąż mam świetny kontakt z Marianem Maślanką i nic tego nie zmieni. Jednak życie sportowca wiąże się także ze zmianami klubowymi. To nie była dla mnie łatwa decyzja, tym bardziej, że w ekstralidze radziłem sobie całkiem nieźle. Mam jednak zamiar do niej powrócić już za rok, wierząc, że awansujemy. Powrót? Nigdy nie mów nigdy.
Upatruje się w Tobie lidera drużyny i taka też rola jest Ci przypisywana na nowy sezon. Poradzisz sobie z presją i dużymi wymaganiami kibiców oraz działaczy?
- Rzeczywiście, dało się już odczuć taką presją związaną z wynikiem i planami na nowy rok, choćby podczas podpisywania kontraktu. Początkowo nie chciałem jeździć w I lidze, jednakże zapewnienia prezes Marty Półtorak oraz zbudowanie silnej drużyny, zmotywowały mnie do podjęcia takiej decyzji. W Częstochowie nie patrzono na moje punkty, tak jak na zdobycze Nickiego (Pedersena przyp.red.) czy Grega (Hancocka przyp.red.). To najbardziej na nich ciążyła presja wyniku. Teraz jednak ja muszę zmierzyć się z takimi wymaganiami i mam nadzieję, że sobie poradzę. Awans jest w zasięgu możliwości, dlatego chciałbym z chłopakami jak najszybciej spełnić pokładane w nas oczekiwania.
No właśnie, czy nie boisz się, że wielki balon pt. Ekstraliga 2011, pęknie z ogromnym hukiem, choćby przez kontuzje?
- Żaden z nas nie zakłada, że będzie kontuzjowany. Chcemy awans wywalczyć w pełni zdrowi i dobrze przygotowani. Jednak żużel to rzeczywiście sport bardzo "kontuzjogenny". Mam jednak nadzieję, że będą one nas omijać i zrealizujemy plan awansu. Obiecać tego nie mogę, bo byłaby to obietnica bez pokrycia. Sport pokazuje czasem ogromne niespodzianki.
Zakładając pesymistyczny dla rzeszowian scenariusz. Marma Hadykówka zostaje w I lidze i co wtedy zrobisz?
- Nie wiem, nie chcę wybiegać aż tak w przyszłość. Podpisałem kontrakt na dwa lata, by za rok jeździć w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nie chcę rozpatrywać czarnych scenariuszy, bo wolę wziąć się do pracy i pokazać na torze, że nam się uda.
Powiedziałeś podczas spotkania z kibicami, iż do zawarcia umowy z rzeszowskim klubem namawiał cię Nicki Pedersen. Co takiego usłyszałeś od Duńczyka?
- Przede wszystkim mówił o stabilności finansowej klubu, a ostatnie wydarzenia w Częstochowie nauczyły mnie, że to bardzo istotna sprawa. Jest tutaj lotnisko, więc nie będzie problemu z połączeniami z Anglią, a logistyka to także ważna rzecz. Negocjacje prowadzone z Martą Półtorak uwidoczniły, że klub jest prowadzony bardzo dobrze. Poza tym Nicki powiedział, że Rzeszów to piękne miasto, które ma swój specyficzny klimat. Dochodzą do tego kibice, tworzący świetną atmosferę na meczach. Wspominał, że nawet po odejściu do Włókniarza, gdy przyjechał tutaj na mecz, kibice wstawali i bili mu brawo, mimo, że rzeszowianie ponoć wysoko przegrali. To bardzo piękne, gdy pamięta się czyjeś zasługi, mimo, że ten jeździ już dla innej drużyny.
Jakim sprzętem będziesz dysponował w polskiej lidze?
- Polską ligę traktuję jako bardzo ważną, a nawet najistotniejszą, gdyż w Anglii jeździć nie będę, dlatego też przygotowałem 4 silniki i 3 motocykle, którymi zajmować się będą moi mechanicy z Częstochowy. Mam także osobnego busa na polską ligę. Na każdym meczu będą ze mną dwaj mechanicy i być może, jeszcze jedna osoba.
Polska najważniejsza, ale czemu zabraknie cię w twojej rodzimej lidze?
- To długa historia, która strasznie mnie zirytowała. Chciałem zostać w Lakeside, ale Swindon, które jest właścicielem mojej karty zawodniczej długo mnie zwodziło. Potem dowiedziałem się, że "Młoty" w moje miejsce zakontraktowały Krzysztofa Kasprzaka i skończyły się plany z Lakeside. Ja nic nie mogłem na to poradzić, zresztą jak na wszystko co się działo wokół mojej osoby i transferu. Trudno, życie bywa różne, ale za to mogę więcej uwagi poświęcić innym ligom.
Liga swoją drogą, a co z chęcią startów w cyklu Grand Prix. Dzikiej karty nie dostałeś, choć wielu już dawno Ci ją przypisywało.
- Może to i dobrze, bo wolę dostać się do GP przez kwalifikacje, a nie otrzymując "dziką kartę". Szkoda jednak, że BSI nawet nie pytało czy chciałbym jeździć w tym cyklu, a byłem przecież najlepszym brytyjskim żużlowcem w lidze szwedzkiej, angielskiej i polskiej. Może to przez ostatnie słabe występy w GP - nie wiem, ale chcę wrócić jazdy wśród najlepszych i bardzo zależy mi na wygraniu kwalifikacji.
W Rzeszowie raczej nie będzie Scotta Nichollsa. Jesteś zadowolony z tego faktu? Wcześniej nie ukrywaliście Waszej niechęci do siebie.
- Jeszcze 10 lat temu, bym tego nie powiedział, ale teraz Scott jest moim kolegą i nie jestem do niego źle nastawiony. Wtedy byliśmy młodzi i trochę inaczej patrzyliśmy na świat. Rzeczywiście, parę lat temu nie pałaliśmy do siebie sympatią, ale teraz minęło trochę czasu i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Chyba większym problemem byłoby połączenie Chrisa Harrisa i Scotta Nichollsa (śmiech).
Na jakim etapie są Twoje przygotowania do sezonu?
- Miesiąc temu miałem operację kolana, więc na razie dochodzę do pełni sprawności. Regularne treningi i przygotowania rozpocznę w drugim tygodniu stycznia. Nie będę mógł pojechać na obóz z kolegami z nowej drużyny, bo mam już plany na ten czas. Gwarantuję jednak, że będę przygotowany na 100 procent.
Dziękuję za rozmowę.
- Ja również dziękuję, a przy okazji życzę wszystkim kibicom Szczęśliwego Nowego Roku, wielu niezapomnianych chwil i ogromu żużlowych emocji.