Zakończyłeś? Nie wsiadaj - III część rozmowy z Jarosławem Olszewskim

W trzeciej, ostatniej już części rozmowy, Jarosław Olszewski opowiada o swoim aktualnym zajęciu, czyli o szkoleniu na mini torze. Zdradza też swoje plany na przyszłość i wspomina wyjazd do USA, gdzie również pracował z młodzieżą i przyznaje się do nieodpowiedzialnego zachowania u schyłku swojej kariery.

Michał Gałęzewski: Teraz do Gdańska przyszedł trener Chomski, który był znany z dobrej pracy z młodzieżą. Może on pomóc w rozwoju młodych gdańszczan?

Jarosław Olszewski: Myślę, że tak. Nie ma jednak w tej chwili wyróżniających się wychowanków i nie wiem kogo miałby odpowiednio wyszkolić. Pieszczek nie może jeszcze startować w zawodach i musi przez rok trenować, aby przystąpić do licencji, a przez ten rok może się zdarzyć bardzo dużo. Trener Chomski był moim trenerem w Pile i był to bardzo dobry trener, co później potwierdził w Gorzowie. Dzwoniłem nawet do prezesa Polnego, żebym mógł pomóc trenerowi Chomskiemu w trenowaniu młodzieży. Nie dostałem jednak żadnej odpowiedzi.

Pojawiały się informacje, że pomagałeś trochę Damianowi Sperzowi. To prawda?

- Tak, to prawda. Podpowiadałem mu trochę, byłem z nim na zawodach, pokazywałem przełożenia i jak to ma wyglądać od strony psychicznej. Musi się w tym aspekcie przygotować, bo się po prostu spala. W żużlu są ogromne nerwy i on musi się przygotować. Jak to poprawi, to mogą być z niego ludzie.

Ci, co byli kiedykolwiek na prowadzonym przez ciebie treningu mini żużla mogli zauważyć, że bardzo mocno się angażujesz w prowadzone przez siebie zajęcia...

- Tak, trzeba pomóc dzieciom, bo wiadomo, że każdej rodzinie układa się inaczej, a na motocyklu trzeba myśleć za siebie, za kogoś, aby nikomu nie zrobić krzywdy i jeździć fair play. Nie chodzi o to, żeby ktoś się zabijał na moim treningu, bo to na tym nie polega. Szkolenie musi odbywać się systematycznie. Mam jakieś poszanowanie wśród tych chłopców i to, co mówię, oni wykonują.

Tacy młodzi chłopcy, jak Krystian Pieszczek i Dominik Kossakowski pokazali, że na mini torze wyróżniają się wobec innych. Co trzeba zrobić, aby zrobili wielkie kariery?

- Pieszczek musi już zapomnieć o mini żużlu. Ma już motocykl na duży tor. W jego przypadku systematyczny trening i będzie dobrze. Kossakowski jeszcze będzie jeździł na mini żużlu i powinien czynić postępy. Pamiętajmy jednak, że kiedyś mini żużel się kończy i trzeba wsiąść na duży motocykl. Teraz jest jeszcze na to za mały. Ma jeszcze czas.

W jakim wieku młodzi chłopcy powinni przechodzić na duży tor, aby później to odpowiednio zaprocentowało i nie było złych nawyków?

- Mini żużel jest do piętnastego roku życia. Nie może być jednak tak, że ktoś wychodzi z mini żużla i zdaje od razu licencję na dużym torze. To mija się z celem. Przez rok musi przyzwyczaić się do dużego motocykla, do szybkości, a co najważniejsze musi nabrać masy mięśniowej. Nie ma zawodników, którzy nie mają siły na odkręcenie gazu.

Nie ciągnie ciebie na motocykl?

- Czasami siadam na motocykl mini żużla. Powiem jednak tak. Zakończyłeś? Nie wsiadaj. Tak mi się wydaje. Gdy byłem w Stanach Zjednoczonych, to prowadziłem tam szkółkę i chciałem pokazać, jak się jeździ. Wsiadłem bez kasku i ochraniaczy i źle się to skończyło. Miałem upadek, złamałem obojczyk i zerwałem mięśnie w ręce. Byłem nieprzytomny i później sam siebie pytałem - po co mi to było?

A jak to się w ogóle stało, że znalazłeś się w USA?

- Dostałem zaproszenie od kolegi, który mieszka w Stanach i zaproszono mnie też na zawody, a także poproszono, abym poprowadził szkółkę. Spakowałem się, kupiłem bilet, dostałem wizę na 10 lat, wsiadłem do samolotu i poleciałem.

Jak wygląda organizacyjnie żużel za oceanem?

- Miałem okazję zobaczyć żużel amerykański, żużel klasyczny. Byłem w stanie Nowy Jork i żużel tam nie jest tak rozwinięty, jak w Kalifornii. Były zawody, na których każdy jeździł na tym, na czym się przygotował. Przyjechali też zawodnicy z Kanady, w tym Kyle Legault. Jeśli chodzi o organizację to... w Polsce jest bajka. Tam nie ma ogrodzeń, nie ma nawet wyrówniarki do toru. Nie ma po prostu nic! Siada się na motocykl, ustawia w czwórkę i jedzie. Na stadionie byliśmy od rana do godziny 22 i rozgrywane są zawody w żużlu klasycznym, amerykańskim, wyścigi quadów. Zawody, to piknik, wszyscy siedzą na stadionie, jedzą kiełbaski, piją piwo i bawią się.

A jeśli chodzi o kibicowanie, to jaka jest różnica pomiędzy tym co było kiedyś, a tym co jest teraz?

- Żużel jest na pewno dużo bardziej rozreklamowany i na stadiony żużlowe przychodzi więcej ludzi, niż na piłkę nożną. Kibice są różni, ale wszystko idzie w dobrym kierunku.

Jakie są twoje plany na przyszłość? Są one związane z żużlem?

- Jeżeli pojawią się propozycje, to chętnie zostanę gdzieś trenerem pierwszej drużyny. Treningi z młodzieżą mam we wtorki i w czwartki, a w pozostałe dni jestem do dyspozycji.

Komentarze (0)