Spotkanie pomiędzy PRES Grupą Deweloperską Toruń a Betard Spartą Wrocław elektryzowało wszystkich sympatyków żużla. To był absolutny hit i mecz, po którym można było spodziewać się naprawdę dużo. Z pewnością każdy, kto zjawił się na toruńskiej Motoarenie, nie może czuć się zawiedziony, bo ściganie było na naprawdę światowym poziomie. To jednak nie oznaczało, że pasowało to w 100 proc. wszystkim gospodarzom.
- Cały czas szukaliśmy. Nawet jak wygrałem bieg, to musiałem szukać. W tym czternastym biegu próbowałem nawet najeżdżać na płot. Za blisko był zbronowany tor, było zbyt sucho, żeby napędzić motor. Jest to do poprawy, bo myślę, że można było zdobyć parę punktów więcej - komentował w pomeczowej mixzonie autor jedenastu punktów Emil Sajfutdinow.
ZOBACZ WIDEO: Mrozek znów to robi. "Nie wierzę, że Pludra jest dogadany z innym klubem"
- Wydaje mi się, że te kilka ostatnich spotkań mieliśmy trochę bardziej przyczepnie. Ogólnie na początku sezonu jeździliśmy na twardszym, ale dzisiaj było tak, jak było. Nie wiem, czy to przez pogodę tor wyschnął i zrobiło się bardziej ślisko. Ciężko było dobrać sprzęt, żeby napędzić się w tych miejscach, gdzie tor był porysowany. Trzeba było robić korekty po każdym biegu - dodał w temacie toru.
Obie drużyny spotkały się również na koniec fazy zasadniczej. Wówczas gospodarzami byli wrocławianie, którzy rozbili torunian 56:34. To spotkanie pokazało zespołowi z Torunia, że w fazie play-off muszą się zebrać, by postawić się Sparcie. Niedzielne spotkanie wygrane 52:38 pokazało, że odrobili lekcję. Ale niekoniecznie kluczem do sukcesu były liczne treningi, które i tak mogłyby nie przynieść pożądanych efektów.
- Powiem szczerze, że nie mieliśmy takiego ciśnienia, żeby trenować. Ja osobiście potrzebowałem w środę treningu, w czwartek mieliśmy mecz w Anglii, a w piątek udało nam się pojeździć na Motoarenie. Każdy spróbował to, co chciał. Niewiadomą była też pogoda, bo wiedzieliśmy, że nie musimy się na nią nastawiać - w sobotę miało być zimno i padać, więc tor w niedzielę mógł być zupełnie inny. Wiadomo, że był fajny do ścigania, a naszą rolą zawodników jest dopasowanie się do niego - stwierdził Sajfutdinow na antenie Canal+.
Z jakim nastawieniem PRES Toruń pojedzie zatem do Wrocławia? Z tyłu głowy wciąż będzie ten nieszczęsny mecz z fazy zasadniczej.
- Na pewno wiemy, po co jedziemy. Pamiętajmy, że jak jechaliśmy we Wrocławiu, to nie stosowaliśmy taktycznych, więc mogliśmy przegrać niżej. Nie jedziemy z myślą o tym, co było, tylko o tym, co będzie. Dzisiaj zrobiliśmy dobrą robotę. Mogliśmy mieć jeszcze więcej punktów przewagi. Ale musimy jechać na rewanż ze spokojną głową - zakończył zawodnik PRES Toruń.
Drugim żużlowcem, który brał udział w mixzonie, był reprezentant gości Bartłomiej Kowalski. On był w zupełnie innym humorze niż Emil Sajfutdinow. Zawodnik Sparty zdobył trzy punkty i bonus. Nie do końca był zadowolony ze swojej postawy, ale można było wyczuć w jego słowach żal do Dariusza Śledzia, że nie dał mu kolejnej szansy i zakończył swój występ jedynie na trzech biegach.
- Wolę nie odpowiadać, czy jestem zadowolony, czy nie, bo jedziemy dla drużyny i każdy by chciał, żebyśmy dużo mniej przegrali. Jeśli trener zadecydował, że tak będzie lepiej, to miałem nadzieję, że przyniesie to zamierzony efekt, ale nie przyniosło. W tym biegu (ósmym - dop.red.) naprawdę czułem prędkość. Planowałem zbliżyć się do Emila, ale nie zrozumieliśmy się z Artiomem i dwa razy mnie przyhamował. W ogóle jestem zniesmaczony, bo czułem się dobrze. Po pierwszym biegu szedłem w dobrą stronę z ustawieniami - stwierdził zawodnik Sparty.
Sytuacja przed rewanżem wciąż jest otwarta. Odrabianie strat nie będzie jednak prostą sprawą. Potrzebny będzie duży spokój przez najbliższe dwa tygodnie.
- Teraz nic nam więcej nie pozostało, jak dobrze przygotować się do rewanżu i znaleźć taktykę w zespole, żeby być dobrej myśli. Chcemy wjechać do finału i taki jest nasz cel - zakończył Kowalski.