Michał Stencel: Przed RKM kolejne ciężkie spotkanie - z PSŻ Poznań. Jak czujesz się przed tym meczem?
Roman Chromik: Od początku tego sezonu jakoś to wszystko idzie pod górkę. Nie mogę trafić ani z formą, ani ze sprzętem. W Gdańsku tez sobie nie pojeździłem, bo tam praktycznie nie było możliwości ścigania się. Tylko start i pierwszy łuk. Generalnie mieliśmy ciężkich rywali na początku tego sezonu.
Czy twoja sytuacja sprzętowa uległa poprawie? Swego czasu, jak rozmawialiśmy, mówiłeś, że jest zamówiony drugi, ponoć dobry silnik. Zatem…
- Zamówiony mam to fakt, ale jeszcze nie dotarł. Brakuje do niego części, zatem w dalszym ciągu czekam. Żeby nie czekać z założonymi rękami, zrobiłem ostatnio silnik u naszego klubowego mechanika, Henryka Romańskiego. Na treningu spisywał się całkiem nieźle, zatem mam nadzieję, że równie owocnie będzie jechał w meczach ligowych.
Od dłuższego już czasu twoje występy nie napawają optymizmem. Od mniej więcej dwóch lat forma idzie zdecydowanie w dół. Czy to nie odbija się na psychice? Gdzie szukasz pokładów motywacji do dalszej jazdy? Wszak nietrudno się domyślić, że takie występy są niesamowicie demotywujące.
- Sam już nie wiem. Wiem tylko jedno, że brakuje mi 2-3 zawodów, aby odbić się od dna. Rzecz jasna dobrych zawodów. Masz rację, taka jazda nie jest prosta. Staram się jednak jak mogę, aby wyglądało to dobrze. Dopóki sam widzę w tym wiarę, będę się starał ze wszystkich sił, aby dobrze jechać. Do każdych zawodów podchodzę tak samo poważnie. Ufam, że w końcu się przełamię. Z drugiej jednak strony, nie zapomniałem jak się jeździ na żużlu.
No właśnie. Pamiętam sezon 2004, kiedy bali się ciebie wszyscy. Kiedy wygrywałeś z najlepszymi, bez względu na klasę rywala. Gdzie się podział tamten Roman Chromik?
- Tak, to były piękne czasy. Kiedy podjeżdżałem pod taśmę, nie zastanawiałem się kto pod nią stoi. Czy Adams, czy może Jonsson. Nie bałem się nikogo. Puszczałem sprzęgło i wygrywałem. Miałem wtedy taki silnik, że wystarczała drobna korekta zębatek i już jechałem rewelacyjnie. Potem pogubiłem się ze sprzętem i sam ze sobą. Do tej pory nie mogę się odnaleźć. Pocieszam się jednak myślą, że gorzej już chyba być nie może.
Czy to nie jest tak, że kiedy teraz mówisz, że są problemy ze sprzętem, to cały czas jakby to siedzi w tobie i nie do końca można skupić się na jeździe?
- Coś w tym jest, chociaż nie do końca. Kiedy zapala się zielone światło już o tym nie myślisz. Starasz się tylko i wyłącznie jechać do przodu, aby wypaść jak najlepiej. Po biegu, kiedy jesteś ostatni, znowu to wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Paskudne uczucie i strasznie dołujące. Jeśli od początku sezonu, nie jedziesz dobrze, ciężko potem nagle załapać i jechać. Człowiek ma dość tej całej sytuacji. Nie jestem w stanie odpowiedzieć, kiedy wrócę do swojej normalnej dyspozycji i kiedy będę mógł pomóc drużynie w walce o spokojne utrzymanie. Wierzę jednak, że już niedługo to nastąpi. Musimy się w tym sezonie utrzymać, bo wiem , że na awans szans nie ma. Nawet wolę nie myśleć o barażach.
W barażach różnie bywa….
- Właśnie, zresztą przekonał się o tym w zeszłym roku Lublin. Podeszli do tego zbyt luźno i zostali niesamowicie skarceni.