Marek Cieślak dla SportoweFakty.pl: Nie róbmy z żużla speedrowera!

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Nowych tłumików nie chcą żużlowcy, nie chcą prezesi klubów, wysypki na myśl o nich dostają polscy kibice, ale na władzach żużlowej centrali zdaje się nie robić to wielkiego wrażenia. Jeżeli nowy system tłumienia pracy silnika wejdzie do użytku w obecnym kształcie, w pierwszych meczach sezonu 2010 trenerzy będą mieć jeden powód do bólu głowy więcej. Zdaje sobie z tego sprawę Marek Cieślak.

To już przestaje być zabawne. Sezon za pasem, a wygląda na to, że prędzej puszczą skute lodem rzeki, niż skute doktrynerstwem głowy "granatowomarynarkowych". Opublikowaliśmy we wtorek na naszych łamach oświadczenie PZM, który przeprowadził własny wywiad zagranicą i oznajmia polskim fanom, że formalnie nikt do nowych tłumików zastrzeżeń nie zgłasza. Tylko nad Wisłą tli się zarzewie buntu. A tli się coraz mocniej. Niedawno Krzysztof Cegielski na łamach SportoweFakty.pl zadeklarował, że jako szef stowarzyszenia "Metanol" zrobi co w jego mocy, żeby PZM zrezygnował z nieszczęsnego przepisu. Również lider Unii Leszno Jarosław Hampel nie zostawił na nowych tłumikach suchej nitki. Z każdym dniem z poziomu zagrożenia coraz lepiej zdają sobie sprawę polscy kibice i ich opór wobec nowego pomysłu rośnie. Z drugiej strony barykady nieliczni entuzjaści "Zielonych" szermują hasłami o ekologii i ochronie środowiska. Jaka jest opinia o całej sprawie jednej z najważniejszych osób w polskim speedwayu, czyli trenera Marka Cieślaka?

- Moja opinia jest taka, że żużel we Wrocławiu robi hałas przez 30 minut, raz na dwa tygodnie. Bo tak to średnio wychodzi. Jeżeli teraz, te pół godziny łamie tak bardzo jakieś odgórne dyrektywy czy zalecenia, to ja nie wiem gdzie my żyjemy. Bo jeśli pan na tym samym stadionie zorganizuje sobie koncert, a nie raz na Olimpijskim tak bywało, i będą tam "łupali" bite cztery godziny, to czy tych decybeli będzie mniej, niż wytwarzają żużlowe motocykle? - retorycznie pyta trener wrocławian.

- A poza tym, na żużel ludzie przychodzą między innymi właśnie dla tego huku. Bo nie przychodzą słuchać jak ptaki śpiewają. Chcą poczuć adrenalinę, chcą przeżyć emocje, ale właśnie w towarzystwie tego dźwięku. Pan redaktor nie pamięta, i połowa kibiców pewnie też nie pamięta, ale ja jestem starszej daty facet i w moich latach myśmy jeździli w ogóle bez tłumików. Jak zagrzaliśmy motory, jak ustawiło się na starcie czterech gości i wszyscy odkręcili gaz do oporu, to ci w pierwszych rzędach sr... w pory. Ale o to im chodziło! I po dwadzieścia tysięcy ludzi na meczach bywało - przypomina wybitny trener i świetny przed laty żużlowiec.

- Powie pan, że to były inne czasy - kontynuuje Marek Cieślak. - Zgoda, walczyliśmy na innych torach, mieliśmy inny sprzęt i jeździliśmy wolniej, niż ci teraz, ale adrenalina była ta sama i kibice przychodzili dla tego samego. Bo żużel jest dla kibiców. I jeżeli my zaczniemy robić sobie tutaj speedrower czy jakąś inną szopkę, to oni nas oleją. Po prostu oleją i przestaną na ten żużel chodzić. Tu musi się coś dziać, musi być ten "ogień". Już nie ten, co kiedyś, bo w tamtych czasach, bez tłumików, naprawdę szedł ogień z rury, a wieczorem pięknie było widać iskry lecące spod łyżwy. Ale ci ludzie nadal chcą te kilka czy kilkanaście razy w roku doznać tego prawdziwego smaku "czarnego sportu". I jeżeli teraz my to pozabijamy, to za chwilę tego "czarnego sportu" nie będzie. Niech pan do Formuły 1 wrzuci tłumiki ze Skody Octavii i zobaczymy, kto to będzie oglądał - w swoim stylu proponuje trener kadry.

Od strony technicznej jednak, jak to jest możliwe - taki poważny sport, milionowe kontrakty, telewizja, tyle nakładów, a ktoś nie przeprowadził testów, nie pomyślał o tym, że spaliny nie uciekną jak trzeba na zewnątrz, że elementy wydechu będą się grzały, a silniki zacierały? Wszak ambitniejsze symulacje przeprowadzają studenci położonego nieopodal "Olimpijskiego" wydziału mechanicznego wrocławskiej Politechniki...

- Ja panu powiem dlaczego. Z prostego względu - unijna ochrona środowiska ma swoje "widzi mi się" i oni uważają, że ma być tyle decybeli i wszystko na ten temat. A cała reszta, za przeproszeniem, pierdzi w swoje stołki, bo boją się, że jeśli się postawią, to stracą swoje stanowiska. Nikt w ogóle nie myśli o tym, że ten sport ma być atrakcyjny dla ludzi. Bo decydenci nie żyją z żużla. Oni żyją ze swoich ministerialnych czy urzędniczych pensji. A my żyjemy z tego sportu, żyjemy tym żużlem na co dzień i to my się teraz martwimy - nie kryje swojej irytacji Marek Cieślak.

Źródło artykułu: