Wolę być tym, który atakuje rywala - rozmowa z Dawidem Stachyrą, żużlowcem Lotosu Wybrzeże Gdańsk
Dawid Stachyra jest wychowankiem klubu z Lublina, chociaż w ostatnich latach kibicom żużla jego osoba kojarzy się głównie z Rzeszowem, w którym spędził sporą część swojej kariery. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl "Davidoff" opowiada o przeprowadzce do Gdańska, przygodzie z ligą brytyjską oraz o relacjach ze swoim ojcem Januszem, który również startował na żużlu. W rozmowie z zawodnikiem poruszyliśmy również temat wykształcenia, gdyż w zeszłym roku Dawid uzyskał tytuł magistra.
Rafał Sumowski
Rafał Sumowski: Sparing z Grudziądzem był dla ciebie pierwszą w tym roku okazją do ścigania na gdańskim torze. Trener Chomski mówił, że z biegu na bieg było widać w tych zawodach u ciebie poprawę. Początek był niemrawy, ale kolejne biegi w twoim wykonaniu były coraz lepsze. Masz już jakiś pomysł na gdański tor?
Dawid Stachyra: Zgadza się, z biegu na bieg było lepiej. Na początku chciałbym powiedzieć, iż z gdańskim torem miałem w swojej karierze raczej małą styczność. Startowałem tu bodajże dwukrotnie i to raczej ze średnim skutkiem. Tor ten jest bardzo specyficzny i z wyprzedzaniem jest tu dosyć ciężko, chociaż podczas sparingu z Grudziądzem takie próby z mojej strony były i w jakiś sposób mi się to udawało. Jeśli będę wygrywał starty to rywalom będzie bardzo ciężko mnie przejść. Przyznam jednak, że wolę być tym, który atakuje rywali. Będę dążył do tego, by nie było dla mnie straconych pozycji. Na początku swojej kariery jeździłem na torze w Lublinie, bardzo dziurawym. To mi dużo pomogło, moja technika nabrała tam jakichś kształtów. Tor w Rzeszowie to przede wszystkim prędkość i odważna jazda. To wszystko ukształtowało mnie jako zawodnika, który preferuje poważne ściganie, a nie zwyczajną jazdę do przodu.
Nawiązujesz do swoich wcześniejszych klubów. Lublin, Rzeszów - teraz startujesz w Gdańsku. Przejście do Wybrzeża jest dla ciebie wielką szansą, prawda? Z tego składu praktycznie każdy z was ma szanse, by być tym zawodnikiem wybijającym się, nie zaś tylko uzupełnieniem składu.
- Zgadza się, mamy bardzo ciekawy skład. Rzekłbym, eksperymentalny. Mamy dwóch bardzo doświadczonych zawodników, którzy sporo sobą reprezentują - mam tu na myśli Zorra i Renata (Magnusa Zetterstroema i Renata Gafurova - dop. red.). Do tego dochodzi grono młodych zawodników takich jak ja, Paweł Hlib, Thomas Jonasson, czy Tobi Kroner. Mam nadzieję, że jak najszybciej dołączy do nas Karol Ząbik. Ten zespół może zaskoczyć i liczymy, że tak będzie. Co do szansy, o której mówisz, ja cieszę się przede wszystkim ze zmiany klimatu. Jest fajne podejście. Może od strony kibica nie jest to widoczne, ale od strony zawodnika jest duża różnica, kiedy po latach spędzonych w danym klubie idzie się na obczyznę. Tej pracy trzeba wkładać w żużel jeszcze więcej. Pojawiają się duże zmiany i nowe wyzwania, które jednak są potrzebne by iść do przodu.
Skoro mówimy o wyzwaniach, niewielu Polaków startuje w na Wyspach Brytyjskich. Czy mógłbyś ze swojej perspektywy opowiedzieć o tym jak wygląda ten brytyjski żużel? Jak to się stało, że tam trafiłeś?
- Do Anglii trafiłem po zaproszeniu na turniej Sixteen Lapper, który odbywał się w Ipswich w 2008 roku. Finałowy wyścig w tym turnieju odbywa się na dystansie szesnastu okrążeń. Pokazałem się tam z dobrej strony zajmując w finale trzecie miejsce - tak nawiązała się współpraca z klubem z Ipswich. Miniony sezon był moim pierwszym na Wyspach i cóż mogę powiedzieć… Początki były bardzo trudne. Zupełnie inne tory, bardzo krótkie, wąskie. Inna specyfika dopasowania motocykli, inne podejście do zawodników. Wiadomo, że również jest jakaś presja na wynik, ale kiedy przyjedziesz na czwartym miejscu, nie dzieje się tragedia. Poklepią cię po plecach i mówią, że uda się następnym razem. Można startować na totalnym luzie, co bardzo pomaga. Powoli widzę, że ten luz udaje mi się przenosić również na moją jazdę w Polsce. Nie jestem już taki spięty podczas zawodów. W Anglii mam zdecydowanie więcej startów, co w połączeniu z technicznym charakterem torów sprawia, że ściganie się w tej lidze jest prawdziwą szkołą jazdy.
W skrócie - do Anglii jedzie się po naukę, do Polski po pieniądze?
- Tak to wygląda. Polska jest dla nas ligą wiodącą, gdzie wyrabiamy sobie nazwisko i zarabiamy pieniążki na życie. Do Anglii nie jadę z myślą o zarobku…
Stratny jednak nie jesteś?
- Oczywiście, że jeśli pojawiają się większe zdobycze punktowe to i pojawia się jakiś zarobek, ale Anglia to przede wszystkim szkoła, która procentuje podczas jazdy w Polsce. W minionym roku, gdzieś w połowie sezonu rozjeździłem się w Anglii, co przełożyło się na częste dwucyfrowe zdobycze w lidze polskiej.
Pierwsza liga zapowiada się w tym roku ciekawie.
- To prawda. Myślę, że sporo drużyn będzie wygrywało na swoim torze, przegrywając jednocześnie na wyjazdach. Spore znaczenie będą miały prawdopodobnie punkty bonusowe. Jadąc do Gniezna, Grudziądza, Daugavpils, czy nawet skazywanego na spadek Miszkolca będziemy mieli bardzo ciężkie zadanie.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>