Bartłomiej Jejda: Kilka refleksji o polskiej mentalności

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Aby docenić życie, jego kruchość, potrzebujemy dzisiaj wielkich medialnych wydarzeń. Niestety takimi okazała się katastrofa samolotu 10 kwietnia o której, dzięki mediom, wiemy wszystko, a nawet więcej. Telewizje i prasa prześcigały się w wynajdywaniu informacji, którymi przyciągną odbiorców przed ekran i do kiosków. Zabrakło umiaru. Podobnie, jak umiaru brakuje niejednokrotnie nam - kibicom...

Polacy są specyficznym narodem. Potrafimy pluć na siebie, a w momencie chwili zagrożenia, tragedii - zjednoczyć się. Było tak w ostatnich dniach, było tak podczas zaborów, było tak podczas wojny. Szkoda tylko, że to, co obserwowałem w ciągu ostatniego tygodnia nazwać można w większości wypadków hipokryzją, szansą wykorzystania tragedii dla własnych celów.

Portal SportoweFakty.pl nie jest miejscem na dysputy polityczno - społeczne, które w tym miejscu ucinam, przepraszając za ich obecność, ale inaczej, uwierzcie, nie mogłem zacząć.

Opóźniony sezon niedługo ruszy z kopyta. Większość z nas szybko zapomni o tym, jak kruche jest ludzkie życie. Wrócimy do pracy, znów będziemy pędzić za pieniędzmi, a w weekend zasiądziemy na trybunach miejscowego stadionu i zacznie się to samo, co zawsze. Czyli?

Nienawiść do kibica innej drużyny, mieszanie z błotem żużlowców po nieudanym występie, frustracja i złość. A czy jest to potrzebne żużlowi? Jesteśmy małą społecznością, grupka żużlowców nie może nawet równać się z ilością piłkarzy, koszykarzy, siatkarzy czy ostatnio piłkarzy ręcznych. Powinniśmy nawzajem się szanować, wybaczać zawodnikom słabsze dni.

Jak szybko zapomnieliśmy o samobójstwach Rafała Kurmańskiego, Roberta Dadosa, Łukasza Romanka... To jest straszne, że przeżywamy śmierć 96 osób nagłośnioną przez media (chyba właśnie dlatego), a obok ofiary ulicznego wypadku przechodzimy obojętnie. Podobnie jest chyba tutaj. Bardzo szybko po śmierci tych młodych zawodników powróciliśmy do polskiej mentalności: mieszania z błotem, lub wynoszenia ponad szczyty gór.

Nie potrafimy wyśrodkować opinii o innych ludziach. Żużlowcy oprócz tego, że zarabiają na ściganiu się w lewo dostarczają nam rozrywki, są osobami publicznymi. Ryzykują zdrowie i życie nie tylko dla siebie, ale również dla nas. Ponieważ są spragnieni naszych braw, ponieważ boją się gwizdów.

Tylu z nich skończyło na wózkach inwalidzkich. Pamiętacie choćby Andrzeja Szymańskiego? Tylu uniknęło cudem takiego losu, wychodząc z wypadku z "jedynie" złamaną nogą, ręką... kręgosłupem i powróciło pod taśmę startową.

Przepraszam za ten mentorski ton. Boję się jednak dokąd zmierza nasza ukochana dyscyplina sportowa. Niepokoi mnie wiele spraw. Nienawiść rosnąca między grupami ultras, bezczelność niektórych prezesów, posunięcia żużlowych władz.

Brakuje miejsca dla zwykłego kibica. Takiego, który z dumą określa się piknikiem, od lat zajmuje to samo miejsce na stadionie, widział już wiele i wiele wie. Ale zamiast gwizdać, woli klaskać lub przemilczeć pewne sytuacje. Bo wie, że życie ludzkie jest kruche, a żużel potrafi to udowodnić w każdym wyścigu.

Źródło artykułu: