Koszmarnie wyglądał niedzielny upadek Piotra Świderskiego na torze we Wrocławiu. Przypomnijmy, że po karambolu w wyścigu X jedynie centymetry dzieliły głowę zawodnika od kontaktu z koziołkującym w powietrzu motocyklem. Dla wrocławskich szkoleniowców oraz kibiców strata ta była o tyle boleśniejsza, że do tego momentu eks-tarnowianin jechał znakomite zawody. - Porozbijany jest solidnie, ale na szczęście szyja nie ucierpiała, to najważniejsze - mówili w parkingu mechanicy, którzy byli jako jedni z pierwszych przy zawodniku. - Z Piotrem nie jest źle. Trochę się poobijał, ale wyjechał już do ludzi. Na szczęście wygląda na to, że wszystko jest z nim dobrze - krótko na ten temat mówił trener Marek Cieślak.
Dobrze jest o tyle, że - jak wszystko na to wskazuje - faktycznie nie ma złamań i poważniejszych urazów, tym niemniej w poniedziałek ambitnie jeżdżący zawodnik musiał przejść dodatkowe badania. Rano sam żużlowiec nie chciał informować mediów o stanie swojego zdrowia, ale wiadomo, że musiał zostać hospitalizowany w znanym wrocławskim szpitalu im. Marciniaka przy ul. Traugutta. Pierwsze diagnozy mówią o licznych obrzękach, potłuczeniach oraz krwiakach, ale co najważniejsze zawodnik nie ma żadnych złamań. - Piotr przebywa na badaniach. Sami jeszcze dokładnie nie wiemy jaki jest jego stan, a tym bardziej nie chcemy wypowiadać się odnośnie jego przyszłych startów. Jeżeli tylko coś się wyjaśni, opublikujemy informację o tym na naszej stronie internetowej - poinformowano nas w WTS-ie.
Przypomnijmy, że w nadchodzącym tygodniu oprócz ligowego meczu z Unią Leszno (1 maja) Piotr Świderski zaplanowany miał także start w finale krajowych eliminacji do IMŚ (29 kwietnia w Tarnowie).