- Dzisiaj pojechali wszyscy i to dało efekt. Pogubiliśmy niestety trochę punktów na dystansie. Dwa razy pociągnęło Daniela Nermarka, raz Sławek Pyszny spadł z punktowanych miejsc. Myślę, że gdyby nie to, wygralibyśmy dziesięcioma czy dwunastoma punktami. Tak mieliśmy trochę nerwówki, w której mogliśmy liczyć na Klindta. Naprawdę wielki szacunek po tym meczu dla tego chłopaka - mówi Dariusz Momot, który w sezonie 2010 pełni funkcję menagera RKM ROW Rybnik i prowadzi z parkingu Rekiny do boju. - Zaryzykowałem trochę z Z/Z za Mariusza Węgrzyka, ale to zdało egzamin. Przyznaję się bez bicia, to moja decyzja. Dlaczego Mariusz Węgrzyk nie pojechał w tym spotkaniu? - Mariusz boryka się z jakąś wewnętrzną infekcją, która odbiera mu siły. Na treningach jedzie dwa biegi, które wygrywa, a potem kompletnie opada z sił - tłumaczy.
Na taką inaugurację w Rybniku czekali już kilka tygodni. Dlaczego? RKM ROW sezon zainaugurować miał już trzy tygodnie temu, kiedy to na Śląsk miał zawitać zespół z...Daugavpils. Najpierw opady deszczu, a potem żałoba narodowa przeszkodziły jednak w odjechaniu wcześniejszych spotkań. Teraz było już jednak wszystko tak, jak być powinno, a na trybunach pojawił się prawie komplet publiczności. - Szacunek dla kibiców. Są z nami na dobre i na złe. Fajnie, że tak licznie przychodzą do Rybnika na żużel. Są chyba najlepszą publicznością na pierwszoligowych torach - mówił po meczu z dumą Momot.
Menager rybnickiego teamu żałował trochę, że jego podopieczni potracili punkty na dystansie i nie wygrali z Lokomotivem wyżej. - Szkoda, że wygraliśmy tak nisko, bo bardzo trudno będzie walczyć o bonusa. Niestety na skutek błędów własnych mamy tylko ośmiopunktową wygraną. W Daugavpils nasi zagraniczni powinni sobie poradzić, dlatego o Nermarka i Kylmaekorpiego jestem spokojny. Największe problemy zawsze mają tam Polacy - komentuje Momot.
Zastępujący trenera Momot widział jednak dużo pozytywów w niedzielnym meczu w szeregach Rekinów. - Cała drużyna zasługuje na oklaski. Wszyscy pojechali, juniorzy dali dziewięć punktów. Wszyscy byliśmy razem, wszyscy sobie pomagaliśmy - byliśmy teamem, a to najważniejsze - mówi menager Rekinów.
Jeszcze przed meczem za wpisanego do programu Mateusza Domańskiego pojawił się Węgrzyk, a za niego stosowane było zastępstwo zawodnika. W obwodzie był jeszcze Andrei Karpow, ale ten nie był jeszcze w stanie rywalizować o ligowe punkty. - Karpow próbował dzisiaj jazdy przed meczem, ale jeszcze go bolało. Wiadomo, że na przyczepnym torze jeździ się zdecydowanie trudniej - wyjaśnia Momot.
Teraz rybniczanie starannie będą przygotowywać się do kolejnej rywalizacji. W kolejną niedzielę Rekiny gościć będą rywali z Grudziądza. - Teraz przed nami przygotowania do pojedynku z Grudziądzem, który mamy w przyszłym tygodniu. Muszę porozmawiać z zawodnikami zagranicznymi, kiedy mogą ewentualnie przyjechać na trening. Niewiadomo też, jak czuć będzie się Mariusz Węgrzyk. Mamy w obwodzie Andrei Karpow, a jeżeli i on nie będzie jeszcze w stanie pojechać, to możemy ponownie skorzystać z zastępstwa zawodnika - kończy dowódca żużlowców z Rybnika.