- Trochę za wysoko przegraliśmy. Myślałem, że powalczymy, że mecz będzie na styku - mówił po meczu zawiedziony Adam Pawliczek. - Widać, że zespół jeszcze musi się zgrać, zawodnicy dopasować do swoich sprzętów i wtedy będzie dobrze. Jeździliśmy z drużyną, która w zeszłym roku pretendowała do awansu do pierwszej ligi, w tym roku walczą o to samo. Wydaje mi się, że będzie to jedna z silniejszych drużyn w drugiej lidze. Tylko szkoda, że tak wysoko przegraliśmy. To jest nietakt z naszej strony. Myślałem, że wynik będzie lepszy - wyznał niespełna 46-letni zawodnik Kolejarza, doceniając klasę przeciwnika.
Pawliczek w piątkowym spotkaniu zdobył sześć punktów. Trzy razy przyjeżdżał do mety jako drugi, przegrywając kolejno z Jackiem Rempałą i Piotrem Dymem oraz swoim klubowym kolegą Rickim Klingiem. Zanotował także jeden upadek i raz nie ukończył wyścigu. - Miałem problemy ze startami. Coś nie tak mi się z silnikiem podziało. Przegrywałem starty przede wszystkim a na tym torze były one bardzo ważne. Cały czas miałem pola zewnętrzne i środkowe. Niekorzystne były te pola akurat w moim przypadku. Tym się nie tłumaczę. Chodzi o to, że coś działo się od początku do tego biegu czternastego, cały czas coś z silnikiem było nie tak. Wyciągnęliśmy go z ramy i zobaczymy. Może na niedzielę będzie przygotowany tak jak trzeba.
Do upadku Pawliczka doszło w biegu jedenastym na wyjściu z pierwszego łuku drugiego okrążenia. Jadący na trzecim miejscu opolanin pojechał za szeroko. - Była taka fala, poszedłem tam trochę szerzej, chciałem wyjść za zawodnika. Niestety już nie dało rady wyjść z tego łuku. Zahaczyłem o balona, tak się dzieje w tym przypadku. Później już ciężko wyrobić. Gdyby była twarda banda może bym z tego jeszcze wyszedł. Wtedy zrobiłbym wszystko, żeby nie zahaczyć. Brakło mi toru, o te pół metra tego balona. Rozciąłem sobie wewnętrzną stronę wargi ale jest ok.