Michał Gałęzewski: Co prawda wygraliście 51:39 z Marmą Hadykówką Rzeszów, jednak wynik tego meczu mógł być jeszcze bardziej okazały...
Matej Kus: Tak, to prawda, ale ważne że wygraliśmy. Zobaczymy jak nam pójdzie mecz w Rzeszowie. Po spotkaniu u siebie jestem zadowolony.
Jeździłeś w kratkę. Dwa razy byłeś pierwszy, dwa razy trzeci...
- Popełniłem błąd i straciłem drugą pozycję, gdy jechaliśmy z Pawłem Hlibem na 5:1. Jako zespół pojechaliśmy jednak bardzo dobrze i to jest najważniejsze.
Gdańscy zawodnicy niejednokrotnie chwalili sobie atmosferę w klubie. Ty również?
- Tak, oczywiście! Chwalę atmosferę stworzoną w Gdańsku, bo po prostu jest ona znakomita. Nie miałoby sensu mówienie że jesteśmy fajną drużyną, gdyby tak nie było. Po prostu tak jest i bardzo mi się tu podoba.
Ważne w tym sezonie mogą być punkty bonusowe za dwumecz. Przed trzynastym biegiem prowadziliście już różnicą osiemnastu punktów, a skończyło się na dwunastu. Nie obawiasz się rewanżu? Jak się czujesz na rzeszowskim torze?
- Niestety nigdy nie byłem na rzeszowskim torze. Zobaczymy jak nam pójdzie w rewanżu, jednak na tą chwilę nic nie potrafię powiedzieć.
Już w niedzielę jedziecie w Poznaniu. Ten obiekt zdążyłeś już poznać?
- Również tam nie byłem...
Nie boisz się więc tego występu?
- Nie boję się. Chcę tam solidnie punktować, bo mam silnik, który ma pasować właśnie w Poznaniu.
Wygląda na to, że Wybrzeże w tym sezonie dysponuje niezłą parą juniorów jak na I ligę. Zarówno ty, jak i Damian Sperz nieźle punktujecie. Może to zaważyło o zwycięstwie? Młodzieżowcy z Rzeszowa zdobyli zaledwie punkt.
- Trudno mi powiedzieć. Pamiętajmy, że wszystkie punkty są ważne i musi być tak, aby każdy z drużyny zawsze dokładał swoją rękę do sukcesu.
Dostałeś dziką kartę na Grand Prix. Co o tym sądzisz?
- Cieszę się z tego i będę się starał wykorzystać moją szansę.
Będziesz chciał nawiązać do sukcesów choćby Antonina Kaspera?
- Oj naprawdę bym tego chciał... Dla mnie będzie sukcesem to, jak się znajdę w pierwszej ósemce turnieju Grand Prix Czech.
Poza Gdańskiem, jeździsz w innych ligach, w tym u siebie - w Czechach. Jak byś ocenił poziom waszej ligi?
- W tym roku zmienił się system. Zamiast czwórmeczów rozgrywane są dwumecze, podobnie jak w Danii. Okazuje się, że jest wysoki poziom zawodów i przyjeżdżają do nas tacy zawodnicy, jak Ułamek, Hancock, czy Protasiewicz. Chcą u nas jeździć i poziom ligi w Czechach idzie trochę w górę. Nie mamy jednak młodych, perspektywicznych juniorów, którzy mogliby decydować o sile czeskiego żużla w przyszłości.
Jak więc wygląda szkolenie w twoim kraju?
- Nie jest za bardzo prowadzone szkolenie juniorów. Nie ma tak jak w Polsce, gdzie kluby starają się o szkółkę żużlową. Oczywiście nie mówię, że nikt się nie stara, gdyż w Pradze trochę juniorów jest. Poza Pragą nie ma jednak klubu, który kładłby na to nacisk.
Jak to się więc stało, że zostałeś żużlowcem, gdy w Czechach ludziom stawiającym pierwsze kroki na żużlu jest tak ciężko?
- Miałem chyba trochę szczęścia, wykonałem sporą pracę i przyczyniło się to do sukcesu. Jestem z tego zadowolony.