Stefan Smołka: Jarek - pierwszy po Bogu

Powyższy tytuł trzeba wziąć w duży cudzysłów, bo jaki tam z Tomka Golloba Bóg? - heros co najwyżej, od dwudziestu lat najlepszy pod polskim niebem żużlowiec. A pewnie i teza, że Jarosław Hampel jest w kolejności tym drugim w Polsce, znalazłaby wielu oponentów. Zawsze w takich sytuacjach najlepiej, gdy przemówią fakty.

Porozmawiajmy więc o żużlowcu, który na tę chwilę, po znakomitym występie na GP Europy w Lesznie, jest z Polaków żużlowcem najlepszym. Okazją do tego dodatkową jest ciekawie wydana, w formie bogatego w komentarz albumu, biografia Jarka z nowego, wiele obiecującego na przyszłość, cyklu Wiesława Dobruszka pt. "Żużlowcy znani i lubiani".

Jarosław Hampel przyszedł na świat w Łodzi, skąd potem wypadł, dlatego pewnie tak świetnie pływa i nurkuje. Urodził się w jakże trudnym dla Polski roku 1982, ale do szkoły zaczął chodzić już w Polsce na nowo odzyskującej statut państwa wolnego i demokratycznego. Dzięki temu jego talent sportowy mógł się rozwijać pełniej, szerzej, tudzież bardziej profesjonalnie. Po krótkim łódzkim epizodzie rodziny Hampel, mały Jarek znalazł się z rodzicami tam, skąd ród ich pochodził, w pobliżu posypanego popiołem, a raczej żużlem, Leszna.

Ponieważ we wczesnej młodości za kumpli miał nie byle kogo - Rafała Okoniewskiego i Łukasza Jankowskiego - synów dwóch legend leszczyńskiego speedway’a, którzy też wybrali drogę żużlowej kariery, więc musiał siłą rzeczy sam zostać żużlowcem. Nie było innej opcji. Bardzo prędko z trójki kolegów stał się tym pierwszym - najbardziej utalentowanym - najlepszym. Trenował w kuźni talentów "Pawłowice", ale w efekcie dziwnych układów, których bezpieczniej nie komentować, znalazł się w Pile. A tam cięto równo. Dla rozwoju jego talentu, co by nie powiedzieć o okolicznościach towarzyszących, to był strzał w dziesiątkę.

Polonia Piła w drugiej połowie ostatniej dekady XX wieku była potęgą żużlową o niesłychanej mocy, bijącej z występujących tam światowych gwiazd. "Profesor z Oxfordu" Hans Nielsen, dając Pile drużynowe mistrzostwo Polski w 1999 roku, miał już wtedy 40 lat i złota perła DMP była ostatnią w jego królewskiej koronie - potem zakończył swoją wielką karierę - dając początek legendzie. U boku takiej sławy, a oprócz tego Lee Richardsona, Andy Smitha, Jesper B. Jensena, Kai Laukkanena, Jacka Golloba, Roberta Flisa, Rafała Dobruckiego i innych, wzrastała osobowość sportowa młodziutkiego Jarka. To szczęście mieć takie wzory, takich nauczycieli w zasięgu ręki. W następnym roku, w niewiele zmienionym składzie, ale już bez profesora, Polonia Piła wywalczyła "tylko" srebro ligi, wówczas Hansa Nielsena zastąpił inny Duńczyk Brian Karger. Znów było to dzieło m.in. młodziutkiego Jarka oraz jego rówieśnika Tomasza Gapińskiego. Polonia Piła była przykładem umiejętnego łączenia sztuki marketingu i szkolenia na wysokim poziomie. Szkoda tylko, że tak krótko to trwało. Zabrakło chyba największej siły napędowej speedway’a w naszym kraju - poszanowania dla tradycji.

Rok 2000 był w ogóle dla osiemnastoletniego Jarka rokiem spełnienia. Stanął na podium "dorosłych" IMP, wywalczył Srebrny Kask dla młodzieżowców, pojawił się na prestiżowych jeszcze wówczas angielskich torach, w barwach niezwykle przyjaznego Polsce zespołu „czarownic” z Ipswich, któremu zresztą pozostał wierny przez cztery z rzędu sezony.

Wierność właśnie podkreśliłbym jako główną zaletę Jarosława Hampela. Zmieniał oczywiście kluby, bo w tych czasach zwariowanej żużlowej migracji inaczej się niestety nie da, ale robi to z wyraźną niechęcią, po latach prób odwrócenia złych trendów w miejscu pracy, no i wreszcie… wraca do swoich korzeni. Taki jest w sporcie, który przemija, taki jest w życiu, które trwa, ale też kiedyś zgaśnie… Wszystkim życzę takiej postawy, bo godna jest pochwał. Zawsze i wszędzie.

Gdy upadał kolos na glinianych - politycznych nogach Polonii Piła, to młody Jarosław musiał dokonać trudnego wyboru dalszej drogi. Wybrał na cztery sezony specyficzny klimat Wrocławia i profesjonalnie prowadzony klub WTS. Został w 2003 roku mistrzem świat juniorów w Kumli, rok później zadebiutował w cyklu GP, zajmując niespodziewanie ósmą lokatę wśród najlepszych na świecie. Potem było nieco gorzej, ale w czołówce światowej pozostał i swoje miejsce wśród najlepszych żużlowców globu już do końca swojej kariery - oby trwała jak najdłużej - na stałe sobie zarezerwował. Awans do finałowej rozgrywki SGP 2010 Jarosława Hampela tu i ówdzie przyjmowano ze sceptycyzmem, zarzucając niesprawiedliwie Jarkowi brak waleczności itp. braki. Otóż nie! Pierwszy finał GP IMŚ w Lesznie pokazał, gdzie możemy sobie włożyć tego rodzaju przepowiednie - między bajki.

Innym potwierdzeniem niepośledniego miejsca Jarosława w historii polskiego speedway’a są mistrzostwa świata najlepszych narodowych, czy też słuszniej byłoby powiedzieć - państwowych reprezentacji, ubranych w kształt DPŚ. Jarosław Hampel wydatnie przyczynił się do trzech złotych medali mistrzostw świata 2005, 2007, 2009. W tej "złotej dziedzinie" znalazł się pośród najlepszych Polaków w historii - Tomasza Golloba, Andrzeja Wyglendy - po cztery zespołowe tytuły MŚ, Andrzeja Pogorzelskiego, Stanisława Tkocza, Antoniego Woryny, a z młodszych Piotra Protasiewicza, czy Grzegorza Walaska, Krzysztofa Kasprzaka i Rune Holty, którzy - jako Polacy - wciąż razem z Jarosławem zachowują szanse na powiększenie swojego złotego dorobku MŚ.

Tego im życzymy, ale szczególnie niedawnemu solenizantowi Jarosławowi Hampelowi. Będąc już wielkim mistrzem, potrafi nadal być jednym z nas - zwykłym człowiekiem, z nieraz "obciachowym", ale dlatego dla nas tak bardzo cennym, bo autentycznym grymasem niezadowolenia, czy wymuszonego uśmiechu.

Od siebie tylko dodam: Jarosławie! Jesteś wielki! Bądź zdrów!

Stefan Smołka

Komentarze (0)