Po czterech gonitwach widniał wynik 17:7 dla gości, którzy od samego początku spotkania byli bardzo dobrze dopasowani do grudziądzkiej nawierzchni i już po starcie znajdowali się na czołowych lokatach. - Zabrakło nam przebudzenia się w pierwszej fazie meczu, gdzie niestety przysnęli nasi zawodnicy, przez co byliśmy zmuszeni gonić wynik. Do tego doszła słabsza postawa Artura Mroczki i Kamila Brzozowskiego. Myśleliśmy, że nam się to wszystko poukłada ale niestety nie udało się. Uciekły nam te dwa punkty, wszyscy mieliśmy kaca moralnego, że pół nocy nie spaliśmy - powiedział prezes, Zbigniew Fiałkowski.
Bardzo słaby występ zanotował Artur Mroczka, który we wcześniejszych spotkaniach był jednym z liderów. Tym razem jednak nie zdobył punktów, co więcej po przegranych biegach w prowokujący sposób wykonywał kontrowersyjne gesty w stronę publiczności. - Ze wszystkimi zawodnikami spotkaliśmy się po zawodach. Omawialiśmy przebieg tych zawodów oraz przyczyny porażki. Zawodnicy mówili, że mieli problemy z przełożeniami i źle dopasowali się na pierwsze wyścigi. Jak trochę wyschło było już zupełnie dobrze. Niemniej Artur Mroczka sam powiedział, że zawalił ten mecz. Broń Boże nie usprawiedliwiam jego gestów w stronę publiczności, bo były one niepotrzebne i został za to wczoraj skarcony. Po prostu odreagował złość w stosunku do siebie w zupełnie niepotrzebny sposób. Zawsze zdobywał duże ilości punktów, a wczoraj totalna porażka z jego strony - tłumaczył włodarz GTŻ-u.
- Gdyby ten sport był przewidywalny, to byśmy mogli sobie wpisać miejsce w tabeli i w ogóle nie jeździć. Sport się rządzi swoimi prawami i raz wychodzi, innym razem nie. Podczas wczorajszej rozmowy Tomek Chrzanowski powiedział, że też nie rozumie takiej sytuacji, że raz zawodnik wygrywa, by w następnym biegu przyjechać na końcu stawki, by chwilę później znów zwyciężyć. Na tym właśnie polega ten sport, że jest ciekawy. My niestety straciliśmy dwa punkty, które miały zostać w Grudziądzu.
Podstawowym problem grudziądzkich zawodników jest strasznie nierówna dyspozycja, zwłaszcza obcokrajowców. Pocieszającym jest fakt, że problemy sprzętowe zażegnał wreszcie Davey Watt, który dobrze zaprezentował się w Rybniku, a jeszcze lepiej w niedzielnej potyczce ze Startem Gniezno. - Zawodnicy jeżdżą strasznie nierówno i sami nie wiemy co mamy z wszystkim zrobić, dlatego w tym tygodniu od czwartku do soboty zaplanowane są treningi. Watt ze Schleinem powiedzieli, że przyjadą na pewno w sobotę. Krzysiek Buczkowski także będzie trenował w sobotę. Składu nie zmieniamy, tylko po prostu ci zawodnicy muszą się jeszcze bardziej dopasować do tego toru i od pierwszego biegu jechać. Być może wygrana w Rybniku ostudziła ich wolę walki i cały czas mówiliśmy, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i mieliśmy rację - stwierdził niepocieszony prezes.
Wielu kibiców zastanawia się, czy kolejną szansę występu otrzymają Edward Kennett oraz Oliver Allen. - Czy Anglicy przyjadą do nas trenować to jest ich sprawa. Jeżeli oni chcą występować w klubie to muszą przyjechać i trenować. Wiem, że Edward Kennett chciał w zeszłym tygodniu przyjechać potrenować ale mu coś nie wyszło. Jeżeli Anglicy są gotowi przyjechać w każdej chwili do Grudziądza, to jak najbardziej im to umożliwimy.
Przed zespołem GTŻ-u w najbliższa niedzielę bardzo ważny mecz z drużyną Lotosu Wybrzeże Gdańsk. Następnie dwumecz z ekipą Speedway Miszkolc. Prezes Grudziądzkiego Towarzystwa Żużlowego nie dopuszcza do siebie myśli o stracie punktów w tych pojedynkach. - Każdy mecz jest bardzo ważny i do każdego spotkania musimy się w pełni mobilizować, bo przypomnę, że w następnej kolejce podejmujemy Gdańsk, później mamy wyjazd do Miszkolca i rewanż. Są to bardzo ważne trzy mecze o których wczoraj rozmawialiśmy. Nie możemy tutaj stracić punktów. Musimy zrobić wszystko, aby zawodnicy byli dopasowani, zdrowi i skoncentrowani jeszcze bardziej. Będziemy do tego dążyć. O wczorajszym meczu trzeba jak najszybciej zapomnieć. Do historii nie ma co wracać. Stało się ale taki jest sport. Jedziemy dalej! - zakończył pełen nadziei Fiałkowski.